Rozdział 9

612 124 172
                                    

Zuza




Zmieniam zdanie. Taka kochana kobieta, jednak mogła spowić demona.

Jakoś dziwnie, poprzechodziły te geny. Z jego matki, od razu na jego syna. On w tej konfiguracji, został całkowicie, pominięty.
Jak to wytłumaczyć inaczej, nie wiem. 

Gdybym tylko zapytała, panią Janinę o nazwisko, podczas naszej rozmowy w cukierni, to wtedy może, jakaś lampka by mi się zaświeciła.
Ale niestety, byłam tak zachwycona, niespodziewaną ofertą pracy, że kompletnie nie zwróciłam uwagi, na to, że podała mi tylko imię.
I mam teraz za swoje.

Oczywiście, tego małego słodziaka, poznałam od razu, jak tylko, otworzył mi drzwi i chciałam wiać. Bo uświadomiłam sobie, czyje to dziecko. 

Ale on był szybszy i wciągnął mnie do środka, zanim zdążyłam, wyjść z pierwszego szoku.
Następnie, zawołał ojca, a ten wpadł do salonu, jak burza i swoim wyglądem, odłączył mój mózg, od reszty ciała. 

Przez to dalej stałam pośrodku, jego pieczary.

No dobrze, pieczara to może nie jest, zbyt adekwatny opis tego domu. 

Już od wejścia było widać, że mieszka tutaj, ktoś majętny. Ogromny budynek z dużymi przeszkleniami i jeszcze większa działka, która go otaczała, zwiastowały, że w środku, będzie na bogato.
Jednak o dziwo, wnętrze, jest bardzo przytulne. Jasne i przestronne.
Ale to w dużej mierze, zasługa sporych rozmiarów okien, które wpuszczają do środka, mnóstwo światła, jak i ogromnego metrażu. 

W samym salonie można by pomieścić, prawie całe moje mieszkanie!

Jednocześnie panuje tutaj, bardzo przytulny klimat. Trzeba przyznać, że ma facet gust.

Co nie zmienia faktu, że nadal dla mnie, to pieczara.

W końcu zamieszkuje, ją demon.

Z pewnością pani Janinka, starała się, jak mogła, żeby wychować syna, jak najlepiej. Ale widocznie, choćby się człowiek, urobił po łokcie, to charakteru i tak nie zmieni.
A wszystko, co złe i tak, na pierwszy plan, wypełznie.

Przykład. Żywy przykład, na moją teorię, stoi aktualnie, przede mną w samym ręczniku, nisko przepasanym na biodrach. 

Miałam rację, jak ostatnio oceniałam go przez ubranie. Jest umięśniony, nawet bardziej niż mi się, początkowo wydawało.
Ale na ten widok, nic mnie nie mogło przygotować, więc przez chwilę straciłam zdolność, elokwencji. 

On jednak szybko to naprawił, jak tylko, zasugerował, że go śledzę.
Pf, też mi coś. Jakby było po co.

No dobra, może i trochę jest. Umięśniony tors, tatuaże, których nie było widać wcześniej, ponieważ zawsze miał na sobie koszulę na długi rękaw. 

Ciemne włosy, jeszcze lekko wilgotne po prysznicu i ta V na dole brzucha, na której punkcie, większa część, damskiej populacji, dostaje ślinotoku. (Już teraz, rozumiem, dlaczego.)

Przyznaję, wygląda niczym Anioł, ale na tym przyrównywanie nazwiska do jego osoby, się kończy.
Bo, jak tylko otworzy, te swoje pełne (jak na faceta) usta, to czar pryska.

Coś jak z żabą, która przemienia się w księcia. U niego jest odwrotnie, jak tylko zacznie mówić, z księcia, przepoczwarza się w ropuchę.

- Po moim trupie. -syczy przez zęby, opisana przeze mnie, powyżej kreatura.

- To się da załatwić. -mamrocze pod nosem, zanim zdążę się, ugryźć w język.

Miłosna potyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz