Rozdział 11

600 128 132
                                    

Zuza



Co za idiota! Już dawno nie spotkałam, tak nieprzyjemnego w obyciu człowieka. I, że to niby ja, tak na niego działam?! Co za tupet!

Jakby tego było mało, to mój głupi umysł, postanowił sobie ze mnie zakpić i co noc przypomina mi o jego istnieniu. A dokładniej o jego wyglądzie. 

Gdy tylko zasypiam, pod powiekami pojawia się, ten idealnie wyrzeźbiony tors i tatuaże, biegnące od łokcia, aż do samego ramienia i wkradające się, jeszcze delikatnie na klatkę piersiową.

Nie muszę chyba opisywać, co robi w tych snach… Najchętniej, wolałabym o tym zapomnieć. 

Ale niestety nie potrafię. A efekt, zawsze jest ten sam. 

Budzę się, zlana potem, a między nogami panuje, istny kisiel i tak noc w noc.

Co z tego, że na jawie mam ochotę jedynie go zamordować, skoro w nocy…

eh… szkoda gadać. 

Chodzę przez to niewyspana, wkurzona, zawalam robotę, bo nie potrafię się skupić i nawet wizyta w domu dziecka oraz rozmowa z panią Anetką na niewiele się zdały.

Nie mam zbyt wiele osób, którym mogłabym się wygadać. Wbrew wszelkiej logice, bo mam taki zawód, jaki mam, ale jestem osobą raczej zamkniętą w sobie.
A przez to, że z początku w domu dziecka, strasznie się buntowałam, to później, reszta dzieci raczej stroniła ode mnie. 

Wszystkie moje koleżanki, jakie miałam jeszcze przed moją zmianą, miejsca zamieszkania, zerwały ze mną kontakt. Wstydziły się zadawać z dzieckiem z bidula. 

Dlatego też moja ostrożność w kontaktach z innymi ludźmi, tylko się pogłębiła.
Na studiach miałam co prawda, bardzo dobrą koleżankę, ale kontakt urwał nam się jakieś dwa lata temu, po jej przeprowadzce za granicę.

Czy czułam się przez to samotna? Nie. Tak bym tego nie określiła. 

Mam panią Anetkę i panią Mariannę, z którą zawsze mogę sobie poplotkować. A także całą masę, małych istotek z domu dziecka, dzięki którym moje życie jest o wiele bogatsze.

Jeśli chodzi o facetów… cóż, ten temat wolę na razie przemilczeć.

Jedno jest jednak pewne, nie potrzebuję, a co więcej nie chcę w swoim życiu, żadnego faceta, a już zwłaszcza, tego demono-Anioła. 

Prędzej, czy później, przestanie pokazywać się w moich snach, tak samo, jak na jawie. 

A ja wtedy odzyskam, swój spokój.

Po rozmowie z tym wężem w ludzkiej skórze, postanowiłam, pojeździć trochę na rolkach i się zmęczyć.
Miałam co prawda jedną imprezę, na której powinnam się stawić, ale to dopiero po południu. Poza tym muszę odreagować, inaczej zawale kolejne zlecenie. 

To pasmo nieszczęść i pomyłek, musi w końcu zostać przerwane.

Inaczej moja reputacja i dobre imię firmy legnie w gruzach. A ja zbyt dużo serca w nią włożyłam, żeby na to, ot, tak pozwolić.

~~~~

Prawie godzinę, jazdy później, mój nastrój ulega znacznej poprawie.
Rolki to był jednak świetny pomysł.

Mknę sobie, po parku, specjalną ścieżką, która została położona wzdłuż stawu. Kwietniowe słoneczko, przyjemnie ogrzewa moje policzki, a delikatny wiatr, który wprawia w ruch liście drzew, sprawia, że jazda jest niezwykle przyjemna. 

Miłosna potyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz