Rozdział 27

622 125 137
                                    


Gabriel




- Nie potrafię. -odpiera, a moje serce zamiera na kilka uderzeń.

Co mam powiedzieć, jak ją przekonać? Gdy w sumie to zgadzam się z jej zdaniem.
To znaczy… wiem, że nie zasługuję na przebaczenie. 

Zaufała mi, otworzyła się przede mną, a ja nie potrafiłem odwdzięczyć się jej tym samym.

- Zuza… może -zaczynam niepewnie. - nie podejmuj teraz decyzji… 

- Jak mam ci zaufać? -wtrąca. - No jak? Poza tym… ona wróciła…

- To nie ma znaczenia.

- Zależy jej na was…

- Nie prawda. -przerywam jej. - Musiała zwietrzyć kasę i wróciła w łaski. Rafała, zamknęli za łapówkarstwo, więc pewnie kasa się jej skończyła i próbuję się wymiksować z tego tonącego okrętu. Ale ja nie zamierzam być jej tratwą.

- To mama, Kubusia. Ma prawo…

- Nawet go nie chciała. -wtrącam. - Gdyby nie ja… usunęłaby ciążę.

- Boże. -zasłania dłonią usta. - Co ty mówisz?

- Niestety, taka prawda. Bała się, że po ciąży zostaną jej rozstępy i że świat modelingu, pozostanie już dla niej zamknięty na zawsze.
Dopiero, jak obiecałem, że sfinansuje wszystkie potrzebne jej zabiegi, żeby jej ciało wyglądało tak jak wcześniej, zgodziła się urodzić.
Nie myślałem tylko, że tak sobie weźmie moje słowa do serca i że na jednej operacji się nie skończy. Po ponad roku nie było w niej nawet kawałka, natury… wszystko ma sztuczne… szkoda, że nie robią przeszczepów mózgu, może to by jej pomogło.

- Wątpię. -mruczy pod nosem.

- Chyba, masz rację. -przytakuję. - Zuza, proszę, nie odtrącaj mnie. -błagam i klękam przed nią.
Próbuję złapać jej dłonie w swoje, ale wyrywa je i podnosi się szybko, przez co krzywi się nieznacznie i siada ponownie na kanapie, ale z dala one mnie.

- Jak mogłeś to przede mną ukryć. -wyrzuca mi, a w jej błyszczących od łez oczach, jest tyle żalu i smutku, że aż sam mam ochotę, dać sobie po gębie. 

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Przecież bym zrozumiała! -wykrzykuje, nie hamując już łez. - Na początku, to wiadomo, nie miałeś do mnie zaufania… ale później -patrzy na mnie z wyrzutem. - a już zwłaszcza po tym co ci powiedziałam o sobie… cholera no! Przecież ja też jestem dzieckiem, porzuconym, niechcianym… tak jak Kubuś.
No może nie do końca, nasza historia jest, taka sama, ale… mogłeś mi powiedzieć. -prawie szepcze, ostatnie zdanie. - Jezu, nie wierzę, że to się dzieje. -kończy, chowając twarz w dłoniach.

Serce wali mi tak mocno, że za chwilę wyskoczy mi chyba z klatki piersiowej. Co ja narobiłem?
Kobieta, która już tak wiele w życiu przeszła, cierpi. Przeze mnie. 

Czuję się jak skończony, sukinsyn.
Czym różnie się od reszty facetów w jej życiu?
Też ją skrzywdziłem, zawiodłem.

Zdradziłem… może nie fizycznie, ale kłamstwo, zatajanie prawdy to też zdrada. Zdrada zaufania.

- Zuza… przepraszam cię… nie wiem, co miałbym ci jeszcze powiedzieć. Nie chciałem, żeby tak wyszło… żebyś dowiedziała się o tym wszystkim w ten sposób.

- Oczywiście, że nie chciałeś. -wtrąca. - Najlepiej by było, gdybym w ogóle się o tym nie dowiedziała, prawda?! -krzyczy, zrywając się z kanapy, ale momentalnie siada z powrotem, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.

Miłosna potyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz