Gabriel
W życiu nie spotkałem, tak dziwnego stworzenia. Bo kobietą to bym jej raczej nie nazwał.
Bardziej, jakieś przerośnięte dziewczę… sam nie wiem.Niby sylwetkę miała kobiety, co było widać nawet pod tym głupim strojem. Ale… no właśnie, kto się w ogóle tak ubiera?
Przedszkolaki chyba jakieś, tylko.Mogła mieć co najwyżej dwadzieścia lat, no może góra dwadzieścia cztery, ale nie więcej.
Ledwo to odrosło od ziemi, a pyskate… Niewiarygodnie.
Na początku byłem naprawdę mocno wkurzony, zdarzeniem na ulicy, kiedy o mały włos nie zaparkowała w moim samochodzie.
Ale kiedy zobaczyłem, jak uroczo się wkurza i pyskuję, mimo że sięgała mi zaledwie do klatki piersiowej, nawet mnie to rozbawiło.
Więc specjalnie, starałem się, ją jeszcze bardziej zdenerwować, żeby zobaczyć te ogniki w oczach. Wyszło lepiej, niż się spodziewałem, miałem wrażenie, że jeszcze chwila i para buchnie jej z uszu.
Muszę przyznać, że już od dawna nikt mnie tak nie wkurzył i nie rozbawił jednocześnie.
~~~~
Parkuję w garażu i jeszcze chwilę siedzę w aucie, rozmyślając o tym, jak teraz wygląda moje życie.
Muszę przyznać, że chyba wreszcie wychodzę na prostą, a ten dom jest pierwszym krokiem, ku mam nadzieje, że lepszej przyszłości.Po zebraniu toreb z zakupami czuję się, jak wielbłąd obładowany z każdej strony.
- Jestem, już! - krzyczę, po wejściu do domu.
- No w końcu! -wykrzykuję mój syn, rzucając się do toreb i gmera w nich.
- Ej, ej! Kolego! Może byś tak pomógł i wziął ode mnie z jedną torbę? A nie mi tu je przeszukujesz.
- Dasz sobie rade. Jesteś silny. -stwierdza. - A ja, chce zobaczyć, co kupiłeś.
- Zobaczysz w kuchni. -odpieram i unoszę wyżej torby, żeby nie mógł dosięgnąć. - No już, do przodu, raz-raz.
Spogląda na mnie z nadąsaną miną, ale odwraca się posłusznie i drepta przede mną.
- Matko, zwariowałeś! - dobiega mnie głos mamy, kiedy przekraczam próg kuchni. - Ile tyś tego nakupował?! -łapie się za głowę, po czym odbiera ode mnie kilka siatek.
- No co? -wzruszam beztrosko ramionami. - Ten potwór może wygląda niepozornie, ale je naprawdę dużo. -tłumacze, wskazując na syna, który buszuję w torbach. - Z resztą sama wiesz. -mama uśmiecha się tylko pod nosem i kiwa głową na potwierdzenie.
- O! Właśnie o te mi chodziło! -wykrzykuję Kuba, porywając płatki i z prędkością światła, znika z kuchni.
- Kuba! Najpierw kolacja! -krzyczę za nim.
- Już jadłem! -odkrzykuje.
- To prawda. -przytakuję mama. - Nie potrzebnie tyle tego nakupowałeś, przecież mówiłam ci, że będę gotować wam obiady.
- Nie ma mowy i tak jestem ci wdzięczny za całą pomoc, którą nam ofiarowałaś przez te trzy lata. Teraz ciesz się, że masz nas choć trochę z głowy. -informuję i pomagam jej rozpakowywać zakupy.
- Oj synku! Co ty wygadujesz! -oburza się. - Przecież ja bardzo się cieszyłam, że ze mną zamieszkaliście, teraz moje mieszkanie będzie puste. Poza tym to naturalne, że starałam ci się pomóc, jak tylko mogłam, po tym co się stało. Żałuję tylko, że nie mogłam zabrać od ciebie tego cierpienia, które musiałeś przeżywać.
- Nie mówmy już o tym. -wtrącam.
- Tak, tak masz rację. Umyj ręce, a ja w tym czasie, zrobię ci kolację. -uśmiecha się ciepło.
Nie wiem, co ja bym bez niej zrobił.
Odwzajemniam uśmiech i całuję ją w policzek - Dziękuję, jesteś kochana. Niech zgadnę, na kolację, naleśniki?
- Skąd wiesz?
- Bo nie został nawet okruszek na jego talerzu -wskazuje na naczynie na wyspie kuchennej. - a tak dzieję się, tylko po naleśnikach. -śmieję się. - Znowu cię przekabacił? Nie możesz mu ciągle ulegać.
- I kto to mówi?! -patrzy na mnie spod rzęs.
Już wiem od kogo, Kubuś załapał, tę minkę.
- Dobra, już nic nie mówię. -podnoszę ręce do góry w poddańczym geście i ewakuuję się z kuchni.
Mama ma rację, nie potrafię mu odmówić. Ale jak mam to zrobić?… nie umiem i w sumie nawet nie chcę.
Staram się, jak mogę, żeby nie odczuł braku matki i wiem, że pozwalanie mu na wszystko nie jest dobrą metodą. Dlatego staram się z tym walczyć, chociaż przeważnie przegrywam tę walkę.
Ale myślę, że i tak wychowywanie go idzie mi całkiem nieźle, pomimo tego, że stosuję na mnie swoje sztuczki i wie, jak mnie podejść. To nie uważam, żeby jakoś przesadnie to wykorzystywał.
Nie jest też rozpuszczony i zna znaczenie słowa, nie. Wiadomo nie zawsze, mogę wyegzekwować od niego grzeczne zachowanie i bywają dni, że chodzi naburmuszony, ale zawsze, jak mu tłumacze dlaczego, jest tak, a nie inaczej.
Rozumie to i nawet zdarza mu się przeprosić, jeśli uzna, że jego zachowanie było nie na miejscu.Jak na faceta, który nie miał wcześniej styczności z małymi dziećmi, bo jestem jedynakiem, a Kubuś to moje pierwsze dziecko, to i tak uważam, że idzie mi całkiem nieźle.
Oczywiście duża też w tym wszystkim, jest zasługa mojej mamy. Bez jej pomocy nie wiem, czy dałbym sobie radę.
Zwłaszcza, te trzy lata wstecz… wtedy z ledwością, ogarniałem samego siebie, a co tu dopiero mówić, o opiece nad niespełna dwuletnim dzieckiem.
Po tym co wywinęła Justyna, byłem wrakiem i tylko dzięki mamie się nie załamałem.
To ona uświadomiła mi, że mam dla kogo żyć oraz że Kuba teraz potrzebuję mnie dwa razy bardziej, bo zostałem mu, już tylko ja.~~~~~
W poniedziałek rano z trwogą uświadamiam sobie, że zapomniałem nastawić budzika.
Cały weekend, ogarniałem dom, a i tak zostało jeszcze kilka pudeł. Więc wczoraj po prostu padłem ze zmęczenia i stąd teraz te problemy.
Mianowicie: problem numer jeden, niczego nie mogę znaleźć, zwłaszcza teczki z aktami, a za dwie godziny mam rozprawę.
Problem numer dwa, Kuba potrzebuję co najmniej dziesięć minut, żeby się rozbudzić. A dzisiaj ich nie mamy.
Na całe szczęście Kubuś dziś wyjątkowo ochoczo zbiera się do wyjścia. Chyba wizja poznania nowych kolegów w przedszkolu tak na niego podziałała, nie wiem. W każdym bądź razie nie narzekam, bo już pół godziny później, jesteśmy w drodze.
- Odbierze cię babcia, bo ja mam rozprawę i nie wiem, ile mi to zajmie. Okey?
- Okey. - Ale… -zaczyna trochę niepewnie.
- Co jest synek?
- Teraz wejdziesz ze mną?
- No pewnie. Nie zostawię cię samego, nie martw się, pójdę z tobą i porozmawiam jeszcze z twoją nową panią. A ty w tym czasie, na pewno zdążysz, już poznać kogoś fajnego. -posyłam mu w lusterku wspierający uśmiech, przez co trochę się rozchmurza.
~~~~
Tak jak myślałem, mój syn już po chwili od wejścia do sali, zjednał sobie kilku kolegów i pochłonięty rozmową z nimi nawet mi nie odpowiedział, kiedy wołałem, że wychodzę.
No nic, ważne, że z jego twarzy nie schodził uśmiech.
Mam nadzieję, że nasze życie od teraz będzie, już tylko lepsze.
CZYTASZ
Miłosna potyczka
Storie d'amoreDwójka pokiereszowanych, przez los ludzi. Każde z nich radzi sobie z tym na swój własny sposób. On stroni od kobiet. Ona wyznaje zasadę-Kąsaj, zanim on ukąsi ciebie. Wzajemna antypatia od pierwszego wejrzenia, nie przeszkodzi jednak losowi w tym, ż...