15. „Nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy potrzebować przyjaciela"

11 2 0
                                    

Emily

Jest wtorek. Kolejny ciepły, słoneczny dzień. Ludzie spacerujący po parku ochoczo zrzucili z siebie okrycia wierzchnie. Panie chętnie wyjęły z szaf kolorowe sukienki, w których dziarsko z uniesionymi głowami podążają przez miasto niczym modelki po wybiegu. Zapewne większość z nich tak się właśnie dziś czuje. Pogoda naprawdę dopisuje. Jakaś para rozłożyła koc na trawie i wyleguje się łapiąc pierwsze promienie słońca. Wszyscy są radośni i pełni życia. Kiedy obserwuję to z okna również czuję, jak rodzą się we mnie nowe siły. Z tyłu głowy słyszę jednak głos, który przypomina mi, że od teraz coraz trudniej będzie mi zakrywać blizny.

Jest wtorek. Minęły trzy dni od spotkania z Jacobem. Po tym spotkaniu lubię go jeszcze bardziej. Pojawił się w czarnych spodniach, jeansowej koszuli i grafitowych sztybletach. Gdy siedzieliśmy w kawiarni podwinął rękawy co dodało mu jeszcze więcej szyku. Jego sposób ubierania się przykuł moją uwagę już podczas naszego pierwszego spotkania. Oczywiście poczucie stylu nie jest jedyną i najważniejszą cechą. I bez tego to wspaniały facet. Bystry i opiekuńczy. Spędziłam z nim naprawdę urocze popołudnie.

Kiedy w kawiarni pojawiła się Samantha i wspomniała moją babcię wszystkie złe emocje do mnie wróciły. Przypomniało mi się jak bardzo jestem zła na mamę i że cholernie tęsknię za Audrey. To było straszne, poczuć to wszystko jeszcze raz. Skąd ona się tam w ogóle wzięła!? Nowy Jork jest pełen przytulnych kawiarni, a ona musiała się pojawić akurat w tym samym miejscu co ja. Samantha to nieczuła plotkara. Nie interesuje jej nic poza czubkiem własnego nosa. Do tego ten jej głośny, skrzeczący głos. Nie znoszę jej! Nigdy nie miał problemu z tym, żeby ją spławić. Czasem nawet w bardzo nie grzeczny sposób. Wczoraj, gdyby nie Jacob... Wolę nie myśleć co by się stało, gdyby go przy mnie nie było. Uratował mnie i Sam w pewnym sensie też. Na dodatek o nic nie pytał, po prostu był ze mną. To naprawdę wielki gest. Oczarował mnie, bez dwóch zdań. Kiedy wsiadałam do ubera przez chwilę pomyślałam nawet że chciałbym by mnie przytulił i zabrał do swojego domu. Kiedy rozkwitła we mnie ta nowa emocji przeraziłam się i uciekłam... Mam już w tym wprawę. Od ponad pół roku uciekam właściwie przed wszystkim. I chociaż jestem już zmęczona nie potrafię się zatrzymać. Jacob zapytał tylko czy mnie jeszcze zobaczy. Nie odpowiedziałam. Do dziś wymieniliśmy zaledwie kilka wiadomości z serii 'Jak Ci leci?'. On nie naciska i cierpliwie czeka. Doceniam to.

Mam też dobre wieści. Kilka dni temu zaczęłam rozsyłać swoje CV. Muszę mieć w końcu jakiś cel w życiu, coś robić. Dwie firmy odpowiedziały na moje aplikacje. Czekam za informacją o rozmowach kwalifikacyjnych. To także podniosło mnie na duchu. I to do tego stopnia, że wybrałam się do sklepu po świeże warzywa i owoce. Właśnie zabieram się za gotowanie, to kolejna dobra wiadomość. Od dawna mam ochotę na omlet z warzywami, sałatkę grecką i koktajl z owoców. To będzie raj dla moich kubków smakowych, po miesiącach wegetacji. Teraz przekonałam się, ile jest prawdy w słowach „jesteś tym co jesz". Na samą myśl o normalnym, zdrowym posiłku czuję się lepiej. Dzwoniłam do Jacoba, ale przysłał mi wiadomość, że oddzwoni jak tylko będzie mógł. Wobec tego włączam muzykę i zabieram się za krojenie warzyw.

Kiedy radośnie podryguję w rytm Bum Bum Camilli Cabello dzwoni on. Wyciszam muzykę, odbieram i przełączam na głośnomówiący.

- Zapewne znów przeszkodziłam w pracy – pytam.

- Przyzwyczaiłem się – słychać, że jest czymś poirytowany – poza tym nie zapominaj, że jestem szefem.

- No wiesz! Ciężki dzień? – zgaduję.

- Taaaaa, tym bardziej cieszę się, że słyszę Twój głos – wzdycha.

- A może kawa do tego? – proponuję, dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jestem nazbyt podekscytowana.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz