17. Przysługa

7 1 0
                                    

Emily

Jednak żyjesz? – odbieram połączenie przychodzące od Jacoba.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni był naprawdę zapracowany. Nie mógł nawet pozwolić sobie na rozmowy przez telefon. Wymienialiśmy jedynie zdawkowe wiadomości. Ale nie mam do niego żalu. Uprzedzał mnie, że tak będzie. A gdy go potrzebowałam, rzucił wszystko by przybyć mi na ratunek. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że przez jeden stracony wieczór, skumulowało mu się więcej pracy na kolejne dni.

Dziś w końcu znalazł czas by do mnie zadzwonić.

- A już zaczynałam podejrzewać, że odpisuje mi jakaś zaprogramowana przez Ciebie maszyna – żartuję sobie z niego.

- Jak dobrze w końcu cię słyszeć – śmieje się serdecznie.

- Ciebie też, na serio zaczynałam się martwić – wytykam mu – spałeś w ogóle w ostatnich dniach.

- Trochę, czasem – odpowiada wymijająco – Ty chyba także nie możesz spać. Nie powinnaś biegać samotnie po mieście o świcie – mówi z troską – To nie wydaje się bezpieczne.

Rzeczywiście w ostatnim czasie zaczęłam biegać. Robię to o świcie, by nie krępować się obecnością innych. Jednak uwaga Jacoba jest nie na miejscu. Nie znoszę tego rodzaju troski. Troski, która łączy się z ograniczeniami. Babcia zawsze mnie na to uczulała: „Nie pozwól odbierać sobie niezależności. Pozbawianie cię jej najłatwiej usprawiedliwić troską", mawiała. Czy Jacob również należy do tego typu mężczyzn?

- Potrafię się bronić – parskam.

- Oooo, to dopiero ciekawe – śmieje się – skoro tak, współczuję bandziorowi, który postanowi cię zaczepić.

Uffff, z całą pewnością nie jest typem takiego mężczyzny!

- Mów lepiej co u Ciebie, czyżbyś w końcu podpisał kontrakt? – w moim głosie pobrzmiewa nadzieja.

- Niestety nie, to ma nastąpić dopiero jutro. Szczerze mówiąc, dlatego dzwonię – oczami wyobraźni widzę jego zmieszany wyraz twarzy.

- Czyżbyś potrzebował przysługi? – zgaduję.

- Trochę mi głupio, ale...

- Jacob, mów o co chodzi – ponaglam go – wiszę ci przysługę, pamiętasz? – pytam stanowczo.

- Zapowiada się, że nie opuszczę biura do późna. Nie uda mi się wyrwać nawet na chwilę, a ktoś musi się zaopiekować Chesterem. W ostatnich dniach i tak spędza już zbyt dużo czasu samotnie w domu – tłumaczy.

- Chcesz żebym pojechała do twojego domu i się nim zaopiekowała?

- Jeśli to nie problem?

- Oczywiście, że nie. Z przyjemnością się nim zaopiekuję – odpowiadam radośnie – Jacob?

- Tak?

- Tylko jak dostanę się do twojego domu? – zmartwiłam się.

- Och, to nie problem. Szczerze mówiąc miałem przeczucie, że może się tak stać i zostawiłem otwartą bramę, zapasowy klucz schowałem na altanie.

- Jacob! To jak zaproszenie dla złodzieja! – ochrzaniam go – I ty śmiesz mi wytykać bieganie o świcie!

- W takim razie im szybciej tam pojedziesz tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś się włamie – żartuje sobie ze mnie.

Wzdycham ciężko.

- To totalny brak odpowiedzialności – w tle słyszę, że ktoś go woła – wracaj do pracy. I nic się nie martw. Od razu jadę ratować twój dom.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz