32. Bal maturalny

12 2 0
                                    

Jacob



Ten poranek miał w sobie potencjał. Mogłem w naprawdę cudowny sposób zacząć dzień. Choć Emily zapiera się, że jestem dla niej wyłącznie przyjacielem. To, gdy się zapomni okazywane przez nią uczucia świadczą o czymś zupełnie innym. I właśnie w takim momencie do mojej sypialni musiała wkroczyć Maria!

Zaciągnęła mnie na śniadanie do hotelu bym przywitał się z rodziną jeszcze przed rozpoczęciem ceremonii. Po drodze uprzedziła mnie także, że babka ma do mnie żal. W jej pojęciu nie ma nic ważniejszego od rodziny.

Wspominałem już chyba kiedyś, że jestem czarną owcą. Dla krewnych od strony mamy nie liczy się to jaką skończyłem uczelnię, gdzie pracuję albo ile zarabiam. Ani to, że kupiłem dom bez obciążania hipoteki. Ważniejsze było to czego nie miałem. Bo na co mi dom jak nie czeka w nim na mnie żona i nie biegają po nim rozkrzyczane dzieci. Może i było w tym odrobinę prawdy. Jednak na ogół nie czułem się z tego powodu gorszym człowiekiem.

Takie poczucie towarzyszyło mi tylko podczas spotkań z rodziną. Nigdy nie będę w stanie spełnić ich oczekiwań. To Tobias jest ich złotym dzieckiem. Ja co najwyżej nie sprawiam kłopotów, ale do ideału mi daleko. W ich mniemaniu zawsze jest ze mną coś nie tak. Jak byłem singlem pytali, kiedy w końcu się z kimś zwiążę. Jak już związałem się z Susan, wszyscy oczekiwali ślubu. A gdy wyznaczyliśmy datę ślubu, oczywiście co? „W twoim wieku, już dawno powinieneś mieć dzieci". Najlepiej od razu z piątkę. Bo gdyby moja teoretyczna żona urodziła dziecko, zapewne od razu pojawiłoby się pytanie „kiedy kolejne"? Chryste jak mnie to denerwowało!

Właśnie dlatego tak bardzo nie lubiłem takich imprez jak ta. W ich towarzystwie czułem się nic nie wart. Nie potrafiłem spełnić oczekiwań mojej rodziny i strasznie mnie to frustrowało.

Po wejściu do restauracji od razu udałem się do stolika, przy którym siedzieli rodzice, ich rodzeństwo oraz babka. Rzuciła mi spojrzenie spod przymrużonych powiek. Ale w żaden sposób nie zareagowała na mój widok. Czekała na mój ruch.

- Hola abuela – objąłem ją ranieniem i ucałowałem w policzek.

Mama wytłumaczyła moją nieobecność wyjazdem na wycieczkę z Emily, co tylko pośrednio było prawdą.

- Patrzcie Państwo, przybył wnuk marnotrawny – poprawiła swoją kwiecistą chustę na ramionach – już myślałam, że całkiem o nas zapomniałeś – wstała.

Znów to samo. Babka uwielbiała wyolbrzymiać takie sprawy.

- Kochana babciu, nie śmiałbym cię lekceważyć – odparłem nieco prześmiewczo za co oberwałem groźnym spojrzeniem od mamy.

Babka bez wątpienia była najważniejszą osobą w tej rodzinie. Choć miała już swoje lata wciąż świetnie się trzymała, świadczyło o tym chociażby to, że jest tu dziś z nami. Która inna osoba w jej wieku byłaby w stanie przylecieć do Vermont aż z Meksyku.

Teresa była niską, pomarszczą kobietą o siwych włosach zaplecionych w kok. Miała groźne spojrzenie, poważną twarz i twardy charakter. Bez wątpienia uchodziła w rodzinie za autorytet. Dlatego widziałem, jak mama nerwowo bawi się sztućcami. Nie chciała jej podpaść. Z kolei ja nie chciałem zrobić jej przykrości.

- Przepraszam, że nie przyjechałem wczoraj – powiedziałem z pokorą.

Babka skinęła dłonią dając mi do zrozumienia bym się nachylił. Wtedy ucałowała mnie w czoło i objęła.

Przywitałem się także z pozostałymi, aż w końcu dotarłem do stolika, przy którym siedzieli Alberto, Mateo oraz Maria. To z nimi miałem największy kontakt. Łączyło nas jedno. Wszyscy byliśmy singlami. Więcej chyba nie muszę tłumaczyć.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz