Rozdział 34. ROBERT

25 4 0
                                    

Grudzień tego roku przypominał raczej wiosnę niż zimę. Nie pomagało nawet zaklinanie, że niedługo Boże Narodzenie. Zapłaciłem kierowcy taksówki, wysiadłem i obszedłem samochód, a następnie otworzyłem drzwi od strony mojej towarzyszki. Tym razem Maja miała być moją osobą towarzyszącą na Balu Filologa. Kalendarz zatoczył koło i po dwunastu miesiącach znowu wchodziłem na wydziałową imprezę. Maja początkowo wahała się czy powinna iść tam ze mną. Trochę mi zajęło zanim przekonałem ją do podjęcia odpowiedniej decyzji. Zwłaszcza, że na dalszą część tego wieczoru, miałem swoje plany i zamierzałem zrealizować je do końca. Na myśl o nich czułem podekscytowanie i zdenerwowanie jednocześnie. Jeszcze rok temu Maja była studentką. Teraz, już jako absolwentka, wkraczała na salę balową jako moja partnerka. Starałem się ją zrozumieć. Mogła mieć obawy, mogła czuć się skrępowana. Pewnie nie wiedziała jak ma zwracać się do ludzi, do których jeszcze niedawno zwracała się używając ich tytułu naukowego. Usiedliśmy przy stole dla kadry naukowej. Ku mojej radości Majka świetnie odnalazła się w towarzystwie i została ciepło przyjęta przez moich współpracowników. Nie mówiłem jej, że już jakiś czas wcześniej, przygotowałem kolegów na to, że to właśnie ona pojawi się przy moim boku. Część z nich nie wydała się w ogóle tym zaskoczona. Po części oficjalnej, bogatej w przemówienia, toasty, a także po dość obfitej kolacji, poszliśmy na parkiet.

- Co ty na to żebyśmy za chwilę urwali się z tej imprezy? – zapytałem obracając ją w tańcu

- Dobry pomysł – padła cicha odpowiedź.

Nieco później, trzymając się za ręce wyszliśmy przed hotel. Poprowadziłem Maję do restauracji, z której dwanaście miesięcy wcześniej wybiegłem za nią zostawiając w środku zaskoczonych i zdezorientowanych przyjaciół. Ustawiony na uboczu stolik zarezerwowałem już jakiś czas wcześniej. W lokalu było sporo gości, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. W tamtym momencie nie widziałem innych ludzi. Była tylko ona. Zielonooka Maja. Kelnerka podeszła do nas aby przyjąć zamówienie. Tym razem to ja podjąłem decyzję za nas oboje. Kolację jedliśmy na balu. Dlatego zamówiłem desery i dwa kieliszki musującego wina.

- Wszystko w porządku? – zapytała trochę podejrzliwie Majka przyglądając mi się uważnie – denerwujesz się czymś?

- Tak. To znaczy nie. Mam nadzieję, że będzie dobrze – jąkałem się jak uczniak, delikatnie zacząłem gładzić palcami wierzch jej dłoni – Maju... Mówiłem ci już nie raz i nie dwa jak jesteś dla mnie ważna, jak bardzo cię kocham i jak mi z tobą dobrze... Teraz chciałbym zadać ci jeszcze jedno pytanie. Zastanów się dobrze nad odpowiedzią bo może ona zaważyć na całym twoim przyszłym życiu.

Maja patrzyła na mnie, a jej, i tak duże, oczy robiły się coraz większe. Być może domyślała się o co chcę ją zapytać. A może przez jej głowę przelatywały setki innych myśli. Być może myślała, że za chwilę zapytam ją czy wyjedzie ze mną do Australii. Rozchyliła delikatnie wargi i patrzyła na mnie wyczekująco. Odczekałem chwilę aż kelnerka postawi przed nami kieliszki z musującym winem. Przełknąłem ślinę. Spojrzałem prosto w jej szeroko otwarte oczy i skoczyłem w ich zieloną toń na główkę. 

- Maju... Czy pozwolisz mi być jeszcze szczęśliwszym mężczyzną i zostaniesz moją żoną?

Moja ukochana zakryła dłonią usta, a w jej oczach momentalnie rozbłysły łzy. Nachyliła się nad stolikiem i ujęła w dłonie moją twarz.

- Robert, będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie jeśli będę mogła nosić twoje nazwisko – wyszeptała ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem – oczywiście, że za ciebie wyjdę.

Włożyłem jej na palec kupiony przed kilkoma tygodniami pierścionek. Wybierałem go dość długo. W sklepach nie znalazłem nic godnego uwagi, ani nic co pasowałoby do Mai. W końcu zamówiłem go w jednym z, cieszących się długą tradycją, zakładów jubilerskich. Wykonany na specjalne zamówienie wyrób był delikatny, zrobiony z połączenia różowego i żółtego złota, a zwieńczony niedużym brylantem. Moja, od kilku minut, narzeczona patrzyła na niego z nieukrywanym zachwytem. A potem się pocałowaliśmy. Delikatnie i subtelnie. Dla przypieczętowania danej sobie właśnie obietnicy. Od nagromadzonych emocji śmieliśmy się i przekomarzaliśmy. Przepełniała nas euforia. Z restauracji moja narzeczona wyszła z wielkim bukietem, specjalnie zamówionym i schowanym na zapleczu lokalu. Dla zachowania biegu historii pociągnąłem ją na róg skrzyżowania gdzie rok wcześniej całowaliśmy się nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła.

(nie)Tłumacz miłości [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz