Rozdział 20. ROBERT

25 3 0
                                    


Kiedy się obudziłem Majki nie było obok. Uśmiechnąłem się. Od dłuższego czasu każdy weekend spędzaliśmy razem. Najczęściej to ona już w piątek wieczorem przyjeżdżała do mnie i zostawała do niedzielnego wieczora. Przeczesałem dłonią włosy. A więc za kilka godzin oficjalnie poznam rodziców mojej dziewczyny. Poczułem lekki skurcz żołądka. Miałem nadzieję, że ojciec Mai nie pożre mnie żywcem chcąc chronić swoją księżniczkę. Poszedłem pod prysznic i jeszcze w dresie zszedłem na dół. Tutaj Majki również nie zastałem. Nie było też Berniego. Stąd wniosek, że musieli wyjść na spacer. Zobaczyłem ich przez okno kiedy szli osiedlową uliczką. Maja mocno ściskała smycz. Jeszcze nie ufała kudłaczowi na tyle żeby puścić go luzem. Piłem kawę, którą dziewczyna zaparzyła przed wyjściem i nie mogłem oderwać oczu od tej bliskiej mi dwójki. Odstawiłem kubek i wyszedłem przed dom. Dałem Majce długiego całusa, a potem wziąłem od niej smycz i wytarłem łapy Berniego w przygotowany wcześniej ręcznik. Moja dziewczyna wyglądała pięknie z zaróżowionymi od porannego marszu policzkami. Zaparzyła herbatę i usiadła przy wyspie.

- Przed wyjściem przygotowałam ciasto na gofry. Mam nadzieję, że jesteś głodny – popatrzyła w moją stronę.

Byłem, ale moje myśli dalekie były od gofrów. Podszedłem do niej i objąłem w talii. Nie uszło mojej uwadze, że zadrżała od dotyku moich palców, a jej oczy pociemniały. Rozsunęła zamek mojej bluzy i zaczęła wodzić palcem po klatce piersiowej.

- Lubię te nasze poranki, wiesz?

Jej palce zeszły na mięśnie moich przedramion. Tak, jak też bardzo lubiłem te nasze sobotnio-niedzielne, póki co tylko, poranki.

- Ale mama i tata czekają. Nie możemy ich zawieść i się spóźnić.

Palce dziewczyny dotarły do granicy moich dresowych spodni i niby przypadkiem zawinęły się pod ich gumkę. Czułem jak mięśnie mi się napinają, a oddech staje się płytszy. Przyciągnąłem Majkę do siebie.

- Nadrobimy to wieczorem.

I to by było na tyle. Cmoknęła mnie w usta i zeskoczyła z wysokiego stołka. Po chwili kuchnia wypełniła się słodkim zapachem gofrów. Zanim wyjechaliśmy chwilę stałem przed szafą w sypialni zastanawiając się jaki strój będzie najodpowiedniejszy. Garnitur odpadał. Ani to ślub, ani oświadczyny. Z drugiej strony po ojcu ukochanej wszystkiego mogłem się spodziewać. Do trumny ciemny garnitur byłby jak znalazł. Maja siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku i przyglądała mi się. Jedyne na co byłem zdecydowany to czarne jeansy. Zerknąłem na zegarek. Czas gonił, a jeszcze chciałem wstąpić po jakieś kwiaty i butelkę alkoholu. Wiedziałem od Mai, że jej ojciec popołudniami lubi sączyć koniak. W końcu zdjąłem z wieszaka granatową koszulę i czarną garniturową kamizelkę. Było w porządku.

Majka odchyliła się do tyłu i zmierzyła mnie wzrokiem.

- Mama padnie na twój widok.

- Wolałbym nie mieć na sumieniu twojej mamy. Wtedy twój tata na pewno pogoniłby mnie gdzie pieprz rośnie.

Nachyliłem się i zaśmiałem prosto w rozchylone wargi mojej dziewczyny. Pocałowałem ją lekko. Droga do rodzinnej miejscowości Majki minęła nam bardzo szybko. Uwielbiałem prowadzić mając ją obok siebie. Kiedy dojechaliśmy na miejsce jej rodzice już na nas czekali. Wyjąłem z bagażnika prezenty dla państwa Skowrońskich, a drugą ręką chwyciłem wyciągniętą do mnie rękę Mai. Ojciec dziewczyny mocno uścisnął mi dłoń jednocześnie mierząc mnie badawczym spojrzeniem. Halina Skowrońska tym razem była bardziej wylewna, uściskała mnie i z szerokim uśmiechem przyjęła kwiaty. Potem znikła w kuchni ciągnąc za sobą córkę. Maja posłała mi przepraszające spojrzenie i poszła za mamą. Bogdan wskazał mi drogę do salonu i przepuścił przodem.

(nie)Tłumacz miłości [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz