Rozdział 29. ROBERT

27 4 0
                                    

To nadzwyczajne jak się z Mają dopasowaliśmy. Zupełnie jakby to, że razem mieszkamy było najnormalniejszą rzeczą na świecie, a nie czymś nowym. Gotowaliśmy razem, chodziliśmy z kudłaczem na spacery, wieczorami czytaliśmy i słuchaliśmy muzyki. Maja wciąż pracowała w szkole. Nawet jeśli wychodziła wcześnie rano schodziłem do kuchni razem z nią i parzyłem kawę do jej ulubionego termicznego kubka. To był dobry początek dnia móc patrzeć jak Maja szykuje sobie do pracy przekąskę, chowa do torby potrzebne materiały, całuje mnie na pożegnanie i wychodzi z domu. Do rozpoczęcia roku akademickiego zostało jeszcze trochę czasu, ale to nie znaczy, że nie jeździłem na uczelnię. Jeździłem. A potem jechałem po Maję i albo szliśmy gdzieś na obiad albo wracaliśmy do domu.

Tego dnia Maja wróciła przede mną. Dyrektor instytutu zatrzymał mnie na pogawędkę kiedy już miałem wychodzić z budynku. Kiedy wszedłem do domu Majki nie było ani w kuchni, ani salonie. Wolno wchodziłem po schodach, a do moich uszu dobiegł podniesiony głos mojej dziewczyny.

- Mamo, nie mamy o czym rozmawiać... (cisza) ... nie traktujcie mnie jak dziecka, sama wiem co jest dla mnie dobre ... (cisza)... Serio? Ty tak uważasz, czy tata nakładł ci takich głupot do głowy?... (cisza) ... nie mów tak o nim, kocham go ... (cisza)... No to, kurwa, utopię się w tej rzece, ale przynajmniej utopię się szczęśliwa!

Wszedłem do sypialni w chwili kiedy Maja z wymalowaną na twarzy rezygnacją opadła na łóżko. Podszedłem i przykucnąłem obok. Kiedy na mnie spojrzała jej oczy rozbłysły tym niesamowitym blaskiem, który był zarezerwowany tylko dla mnie.

- Hej – powiedziałem całując ją w czoło

- Hej – odpowiedziała gładząc mnie po policzku

- Przykro mi, że wciąż nie możesz dogadać się z rodzicami.

- Nie ma o czym mówić. Sami są sobie winni. Nie chcą zrozumieć, że nie trzeba mnie już wszędzie prowadzić za rączkę i sama umiem o sobie decydować.

Mówiła spokojnie. Uśmiechała się, ale widziałem, że jest jej przykro.

- Martwią się o ciebie – próbowałem tłumaczyć Skowrońskich.

- Nie martwią tylko nie chcą przyjąć do wiadomości, że mam odmienne zdanie od nich na... różne tematy...

Podszedłem do szafy żeby się przebrać w bardziej domowy strój, a ona mówiła dalej. Czułem, że buzuje w niej coraz większa złość. Pocałowałem ją mocno. W tamtej chwili Maja bardzo mi zaimponowała. Postawiła na szali dobre relacje z rodzicami i została ze mną. Już bardziej nie mogła pokazać jak jej na mnie, na nas, zależy. Dziewczyna pocałowała mnie, podniosła się z łóżka i wzięła mnie za rękę.

- Idziemy zjeść obiad. Zrobiłam takie pyszności, że aż sama sobie zazdroszczę. Tobie też, że możesz je zjeść.

Roześmiałem się. Ale musiałem przyznać jej rację. Jajeczne kotlety z pieczarkowym sosem i sałatą wyszły pierwszorzędne. Po obiedzie poszliśmy z kudłaczem na spacer. Było cieple, wrześniowe, popołudnie. Maja pozornie odzyskała humor, ale wciąż miałem wrażenie, że coś ją dręczy. Nie pytałem jednak, czekałem aż sama zacznie mówić.

- Robert? – zapytała splatając nasze dłonie i wtulając się we mnie

- Hm?

- Ale ty wiesz, że ja nie jestem z tobą ani dla kasy ani dla twojej pozycji?

Brzmiała poważnie. Przytuliłem ją mocniej i pocałowałem w czubek głowy.

- Oczywiście, że wiem. Jestem tylko skromnym doktorem po habilitacji. A kasy też mógłbym mieć trochę więcej – odpowiedziałem rozbawiony

(nie)Tłumacz miłości [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz