Rozdział 32. ROBERT

26 4 0
                                    

Po skończonych zajęciach zebrałem swoje rzeczy i skierowałem w kierunku wyjścia z budynku. Na korytarzach było pusto. Studenci rozeszli się do sal. W hallu słychać było tylko ciche buczenie automatów z napojami i różnymi przekąskami. Październikowa plucha nie nastrajała pozytywnie. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu i spędzić miłe i spokojne popołudnie z Mają. Byłem już prawie przy drzwiach wyjściowych kiedy dostrzegłem starszego mężczyznę, nerwowo przemierzającego dolny korytarz. Najwyraźniej kogoś szukał bo uważnie czytał nazwiska wydrukowane na tabliczkach zawieszonych przy każdym z gabinetów. Na dłuższą chwilę zatrzymał się przy moim pokoju. Zapukał, potem nacisnął klamkę. Kiedy drzwi nie puściły zrezygnowany zawrócił. Od razu go rozpoznałem. Bogdan Skowroński. Co ojciec Mai tu robił? Pewnie mnie szukał. Nie mając innego wyjścia podszedłem do niego. Nie będę przecież uciekał przed nim. W końcu obaj byliśmy dorosłymi mężczyznami. I kochaliśmy tę samą kobietę.

- Dzień dobry. Cześć. Domyślam się, że to mnie szukasz.

Wyciągnąłem do niego rękę na powitanie, ale na uśmiech się nie zdobyłem. Bogdan był wyraźnie zakłopotany. Nerwowo potarł dłonią kark. Coś takiego. Ten dotąd pewny siebie facet, chcący dominować nad otoczeniem teraz wydawał się pokonany i słaby. W jego oczach dostrzegłem jakiś rodzaj smutku i pustki.

- Tak. Dzień dobry Robercie. Możemy chwilę porozmawiać? Nie zajmę ci dużo czasu.

- Jasne. Skończyłem właśnie zajęcia. Daj mi chwilę, zadzwonię tylko do Mai i powiem, że będę w domu trochę później.

Widziałem jak uśmiechnął się na te słowa. Poprowadziłem go do niewielkiej sieciowej kawiarni. Mały lokal znajdował się nieopodal instytutu i słynął z mielonej na miejscu kawy. Czasem zaglądaliśmy tu z Majką kiedy akurat jedliśmy obiad na mieście. Złożyliśmy zamówienie i z filiżankami w dłoniach zajęliśmy miejsca przy dwuosobowym stoliku z widokiem na ulicę .

- Słucham. Chciałeś ze mną porozmawiać – zacząłem bo niezręczna cisza zawisła między nami

- Tak. Chciałem cię przeprosić.

O kurwa. Prawie oparzyłem się kawą. Przesłyszałem się czy jak? Może ten facet ma gorączkę i bredzi? Może dostał grypy żołądkowej? On mnie przeprasza? Niemożliwe. Uspokoiłem swoje wewnętrzne dziecko, które zaczęło podskakiwać z radości i pozwoliłem mu mówić dalej.

- Zrozumiałem, że ty naprawdę kochasz moją córkę, że naprawdę ci na niej zależy, że nie chcesz tylko zabawić się jej kosztem. A ona kocha ciebie – przełknął głośno ślinę – odkąd wyjechała wtedy z tobą, Maja nie chce z nami rozmawiać.

Był wyraźnie tym przybity. Nie dziwiłem mu się, ale rozumiałem też Majkę. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie czułem się z tym chujowo. Czułem. Maja w swojej zawziętości, od pamiętnej rozmowy ze swoją mamą przez telefon nie rozmawiała z rodzicami. A ja miałem lekkie wyrzuty sumienia, że to przeze mnie.

- Wiem. Domyślam się, ale co ja mogę zrobić? Widzę, że ją również męczy ta sytuacja. Ale, sam wiesz, jaka Maja potrafi być uparta.

Podniósł wieczko cukierniczki, wsypał do filiżanki trzy łyżeczki cukru i zamieszał czarny jak smoła płyn. Odłożył łyżeczkę na talerzyk. Uśmiechnął się i westchnął z rozrzewnieniem. Bogdan Skowroński szczerze się uśmiechnął.

- Chciałbym cię prosić żebyś dał to Mai – z kieszeni kurtki wyjął średniej wielkości pudełko i przesunął w moją stronę

- Dlaczego sam jej tego nie dasz? – zapytałem podejrzliwie – możesz jechać ze mną. Maja na pewno się ucieszy.

- Nie byłbym tego taki pewien – powiedział w zamyśleniu – jesteśmy ci winni przeprosiny Robert.

No nie. To się nie dzieje! On mnie przeprasza?! Widziałem jak ciężko wypowiedzieć mu te słowa. Jak ze sobą walczy. Jednak Bogdan Skowroński należał do osób, które każdą podjętą decyzję doprowadzają do końca. Dopił swoją kawę, przygryzł dolną wargę i głośno wypuścił powietrze z ust. Patrzył przy tym prosto na mnie.

(nie)Tłumacz miłości [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz