Rozdział 26. ROBERT

32 5 0
                                    

Po powrocie ze Stanów z ulgą wszedłem do domu. Przez przysłonięte żaluzje sączyły się słoneczne promienie. Mimo zmęczenia chciałem jak najszybciej odwiedzić Maję. Musiałem ją zobaczyć. Bardzo się za nią stęskniłem.

Wykąpałem się, przebrałem i pojechałem na osiedle Majki. Zadzwoniłem domofonem, ale nikt nie podniósł słuchawki. Na szczęście jakiś sąsiad wyprowadzał psa więc skorzystałem z otwartych drzwi. Stanąłem pod drzwiami jej mieszkania. Zadzwoniłem dzwonkiem, zapukałem. Odpowiedziała mi cisza, ale taka złowroga cisza. Serce mi przyspieszyło, przed oczami pociemniało. Poczułem się poważnie zaniepokojony. Kurwa. Za moimi plecami rozległ się zgrzyt otwieranego zamka. Spojrzałem za siebie. Na korytarz wyszedł sąsiad Mai, żołnierz Adam.

- Cześć – burknął – szukasz swojej pszczółki?

- Cześć. Tak. Nie wiesz czy gdzieś wyjechała?

- Czy ona wyjechała to nie wiem. Kilka dni temu przyjechało tu jakiś dwóch starszych facetów – zerknął na mnie – weszli do środka, a po kilku godzinach zaczęli wynosić torby i kartony. Na złodziei nie wyglądali. Podejrzewam, że twoja pszczółka się wyprowadziła. Albo została wyprowadzona.

- Dzięki – bąknąłem

Byłem skołowany. Jak to wyprowadziła się albo została wyprowadzona? Starsi faceci? Kurwa. Pierwszy przyszedł mi na myśl ojciec Mai. Facet od początku nie ukrywał, że mnie nie lubi i nie akceptuje wyboru córki. Kiedy pojechaliśmy z Majką do jej rodziców Bogdan odnosił się do mnie poprawnie, ale bez cienia sympatii. Kurwa. Machnąłem Adamowi w podziękowaniu i przeskakując po dwa stopnie wybiegłem z bloku. Wsiadłem do samochodu, ustawiłem nawigację na rodzinny dom Majki i ruszyłem. Pewnie złamałem pod drodze kilka przepisów, ale dzięki temu po niecałej godzinie zaparkowałem pod pomalowanym na biało domkiem skrytym za niewysokim żywopłotem. Odetchnąłem kilka razy i wyszedłem z auta.

Nie zdążyłem zadzwonić do brązowych drzwi kiedy stanął w nich Bogdan Skowroński. Nie oglądając się za siebie zamknął je za sobą i zszedł po kilku schodkach zmuszając mnie tym samym do zrobienia kroków w tył.

- Czego tutaj szukasz? – napadł na mnie zamiast przywitania

- Szukam Mai.

- Nie ma jej. Nie ma jej dla ciebie.

- Nie uważasz, że Maja jest na tyle dorosła aby sama mogła zdecydować czy chce kogoś widzieć czy nie?

Nie chciałem dać mu satysfakcji, że jego napastliwy ton robi na mnie jakiekolwiek wrażenie.

- Nie. Mało ci jeszcze?

- Nie rozumiem. O czym ty mówisz?

- Twoja kochanica zaatakowała moją córkę. Maja mogła stracić wzrok albo zdrowie czy nawet życie.

- Jaka kochanica? Nie mam pojęcia o czym mówisz człowieku.

Byłem coraz bardziej ogłupiały i wściekły. Nie wiedziałem o czym Bogdan mówi. Spojrzałem w bok. W jednym z okien dostrzegłem drgnienie firanki.

- Mimo wszystko uważam, że jedyną osobą, która powinna mi to wyjaśnić jest Maja.

- Maja jest młoda i zakochana. Ty jesteś starszy, powinieneś być mądrzejszy. A teraz zjeżdżaj stąd i zostaw moją córkę w spokoju. Zresztą i tak jej tu nie ma. Zabrała swoje rzeczy i gdzieś zniknęła.

Przy ostatnim zdaniu lekko zatrząsnął mu się głos. No kurwa. Ręce mnie świerzbiły. Bogdan Skowroński pokazał swoje drugie oblicze. Walczącego o rodzinę chama. Trochę go nawet rozumiałem. Może inaczej, starałem się go zrozumieć. Dbał aby jego księżniczce nie stała się krzywda. Gdyby on nie był ojcem mojej ukochanej rzuciłbym się na niego z pięściami. Facet sobie zasłużył. Zamiast tego odwróciłem się na pięcie, wsiadłem do samochodu i ruszyłem. W głowie kołatała mi się jedna myśl – „Maja jest zakochana'. Pojechałem do Lidki. Przyjaciółka Mai pracowała w biurze podróży w jednej z galerii handlowych. Wjechałem na podziemny parking, a potem szybkim krokiem podszedłem do planu centrum wywieszonego w dużej ramie przy drzwiach prowadzących do wind.

(nie)Tłumacz miłości [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz