30

3 0 0
                                    

Harry

Widziałem jak wybiega z pomieszczenia i nie zwracał na nikogo uwagi. Nie powie mi co się stało, a ja musiałem się dowiedzieć. Nie dam rady żyć w niewiedzy. Wszedłem do gabinetu doktora i się z nim przywitałem siadając na krzesło.

— Proszę mi powiedzieć co z Diegiem? Niech pan najlepiej zacznie od tego czy żyje, a później powie całą resztę. — Powiedziałem zdeterminowany chcąc dowiedzieć się wszystkiego.

Pokiwał głową, a gdy skończyłem mówić spojrzał na mnie i z żadnymi emocjami na twarzy się odezwał.

— Pacjent żyje. Jest pod intensywną opieką lekarzy. Znaleźliśmy guza na jego śledzionie. Musieliśmy w szybkim tempie go wycinać, jego stan był ciężki z godziny na godzinę się poprawia.

Boże jak dobrze.

— To czemu mój przyjaciel wyleciał stąd jakby dowiedział się, czegoś innego?

— Bo nie zdążyłem mu wszystkiego powiedzieć, a on mnie chyba źle zrozumiał.

— Czyli jest pan pewny, że żyje? — Pokiwał mi twierdząco głową — A czy to oznacza, że się obudził?

— Nie. Jeszcze nie, ale organizm jest silny i na pewno to się stanie.

— Boże ja muszę mu powiedzieć, że żyje. Przepraszam pana, ale muszę go znaleźć.

Wybiegłem z pomieszczenia kierując się w stronę, w którą on sam poszedł mając nadzieję, że go znajdę. Musiał się dowiedzieć. Jak najprędzej.

Nie umarł. Żyje. Jest nadzieja. Japierdziele.

Ten dzień to jakiś jebany rollercoaster, a my siedzimy w wagoniku zastanawiając się jak długo potrwa ten zwariowany dzień, ale chyba właśnie nadszedł koniec jazdy, a my zaraz wysiądziemy z niej jak ledwo żywi.

Olivia

Czy da się zapamiętać coś tak pięknego na wieki?

Pewnie nie, a jednak chciałabym pamiętać o tym pięknym widoku. Tak jak o twarzy mojej mamy, jej głosie czy uśmiechu. Chciałabym również pamiętać śmiech Diega i jego uśmiech. Lecz to wszystko po jakimś czasie staje się niewyraźne, aż w końcu znika z pamięci.

Jednak teraz jak patrzę w niebo, nie mogę uwierzyć w coś tak cudownego.

Wstrzymałam oddech widząc to wszystko.

Chyba minęły wieki odkąd widziałam tak piękny zachód słońca. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem tak zamarłam. Przecież nie jest to mój pierwszy zachód słońca. Czuję się jednak jakbym nie widziała go bardzo długo i zapomniała jak wygląda, a minęło tylko parę miesięcy.

Kolory były przeróżne, od niebieskiego po żółty. Dało się też widzieć gdzieniegdzie fioletowy oraz dużo czerwonego, a ja wpatrywałam się jak zaczarowana w niebo. Widziałam zmieniające się niebo i nie umiałam oderwać oczu. Widoku tak pięknego stadionu nie widziałam od lat.

Uśmiechnęłam się na sam widok zachodzącego słońca i pomyślałam o Diegu. Nie mogła być to jego zasługa, ale czułam jakby był tu ze mną. Nawet jak tak nie było. Przecież nie jest w stanie leżąc w szpitalu być na stadionie. Jest to niemożliwe, a ja jestem głupia jeśli byłam w stanie tak pomyśleć.

Zrobiłam szybkie zdjęcie od razu po ogarnięciu się, że za bardzo rozmyślam. A bardziej to Lara mnie ogarnęła przywołując do świata.

— Ogarnij się jesteśmy w robocie. Oglądać zachody będziemy później.

Dobrze, że była przerwa przez co nie musiałam się tak przed nią tłumaczyć, ale ona i tak widziała moje poruszenie na twarzy.

— Tak, tak już jestem z powrotem.

Droga szczęścia [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz