1

25 1 4
                                    

Kiedyś jako mała dziewczynka nigdy bym nie powiedziała, że będą mnie rozpoznawać na całym świecie. Nigdy o tym nie marzyłam. Zawsze byłam cicha, przepełniona strachem i nienawidząca ludzi. Szczególnie tych, którzy uważali się za lepszych od innych.

A teraz jako dwudziestotrzyletnia dziewczyna siedzę na stadionie w Madrycie i wodzę wzrokiem za numerem trzynaście. Wysokim (bo mierzy ponad sto osiemdziesiąt metrów wysokości), ciemnowłosym chłopakiem, który biegnie właśnie w kierunku bramki z piłką. Wszyscy obserwują jak wymija zawodników i jest coraz to bliżej bramkarza, aż każdy wstrzymał oddech ciągle obserwując tę akcję.

Jeszcze chwila..

Zaraz będzie wiadomo..

coraz bliżej..

 — Goooool ! — Krzyknął ktoś obok mnie, przez przypadek oblewając siedzącą kobietę nawet się tym nie przejmując.

Podałam kobiecie chusteczkę znalezioną w wielkiej czarnej torebce na co mi podziękowała. Obróciła się w stronę starszego faceta i coś mu tłumaczyła, a reszta akurat widziała słynną cieszynkę Diega Martineza.

Ustawił się do kamery, wzniósł ręce do góry i zaczął nimi kręcić jakby wkręcał żarówki, a tak naprawdę pokazywał dwa słoneczka. Później wskazał palec do góry i się uśmiechnął do kamery. Wszyscy wtedy wiedzieli, że zadedykował cieszynkę swojej mamie, jak już kiedyś mówił o tym na jednym z wywiadów. Ból w jego oczach widziałam nawet z tak daleka na telebimach. Był to krótki moment, który można było zobaczyć na jego twarzy. Minął gdy podlecieli do niego inni koledzy z drużyny i porwali go do dalszej gry ciesząc się z zdobytego gola.

Słynny Diego strzelił jeszcze jednego gola, a później asystował przy dwóch kolejnych. Wywalczyli tym przejście wyżej w tabeli do kolejnych meczy, zdobywając przy tym jakieś punkty za wygrany mecz.

Szczerze to nawet nie wiem czy dobrze im dzisiaj poszło, był to pierwszy mecz, na który przyszłam. Chciałam zobaczyć jak słynny Diego, który staje się sławny i znany na całym świecie doprowadza do kolejnego zwycięstwa, a ja mogę być dumna z niego. Dumna, że w końcu spełnił swoje marzenia, a nie tylko zawsze się mną zajmował. Gdy wyjechałam na studia, obiecałam mu, że kiedyś do niego wrócę.

— Słoneczko.. Ale nie płacz mi tu. — Powiedział ścierając z moich policzków lecące tam łzy. Sam ledwo powstrzymywał się przed uronieniem chociaż jednej łzy, ale znam go i wiem, że przyjdzie później do domu i puszczą z niego wszystkie emocje.

Gdy trochę się uspokoiłam mogłam zobaczyć, że siedzący ludzie na krzesłach już dawno sobie poszli na zbliżający się samolot, a ja dalej stałam tak jak stałam. Przytulając się do niego i nie puszczając się, tylko tym bardziej jeszcze mocniej go uścisnęłam, wiedząc, że może to być nasz ostatni przytulas na kilka lat. Również przez tą myśl się jeszcze bardziej popłakałam, ale szybko się ogarnęłam wiedząc, że czasu to my mamy bardzo mało.

Obiecaj mi, że wrócisz. Obiecaj, że nie widzę cię ostatni raz. Obiecaj mi, że nikt nie zadzwoni do mnie i nie powie, że mnie zostawiłaś, a ja ci wtedy obiecam, że również cię nie zostawię. — Zaszkliły mu się oczy gdy skończył mówić. Odsunęłam się od niego i zrobiłam krok w tył.

Jaa.. — Nie wiedziałam co mu powiedzieć.

Obiecaj, proszę — Potrzebował usłyszeć o tym zapewnieniu. Ja wiedziałam, że nie jestem już tamtą osobą jaką byłam, a on dalej miał obawy. Ja również je miałam. Jak same lęki, o których wiedział.

Pokręciłam przecząco głową z znów zbierającymi się łzami w oczach.

A co jeśli sobie nie poradzę bez ciebie? Co jeśli mnie to znów trafi? Ja nie chcę żyć w strachu będąc sama w mieszkaniu, bez nikogo. Nie chcę tego. Mogę ci obiecać, że nikt nie będzie do ciebie dzwonić w mojej sprawie. Nikt nie wejdzie mi na głowę, a ja nie zejdę do podziemi. To mogę ci obiecać.

Droga szczęścia [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz