17.🌙

98 5 2
                                    

Była prawie północ. Cholerna północ, a ja siedziałam z Natanem i jego rodzeństwem grając w double.

Czy dziwne jest to ze ciagle przegrywałam? Nie wygrałam ani razu, a każde z rodzeństwa Smith miało już na swoim koncie przynajmniej po 2 wygrane.

Żałosna jest ta gra.

Przegralam po raz kolejny, a zwycięstwo tym razem wskoczyło na konto Rafaela.

To ustawka, czuje to.

Chłopacy zaczeli się smiac, na co ja zrobiłam naburmuszona minę.

-Nie martw się Sophia - zaczela Livia, która przytuliła się do mojego boku. - jesteś super, niezależnie czy wygrałaś Czy nie. - powiedziala pocieszająco

Popatrzylam na dziewczynkę i odrazu ja przytuliłam.

Ta mała była takim promyczkiem, że zdecydowanie nie dało się jej nie lubic.

-zawsze chciałam mieć siostre - oznajmiła z smutkiem w głosie. - jednak dostalam dwóch starszych braci. - burknęła

-hej, słońce lepsze to niż nic. Ja nie mam żadnego rodzeństwa- usmiechnelam sie delikatnie.

-wiesz jak to jest mieszkać z dwoma braćmi? Chlopakami? - fuknela - I to jeszcze starszymi? Jest strasznie - mruknęła tuląc się do mnie

Nie wiedziałam.

Jedyne co wiedziałam to to że miałam mieć rodzeństwo i rodzice również chcieli drugie dziecko. Jednak przez problemy zdrowotne mojej mamy, niestety im się nie udało.

-Liv, Raf powinniście iść już spać - odezwał się Natan, na co ja odrazu przeniosłam na niego wzrok.

-już? - spytała Liv z wyraźnym smutkiem w głosie

-Tak Liv- odpowiedzial ku mojemu zdziwienia Rafael - oni będą się całować - powiedział odrazu na co dostał kuksańca w bok od starszego brata.

-ciesz się że masz gdzie spać, a nie się mądrzysz - syknął brunet

Muszę przyznać że poczułam się trochę nieswojo.

Wiedziałam że był mocno wkurzony i wcale mu się nie dziwilam, jednak nie sądzę aby wylądowanie emocji na młodszym rodzeństwie, które cierpi tak samo jak on przyniosło jakikolwiek efekt.

Nie chciałam się w to angażować, dlatego nie odzywałam się ani słowem dopóki Natan nie ogarnął rodzeństwa do spania i upewnił się że jego rodzeństwo spi.

Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo jak zostalam sama w domu.

Rodzice wraz z rodzicami Charliego wyjechali na jakiś wyjazd związany z kancelarią, a Charlie z tego co mi mówił zostaję na noc u kolegi z podstawowki.

Nie chcac wnikać w szczegóły usiadlam na kanapie I naciągnęłam na nogi koc.

Razem z Natanem siedzielismy w ciszy już od jakiś pięciu minut i muszę przyznać że ta cisza zaczynała mnie męczyć.

Nigdy nie byłam w takiej sytuacji rodzinnej jak on, nie wiem jak to jest jednak mogę się domyśleć, że wcale nie jest mu łatwo.

Musi opiekować się rodzeństwem, dbać o nich i o siebie i to w tak młodym wieku.

O ile już nie robił tego wcześniej, jeszcze jako dziecko, które powinno być zaopiekowane, a nie opiekować się kimś.

Popatrzylam na niego I po chwili namysłu po prostu przysunęłam się i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową.

-tak mi przykro Natan - powiedzialam szeptem, na co brunet zacisnął palce na mojej talii.

Teraz to wszystko nabierało sensu. To ze chciał spać u Charliego, to ze czasami go z nami nie było. I jego charakter. To tarcza obronna, która próbuje zakryć emocje.

Brunet jedynie westchnęłam na moje słowa I ułożył glowe na mojej.

-chcesz o tym porozmawiać? - postanowiłam ponowić próbę rozmowy

Przez chwilę odpowiadała mi glucha cisza, jednak po kilku sekundach brunet zabrał głos.

-Gdy miałem dziesiec lat ojciec wrócił z imprezy pijany. Zdradził moja mamę. Do tej pory bylismy szczesliwa rodzina. Miałem normalne dzieciństwo, ale tego dnia wszystko się zmienilo. - zaczął wyrzucać z siebie nagromadzone emocje, a ja mu nie przerywałam. Chciałam aby zrobiło mu się lżej. - Mama gdy się o tym dowiedziała wpadła w szał. Zaczęła pić tak samo jak on. A ojciec twierdził ze to nasza wina. I wtedy zaczela sie przemoc. Gdy kłócili się to najpierw wyzywali się na sobie i Gdy mama już odpuszczała on wyładowywał zlosc na nas. Raf miał wtedy 5 lat, a Liv miała ledwo roczek. Mama przestała bardzo szybko karmić ja piersią i odrazu przeszła na butelki. Właściwie to ja ją karmiłem. Raf mimo że miał 4 latka pomagał mi jak mógł. Przynosił pampersy, podawał butelki, a ja po prostu zajmowałem się nimi obojga. - odrazu poczułam jak zdradzieckie łzy płyną po moich policzkach. - Nie mogę Winicjusz Rafaela ze ma taki charakter. To nie jest jego wina, to mechanizm obronny, który każdy z nas ma już w sobie głęboko zakorzeniony. - przerwał na chwilę, jakby myśląc, jednak nic już nie dodał.

-Nie zasługiwałeś na to - wyszeptalam podnosząc glowe I wpatrujac się w jego oczy. Miałam gdzieś to, że zobaczy mnie zapłakana. Nie interesowalo mnie to. Liczyło się dla mnie tylko jedno. Aby czuł moje wsparcie, nic więcej nie miało znaczenia.

-Nie płacz - odezwał się odrazu, po czym polozyl swoje dłonie na moich policzkach i starł mi łzy.

-Nie zasłu... - chciałam powtórzyć, jednak przerwał mi pocałunkiem. Jego wargi otarły się o moje tak delikatnie, że przez chwilę zwatpilam czy doszło do tego pocałunku.

-Nie chce litości - wyszeptal - po prostu bądź tu ze mną okej? Ale blagam cie Sophie nie lituj się teraz nade mną. Nie nawidze tego uczucia, rozumiesz? - wyszeptal tak błagalnie, ale stanowczo, że jedyne co zrobilam to pokiwałam głową.

-jestem tu - powiedzialam - i będę. Już zawsze. Okej? - spytałam cicho

-Ja też tu będę. - odpowiedział - okej?

Przez reszte wieczoru siedzielismy w ciszy. Jednak tym razem była to komfortowa cisza, ja czułam ciagle łzy na policzkach, które brunet mi ścierał, nie odrywając się ode mnie. Leżeliśmy w spokoju, pochłonięty swoimi myślami.

Tego wieczoru już wiedziałam że przepadłam dla niego. Wiedziałam że już nie będę w stanie się od niego odsunąć, że będę chciala trwać przy nim w każdym najgorszym i najlepszym momencie.

Miałam tylko nadzieję, że nas to nie zniszczy i że dostaniemy pieprzony happy end.


under one roof [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz