Epilog

79 6 2
                                    

Asher

Promienie lipcowego słońca przebijały się przez żaluzje okna mojej sypialni.

W pośpiechu pakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do torby podróżnej. Pierwszy raz zostawiłem przygotowania na ostatnią chwilę i to był ogromny błąd, ale musiałem przed wyjazdem dokończyć w pracy wszystkie sprawy, które zacząłem.

To była świetna okazja, żeby odpocząć nieco przed powrotem na uczelnię. Za dwie godziny mieliśmy wyjechać do Woodhaven.

To był pomysł Stelli.

Byłem temu przeciwny. Nie miałem z tamtym miejscem zbyt dobrych wspomnień, ale zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Moja dziewczyna uparła się, że musi tam pojechać, żeby stawić czoła swoim lękom. No i co ja miałem poradzić? Zrobiła te błagalne oczy kota ze Shreka i teraz właśnie pakowałem torbę.

Chris też był negatywnie nastawiony, ale przekonała go w taki sam sposób jak mnie. Obaj nie potrafiliśmy jej odmówić.

Nie było możliwości, żeby zarezerwować domki w tak krótkim czasie, dlatego tym razem jechaliśmy pod namioty, z czego akurat się cieszyłem. Bardzo dawno nie byłem na biwaku. Nawet specjalnie pojechałem do rodziców po namiot.

Dzisiaj wypadała nasza rocznica. Od miesiąca byliśmy razem. I to był najlepszy czas mojego życia.

Od razu, kiedy wyszedłem z mieszkania, sięgnąłem po telefon. Przywitało mnie nasze wspólne zdjęcie z ostatniego wyjazdu do Boykin, a kiedy wpisałem kod, którym absolutnie nie była data naszego pierwszego spotkania, na wyświetlaczu ukazała się fotografia mojej dziewczyny, którą zrobiłem któregoś dnia w parku.

Ja: Wyjeżdżam.

Obiecałem, że dam znać, kiedy będę wyruszał. W momencie, kiedy doszedłem do auta, poczułem wibracje w kieszeni.

Motylek <3: Czekam <3 Jedź ostrożnie <3

Zalała mnie fala ciepła. Nie widzieliśmy się od wczoraj, ale miałem wrażenie, że upłynęło wiele długich dni. Tęskniłem.

Motylek <3: Kocham Cię <3

Ja: Ja ciebie bardziej <3

Korciło mnie, żeby docisnąć pedał gazu i jak najszybciej znaleźć się przy niej, ale powstrzymała mnie jej prośba. Nigdy w życiu, świadomie nie zrobiłbym niczego, co mogłoby źle wpłynąć na jej samopoczucie.

Jak na złość, na ulicach był ogromny ruch i korki, chociaż było jeszcze długo przed południem. Nienawidziłem się spóźniać.

Kiedy wjechałem na podjazd, wszyscy czekali już tylko na mnie. Stella od razu jak tylko mnie zauważyła, zbiegła ze schodów w moją stronę. Z szerokim uśmiechem wysiadłem z auta, a ona wpadła prosto w moje ramiona. Uniosłem ją nad ziemie i nasze usta nareszcie się spotkały.

Jak zawsze wyglądała pięknie. Na sobie miała jasno niebieską letnią sukienkę na szerokich ramiączkach i wysokie beżowe koturny, a włosy spięła w luźnego koka. Po omacku sięgnąłem do gumki i rozpuściłem jej włosy. Zdecydowanie tak wolałem.

Trzymałem ją mocno. Ona jedną ręką gładziła mnie po karku, co powodowało przyjemne mrowienie, a drugą wplotła w moje włosy. Nasz pocałunek był zarazem czuły i namiętny.

Czułem przyspieszone bicie mojego serca i motyle szalejące w moim brzuchu. Bliskość miłości mojego życia, wywoływała we mnie reakcje, o które sam bym się nawet nie podejrzewał.

Kiedy cofałem się myślami w przeszłość, zastanawiałem się jak mogłem być tak głupi, żeby myśleć, że związek jest więzieniem i klatką. Od kiedy byliśmy razem czułem się wolny i przede wszystkim ponadprzeciętnie szczęśliwy.

Jesteś moim życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz