39. Club Winx to nie tylko wróżki

22 2 1
                                    

*Hailie*

Sprawdzałam puls przyjaciółki w narastającej panice. Nie potrafiłam go wyczuć. Chloe nie oddychała. Ja za to wręcz dławiłam się łzami. Ona przecież nie mogła umrzeć. Była... JEST najsilniejszą wojowniczką, jaką znam. Nie mogła dać się załatwić w ten sposób! Wiele nie trzeba było, by moja rozpacz przerodziła się w gniew. Zawrzało we mnie. Naraz poczułam, jak wręcz cała płonę. Smoczy Ogień do mnie powrócił, a ja nie zamierzałam dłużej beznadziejnie łkać. Napędzona furią rzuciłam się w stronę Hery. Nie myślałam o tym, co jej zrobię. Nie dbałam nawet o to, czy fizycznie byłabym w stanie cokolwiek jej zrobić. W głowie miałam tylko jedno. Ukarać ją za śmierć mojej przyjaciółki. Szybko jednak napotkałam przeszkodę, a okazały się nią silne ramiona Aresa. Bóg Wojny bez problemu unieruchomił moją drobną sylwetkę, skutecznie blokując narastającą we mnie energię. Próbowałam mu się jakoś wyrwać, ale nie miałam na to szans. Ares zbyt mocno mnie trzymał, jednocześnie coś do mnie mówiąc. Najpewniej próbował mnie uspokoić, ale nie docierało do mnie żadne konkretne słowo. Po krótkiej chwili siłowania się w końcu odpuściłam, kładąc głowę na klatce piersiowej swojego patrona. Nie obchodziło mnie, czy to tak wypada. Chciałam tylko choć na moment znaleźć ukojenie w swoim bólu.

- Lepiej będzie, jeśli stąd odejdziecie. Nic tu po was, matko. - szorstki głos Aresa był pierwszym, co zdążyłam zarejestrować po jako takim uspokojeniu się. Wymalowana na jego twarzy złość mimochodem kłóciła się z ręką, którą to bóg wojny delikatnie gładził mnie po plecach. Również i wbrew aurze, którą roztaczał zarówno on, jak i Eris, jakimś cudem udało mi się w miarę opanować targającą mną złość.

- To się, mój synu, dopiero okaże. - warknęła Hera, następnie zniknęła, a wraz z nią także i Eris. Żadna z bogiń nie wyglądała na pocieszoną, mimo iż pozbycie się Chloe przecież było jednym z głównych ich celów. Nie rozumiałam tego, ale mówiąc szczerze... W obecnej sytuacji ta kwestia była mi całkowicie obojętna. Ares puścił mnie w końcu, odsuwając od siebie na długość wyciągnięcia ręki. Mimo to, nie spieszyło mu się z zabraniem swoich dużych dłoni z moich ramion.

- Ojciec nie daruje matce jej czynu. Eris też się z tego nie wywinie. - zapewnił, na co przetarłam zapłakany policzek, próbując jakoś pozbierać się do kupy. Miałam niestety zbyt wielką gulę w gardle, bym była w stanie wykrzesać z siebie chociażby słowo. Podniosłam więc na patrona jedynie popuchnięty od płaczu wzrok.

- Lepiej się stąd zbierajcie. Miałyście dość wrażeń, jak na jeden dzień. - tym razem słowa Aresa nie były skierowane do mnie, a do Piper, przypominając mi tym samym o obecności zarówno jej, jak i adeptki Afrodyty. Musa również miała popuchnięte oczy od płaczu, najpewniej odczuwając emocje nie tylko swoje, ale i moje. Piper wprawdzie starała się trzymać, ale widać było, że i ona niewyobrażalnie cierpi. Mimowolnie zerknęłam w kierunku dwóch mężczyzn, którzy trzymali dziewczyny przez cały ten czas. Obaj obecnie leżeli nieprzytomni na podłodze, ale przynajmniej byli żywi. W przeciwieństwie do Chloe...

*Narracja Trzecioosobowa*

Hera wraz z Eris wylądowały w wiosce wiedźm, która wciąż zastępowała Asterdelle. Znalazły się tam głównie z powodu Sebastiana i Beatrix, których to przy przenosinach zabrały ze sobą. Ale na tym kończyła się uwaga, jaką wiedźmin krwi i czarodziejka błyskawic otrzymali od dwóch rozwścieczonych bogiń.

- Ufam, że zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś. - warknęła Eris, spoglądając wściekle na Herę. Również i królowa niebios nie skakała z radości w wyniku zaistniałej sytuacji.

- Śmierć Chloe Torres wyniknęła z winy twojej niekompetencji. Gdybyś nie cackała się z adeptką Aresa, tylko siłą, bądź groźbą wymusiła na niej wykonanie zadania, wszystko poszłoby zgodnie z planem. Ponownie mnie zawiodłaś!

Przeznaczenie Saga Winx & Olimpijscy Herosi : Żywioł WojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz