07| Dlaczego stwierdziłaś, że jest to cenniejsze niż nasza przyjaźń?

300 12 0
                                    

Po około 15 minutach jazdy dotarliśmy pod warsztat, o którym wspominał Steven, a właściwie mój ojciec. Nie mogłam uwierzyć, że z tylu ludzi na świecie to akurat on musiał nas spotkać. Nie sądziłam, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Co on tu jednak robił? Ostatni raz mieszkał w Wilmington i nie myślał o przeprowadzce. A teraz byliśmy jakieś 50 mil od tego miasta na totalnym odludziu, w wieczornych godzinach. W głowie mimowolnie pojawiły mi się wszelkie niemiłe wspomnienia jakich doświadczyłam w dzieciństwie. Byłam bardzo wstrząśnięta tą sytuacją, ale starałam się to ukryć, bo mieliśmy ważniejsze sprawy w tym momencie. Chociaż JJ chyba widział, że coś jest nie tak. Posyłał mi co jakiś czas kontrolne spojrzenia, niemo pytając czy wszystko w porządku.

Zajechaliśmy pod warsztat, w którym nie było nikogo oprócz jednego mężczyzny pracującego pod niewielkim zadaszeniem przy motocyklu. Gdy nas zobaczył, od razu oderwał się od roboty i zlustrował nas poważnym wzrokiem. Steven odczepił samochód Pope, po czym przygotował się do odjazdu.

-Dziękujemy, że nam Pan pomógł-powiedziałam czując się odpowiedzialna za podziękowania, bowiem reszta zdążyła już zapomnieć o mężczyźnie. Niesamowicie bolała mnie ta interakcja wiedząc, że to mój ojciec, który uprzykrzał mi życie na każdym kroku. Teraz wydawał się być miły i sympatyczny, a może zawsze taki był tylko nie w stosunku do mnie...

-Drobiazg, przynajmniej tyle mogłem zrobić. Mam nadzieję, że wasza miłość będzie rozkwitać-powiedział wskazując na blondyna, który rozmawiał z Kiarą siedzącą na pace jakiegoś auta.-Szczęściarze z was oboje, że znaleźliście siebie nawzajem w tak młodym wieku. Widzę jak na siebie patrzycie i mam przed oczami swojego syna i przyszłą synową. Najszczęśliwszych ludzi na świecie.

Przez chwilę nic się nie odzywałam. Po prostu patrzyłam na JJ'a z niewielkim uśmiechem na twarzy powoli zdając sobie sprawę, że chciałabym aby było tak jak mówi Steven. Dwóch najszczęśliwszych ludzi na świecie. Ja i Maybank. Było to jednak niemożliwe, ponieważ ja i JJ to coś co nigdy się nie wydarzy. Chłopak nie zobaczy we mnie nikogo więcej jak przyjaciółkę, a nawet nie... Ale zaraz, czy on powiedział najstarszy syn i przyszła synowa?

-Ile lat mają twoje dzieci?-Kolejny raz poczułam ukłucie w sercu, które świadomie wywołałam zadając pytanie. Ułożył sobie życie na nowo, zapominając o mnie i Jasperze stwarzając nową rodzinę.

-Mają 20 i 14, adoptowani. Nie przeszkadza nam to, jesteśmy bardzo szczęśliwi.-odparł Steven uśmiechając się szeroko.

-Czy zdjęcie chłopca w twoim samochodzie to jeden z nich?-dopytałam czując, że torturuje samą siebie. Powinnam już dawno zakończyć rozmowę, lecz nie mogłam, póki nie usłyszałam kilku odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

-Nie. To syn, pierworodny, z którym nie mamy kontaktu. Brakowało nam małego stworzenia w domu, więc zdecydowaliśmy się na adopcje. Takie dzieci są, nazwijmy to, już odchowane i łatwiej je wychowywać, a z pierworodnym był problem.

-Jeszcze raz, dziękujemy Steven-powiedziałam w końcu, zerkając z trudem na mężczyznę. Po jego słowach nie mogłam kontynuować.

Facet uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową, po czym wsiadł do samochodu. Obserwowałam chwilę jak powoli się oddala, kiedy zniknął mi z oczu, obróciłam się i ruszyłam do reszty. Pospiesznie wytarłam wierzchem dłoni łzę, która niekontrolowanie poleciała z mojego oka. Czułam się fatalnie, ani razu nie wspomniał aby miał inne dziecko niż Jasper. Czyli nawet po czasie nie traktowali mnie poważnie, wciąż dla nich nie istniałam. Rodzice po prostu stworzyli sobie nową rodzinę... Nienawidziłam ich za to. Rozumiem, że wychowanie dzieci jest trudne, ale one nie są niczemu winne. Nie pchałam się na świat. To oni popełnili błąd i powinni siebie samych za to winić. Nie mnie...

Rewrite the stars | JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz