Maj 1942r.
Pierwszy raz sprzyjała nam przerwa w dostawie prądu. Za oknem zbierały się burzowe chmury, które spowiły miasto, jak i salon w ciemności. Żeby jeszcze bardziej oddać klimat, zasunęłyśmy wszystkie zasłony, więc światło dnia przebijało się jedynie przez maleńkie szpary. Na stoliku stały dwie zapalone świeczki, które rzucały cień naszych sylwetek na ściany. Siedziałyśmy na ziemi przy stole i w skupieniu przyglądałyśmy się scenie, która odgrywała się przed nami.
– Czy ta ciemność jest konieczna? – zapytała Aniela, marszcząc brwi.
Popatrzyła na zegarek, który wskazywał godzinę dziewiątą. Większość ludzi zapewne odliczała godziny pracy, by wrócić do domu, zjeść obiad i pobawić się z dziećmi i co najważniejsze – zdążyć przed deszczem. Natomiast my – czwórka dorosłych kobiet – siedziałyśmy po ciemku w salonie z tlącymi się świeczkami i czekałyśmy na coś, co nie miało żadnego logicznego sensu.
– Nie, ale nadaje klimatu. – wzruszyła ramionami Maryśka, tasując w dłoniach karty. – Widziałaś kiedyś wróżkę wróżącą w pełnym słońcu?
– Z ciebie taka wróżka jak ze mnie Napoleon. – prychnęła. – Nie szkoda ci świeczek? Jeśli prądu nie będzie dłużej...
– To nam pożyczysz. – odparłam szybko, na co popatrzyła na mnie z politowaniem. – Nie patrz na mnie w ten sposób. Nie wiem, dlaczego teraz ci to przeszkadza. Przecież sama byłaś chętna.
– Może Aniela przestraszyła się, że Maryśka przepowie jej piątkę dzieci i brak gosposi, która ugotuje obiad? – zaśmiała się Basia, na co Miller zerwała poduszkę z sofy i rzuciła prosto w przyjaciółkę.
– Przestańcie! – zawołała Stasik. – Nie mogę się przez was skoncentrować.
Na szczęście siedziałam między dziewczynami, co pomogło szybciej załagodzić konflikt. Aniela po prostu nie mogła dosięgnąć następnej poduszki, a nawet gdyby to zrobiła, to tym razem z pewnością nie udałoby jej się rzucić tak, żebym nie dostała nią i ja. Sapińska podciągnęła kolana do klatki piersiowej i położyła na nich poduszkę podarowaną przez blondynkę, po czym oparła na niej brodę. Nela próbowała jeszcze wykombinować jakąś zemstę, ale nie wpadła na nic kreatywnego, więc odpuściła i w końcu we trójkę wpatrywałyśmy się w Marię Stasik.
– Basiu, ty pierwsza, tak? – zapytała, na co dziewczyna ochoczo pokiwała głową.
Umówiłyśmy się wszystkie w czwórkę poprzedniego dnia na wspólny wieczór. Basia wciąż miała mnóstwo snów, które w jej mniemaniu musiały coś znaczyć i coraz bardziej nalegała na jakieś dłuższe spotkanie z Marią. Aniela nie miała żadnych problemów, mieszkanie Zawadzkich jest dla niej praktycznie jak drugi dom, ale dłużej zajęło mi dogadanie się ze Stasik, która cały czas miała coś na głowie. Kiedy w końcu wczoraj się spotkałyśmy, nie potrafiłyśmy się rozejść i nim spostrzegłyśmy była godzina policyjna. Nie było mowy, żeby któraś wyszła z domu, więc przy okazji zorganizowałyśmy nocowanie. W środku nocy gdzieś pomiędzy rozmową o najładniejszych chłopcach z czasów liceum a debatowaniu o tym, jak każda postrzega życie po śmierci, Marysia wygadała się na temat wróżenia z kart. Co prawda mówiła, że nie jest to nic profesjonalnego, a stawiać tarota nauczyły ją za dzieciaka ciotki z sąsiedztwa, ale gdy tylko nam o tym powiedziała, nie mogłyśmy rzucić tej informacji płazem. Tak więc postanowiłyśmy, że bez żadnych dyskusji następnego dnia Maryśka wywróży nam przyszłość.
Dziewczyna tasowała karty z zamkniętymi oczami już dobre kilka minut. Starałyśmy się nie wydawać żadnego dźwięku, bo mówiła, że musi całkowicie skoncentrować się na pytaniu Basi, które jest takie samo dla nas wszystkich – co czeka nas w przyszłości. Karty w dłoni Marysi powoli zaczynały mnie hipnotyzować i czułam, jak zaczyna mi się chcieć spać, ale mówiła, że musi tasować tak długo, jak będzie czuła.
CZYTASZ
Spokojnie jak na wojnie
Historical FictionMłoda brunetka wkracza w dorosłość w najgorszym czasie - w czasie wojny. To właśnie wtedy w jej życiu nastają gwałtowne zmiany. Przyszłość wali jej się pod nogami, zagrzebane sprawy odkopują się, a serce i rozum toczą ze sobą krwawą bitwę. Czy zajm...