rozdział 15

2.3K 119 6
                                        

Rano obudziłam się z wielkim kacem, tak ja przypuszczałam. Jedynym plusem mojego picia było to że nie nawiedzały mnie już koszmary. Otworzyłam oczy i od razu oślepiło mnie poranne słońce. Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, załatwiłam swoje sprawy, a potem postanowiłam poszukać Jamesa. W czasie wędrówki do kuchni, zastanawiałam się czy mam zachowywać się normalnie, czy nadal się na niego gniewać. Pamiętam to co stało się wczoraj, całą naszą rozmowę, a dokładniej - kłótnię.

-Hej- mówię cicho kiedy widzę do za kuchennym blatem.

-Masz tabletki, pewnie dokucza ci ból głowy -podaje mi listek leków i co dziwne lekko się przy ty do mnie uśmiecha.

-Dziękuję -mówię -Jaki jest powód twojego miłego zachowania? -pytam podejrzliwie, zazwyczaj nie jest taki pomocny.

-Jest po prostu ładne popołudnie- wzruszył ramionami i postawił przede mną talerz z goframi -Smacznego.

-Łał, kto cię podmienił?- zapytałam wpychając sobie owoce do buzi. On uśmiechną się jedynie i powiedział żebym jadła szybko to gdzieś mnie zabierze. Ten dzień jest jakiś inny i nie mówię tu o ładnej pogodzie za oknem, lecz o zachowaniu mojego ''porywacza''.

Nie zastanawiam się długo nad zachowaniem chłopaka i szybko kończę jeść moje późne śniadanie. Przebieram się jeszcze w krótkie spodenki i biały podkoszulek znaleziony na dnie torby. Jestem podekscytowana naszą małą wycieczką, normalnie nie mogę usiedzieć w miejscu i kiedy jestem gotowa, niemal wybiegam z mojego pokoju by szukać Jamesa.

-Gotowa?- pyta gdy staję w salonie

-Tak -uśmiech nie schodzi mi z twarzy

-To idziemy -podnosi się z kanapy i prowadzi mnie w stronę drzwi na taras. Grzecznie podążam za nim i wychodzę na zewnątrz. W nocy ogród przed nami był piękny, oświetlony tylko blaskiem księżyca, jednak teraz w dzień wydaje się jeszcze piękniejszy- Chodź, pozachwycasz się później -ciemnowłosy łapie mnie za rękę i ciągnie w głąb ogrodu. Nagle stajemy i chłopak odwraca się do mnie przodem, jego wzrok jest dziwne szczęśliwy, a ja zastanawiam się dlaczego.

-Zamknij oczy -mówi

-Ale...- próbuję zaprotestować

-Zamknij- powtarza, a ja wykonuję jego polecenie, potem czuję jak ziemia osuwa się z pod moich nóg. Cicho piszczę i zarzucam ręce na kark czarnookiego, bo to on mnie podniósł. -Nie podglądaj -ostrzega i czuję że idziemy dalej. Normalnie zaraz wybuchnę z niewiedzy. Po jakiś pięciu minutach mojego pytania czy daleko jeszcze chłopak stawia mnie z powrotem na ziemi.

-Już możesz się zachwycać -mówi na ucho, a ja otwieram oczy, a to co widzę niezaprzeczalnie mnie zachwyca. Stoimy właśnie na małym drewnianym pomoście, przed nami jest małe dzikie jezioro, a za nim las i góry.

-Łał- mówię tylko i chłonę każdy detal tego pięknego obrazka. Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak może być cudownie widzieć stąd zachód słońca

-Pięknie, prawda? -pyta cicho chłopka, tak jakby nie chciał zakłócać ciszy i spokoju panującej w tym miejscu.

-Prawda -odpowiadam równie cicho- Jak znalazłeś to miejsce?

-To smutna odpowiedź, a ja chciałbym aby ten dzień był jednym z radosnych

-Dobrze, to co jeszcze zaplanowałeś? -zapytałam podnosząc jedną brew do góry. Dostałam od niego najpiękniejszy uśmiech pod słońcem, a potem poczułam jak oplata moją talię ramionami.

-Zdejmij buty -mówi, a ja jak zaczarowana zsuwam buty z stóp. Okazuje się to moim błędem, ponieważ po chwili znów czuję że lecę. Po chwili wpadam do zimnej wody.

-Nie zrobiłeś tego -mówię groźnie do Jamesa, który stoi jeszcze suchy na pomoście.

- A co jeśli tak?- pyta z zadziornym uśmieszkiem, a na jego słowa zaczynam go chlapać -Tak nie może być -krzyczy i rozpędza się by wskoczyć do wody. Po chwili już jest obok mnie i ciągnie mnie pod wodę.

Bawiliśmy się w wodzie dość długo, aż w końcu zmęczeni usiedliśmy na pomoście, a stopami zaburzaliśmy taflę wody. Było nam dobrze, spędziliśmy ze sobą kilka naprawdę zabawnych godzin, a teraz siedzieliśmy w ciszy czekając, aż słońce całkiem zniknie za horyzontem.

-Dziękuję- szepnęłam w końcu

-Za co?

-Za dzisiaj i za... za to, że otworzyłeś mi oczy. Masz rację Alice troszeczkę mnie wykorzystuje, zresztą tak jak wszyscy. Mam wrażenie, że tak naprawdę niektórzy przyjaźnią się ze mną dla sławy i pieniędzy. Trzymają mnie tylko dla książek.

-Jak już tak sobie rozmawiamy, to ja, przepraszam.

-Za co?- tym razem to ja zadałam to pytanie.

-Za to, że nie powiedziałem ci o moich zamiarach względem ciebie i że... zaburzyłem twój pogląd światowy.

-Nie ma za co -wzruszyłam ramionami. Potem była już cisza, żadne z naszej dwójki nie chciało zakłócać tego spokoju i psuć dzisiejszego dnia. W tle słychać było tylko szum drzew, liści poruszanych przez lekki wiaterek, który delikatnie owiewał i nasze ciała.

-James?- szepnęłam cicho

-Tak?- chłopak odwrócił się w moją stronę, a w tedy nasze oczy się spotkały. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale szybko przysunęłam się do niego i zadarłam głowę do góry, by nadal widzieć jego twarz. Co stało się później było czymś niezwykłym, na moment nasze usta się spotkały, w czułym pocałunku. Niestety tak długo jak nad nim myślałam, tyle trwał, czyli z sekundę. James szybko się ode mnie oderwał i wstał. Nie wiedziałam co się stało, głowę spuściłam w dół, by nie widzieć złości, która zaraz pewnie zawita na jego twarzy.

-Przepraszam -szepnęłam

-Gdzie indziej szukaj chłopaka ze swojej opowieść, bo ja na pewno nim nie jestem -powiedział pewnie i zabierając buty, poszedł w stronę z której przyszliśmy.

***

Możecie mnie zabić.

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz