rozdział 10

2.8K 155 9
                                    

Rozdział dedykuję kate091995 i AsiaAngelDevil, które swoimi komentarzami wspierają mnie

Miłego czytania dziewczyny <3

***

Po długim prysznicu wróciłam do czarnookiego, który sprawnie założył mi z powrotem opatrunek. Tym razem jednak nic nie mówiliśmy, znowu powróciły ciche dni. Jednak nie przeszkadzał mi ten fakt, ponieważ oddał mi laptopa. Musiałam go tylko upewnić o tym, że tym razem nie popełnię takiego błędu jak ostatnio.

Luke znikną mi z pola widzenia, a James zajął się swoimi sprawami. Tak więc miałam chwilę dla siebie. Odpaliłam komputer i postanowiłam trochę popisać.

Główni bohaterzy w ukryciu przeżywali właśnie najbardziej romantyczne chwile, zapewniali się o swojej miłości do siebie, a w moim oku zakręciła się łza. Nie ważne ile razy bym opisywała podobną scenę, to i tak za każdym razem wyobrażam sobie, że to mi mężczyzna moich marzeń udowadnia swoje uczucia. Za każdym razem płaczę, ścieram swoje łzy z policzków i zastanawiam się gdzie jest moja bratnia dusza.

Dobra koniec tego dobrego, powiedziałam sobie. Czas na jakąś akcję, jakiś dramat, bo życie nie jest spokojne, sielankowe. Cały czas trzeba walczyć o swoje, a na drodze leżą przeszkody, które trzeba pokonać. Jednak nie mam pomysłu, co może się wydarzyć. Według mnie to teraz mogłabym skończyć, bo są szczęśliwi. Może nie będą żyć długo i szczęśliwie, ale mogą żyć normalnie. Alex zrezygnuje z życia gangstera, kupi domek na obrzeżach miasta dla swojej ukochanej. Wezmą ślub w małym kościółku, będą mieli trójkę dzieci, psa i kredyt. Będą się kłócić o to kto ma wynieść śmieci, pojechać do sklepu, ale zawsze potem i tak będą się godzić.

Czy nie każdy chce takiego życia? Na początku kiedy jesteśmy młodzi, pragniemy szaleństwa, jednak czym jesteśmy starsi chcemy spokoju, ustatkowania.

Ktoś może powiedzieć, że taka codzienność jest nudna. Moim zdaniem nigdy się taka nie stanie jeśli są przy nas ludzie których kochamy.

Z braku kolejnych pomysłów, zamknęłam laptopa i westchnęłam głęboko. Luka nadal nie widziałam, a James siedział na tarasie. Był piękny dzień i z chęcią też bym wyszła, jednak ogród wydaje się zbyt mały dla mnie i ciemnowłosego. Tak więc może zobaczę czy są jakieś postępy w szukaniu mnie. Włączyłam telewizor i przełączyłam na kanał informacyjny. Młody prezenter przedstawiał właśnie dane na temat giełdy. Pomarańcze poszły w górę i teraz wszyscy jak na łeb na szyję sprzedają akcje. Niestety tym którzy stawiali jednak swoje pieniądze na mandarynki nie poszczęściło się. Nigdy tego nie rozumiałam i w sumie nie chciałam, ani nie próbowałam. Aby grać na giełdzie potrzeba być bardzo mądrym, albo głupim, ludzie tam tracą swoje majątki.

-Wróciłem -z przedpokoju dobiegł mnie krzyk Luka

-Cześć -przywitałam się z chłopakiem wyłączając telewizor -Co ty tam masz? -zapytałam gdy dostrzegłam papierowe torby w jego rękach

-A to -podniósł pakunki do góry -To dla ciebie -uśmiechną się szeroko

-Co to? -podeszłam do niego i zabrałam jedną torbę. Otworzyłam ją niepewnie jak bym miła tam zobaczyć bombę.

-To jest twój strój na wieczór, wychodzimy -usłyszeliśmy charakterystyczne szuranie drzwi balkonowych, co oznaczało że James znajduje się już w środku

-A gdzie? -odwróciłam się do niego przodem

-Za dużo pytań -powiedział lekceważąco i podszedł do wyspy kuchennej, oddzielającej salon od kuchni. Luke wcisną mi resztę siatek w ręce, mówiąc że pilnie musi skorzystać z łazienki i od razu rzucił się biegiem w jej stronę. Ja natomiast postanowiłam zanieść wszystko na górę. Wszystkie pakunki zostawiłam na kanapie w sypialni i z powrotem zeszłam na dół z niepohamowanym głodem. Nawet nie zauważyłam kiedy z dziewiątej rano, zrobiła się trzecia po południu.

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz