rozdział 18

4.2K 114 3
                                    

-Co? -zapytałam chłopka, podnosząc swoje szare oczy na jego twarz -Dlaczego sądzisz że kłamię?

-To jest twój zawód, kłamiesz i zmyślać by dać ludziom rozrywkę, ja kłamię by sprawić mim ból- analizowałam w głowie jego słowa. Nigdy nie patrzyłam na moją pracę w ten sposób.- Przepraszam, nie rozmyślaj się już tak. Ostatnio za dużo myślisz.

-Dobrze -powiedziałam i odsunęłam się od chłopaka. -Co teraz będziemy robić?- zapytałam

-Nie wiem

-Ja się może trochę pobuntuję, może spróbuję uciec, albo porobię coś innego- zastanawiałam się na głos

-Możemy też porozrabiać w mieście. -zaproponował

-To nie za duże ryzyko wracać tam jeszcze raz?- pytam

-Ściemnia się, a my będziemy ostrożni

-Okej, to ja lecę się przebrać, chodź w sumie tak też mogę iść -wstałam i pociągnęłam Jamesa za rękę, by poszedł w moje ślady. Pociągnęłam go do drzwi i szybko wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak miał rację i słońce właśnie kończyło swoją wędrówkę. Wsiedliśmy do samochodu wyjeżdżając na drogę w stronę miasta.

-Jak chcesz zostać prawdziwym twardzielem to musisz mieć ksywkę, wiesz taką aby bali się jej na ulicy -zaczął rozmowę czarnowłosy

-A ty masz jakąś? -zapytałam

-Nie, samo moje nazwisko wystarczy by wzbudzić strach -zaśmiał się sam z siebie, a ja do niego dołączyłam -Czy ja jestem aż taki straszny? -zapytał się i posłał mi pytające spojrzenie

-Nie -zaśmiałam się -wkręcasz mnie, ciebie nie da się bać. Nie jesteś straszny, a szczególnie te twoje szczenięce oczka -uśmiechną się do mnie i zrobił smutną minkę

-Ale tak serio, nie jestem straszny? Ani troszeczkę? Ociupinkę?

-Jak to cię ucieszy, to tak czasem się ciebie boję

-Nie masz czego-  mruknął, spojrzałam na niego zaciekawiona, a ten cały czas wlepiał swoje oczy w drogę- Masz już ksywkę? -zapytał jak by nigdy nic

-Może... Burza?

-Nie

-A jak ciebie nazywają? Jak brzmi twoje nazwisko, co wzbudza taki lęk?

-Shadow

-Nic dziwnego, nie potrzebna ci ksywka, bo twoje nazwisko już nią jest. -zaśmiałam się -A może ja też skorzystam z swojego nazwiska? Debachery?

-Zagłada?

-Tak to jest lepsze nawet niż ten twój cień

-Anioł Zagłady, musiałaś mieć przechlapane w szkole

-Nie wszyscy się mnie bali -oboje wybuchliśmy śmiechem. Nawet się nie zorientowałam że jesteśmy już na miejscu. James zaparkował czarny samochód, przy jakimś sklepie i wysiedliśmy, rozglądając się po okolicy. Dookoła było bloków, a między nimi mały market. Niedaleko było widać światłą sklepu całodobowego, a za niskim drewnianym ogrodzeniem był stary plac zabaw.

-Chodź -chłopak znalazł się koło mnie i chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie w kierunku głównej ulicy.

-Co teraz będziemy robić? -zapytałam

-Coś ciekawego- jego oczy zabłysły, a krok przyspieszył. Grzecznie podążałam za nim, aż w końcu znaleźliśmy się między blaszanymi garażami, które stały ciasno obok siebie na palcu za blokami. Od razu zauważyłam że niektóre blaszane ściany są pomalowane sprejami. Pewne jacyś wandale myślą że mogą wszystko i poniszczyli czyjąś własność.

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz