rozdział 11

2.4K 138 8
                                    

Kiedy James otrząsną się po lekkim szoku zeszliśmy na dół, ja ledwo co, ale dałam radę pokonać w tych wysokich szpilkach schody, więc już dzisiaj nic mnie nie pokona. Stanęliśmy pod drzwiami i czekaliśmy tylko aż Luke się zjawi. Gdy tylko to zrobił, podobnie jak ciemnooki, jak to by ująć ''zaciął'' się na momencik. Faceci są jednak płytcy, założyć zdzirowatą sukienkę, szpilki i makijaż, a oni już nie kontaktują.

-Idziemy -dość ostro powiedział James i otworzył drzwi przepuszczając mnie pierwszą. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się, w sumie nic specjalnego. Zwykłe osiedle ludzi średniej klasy, nic nadzwyczajnego, dopóki mój wzrok nie spadł na pięknego czerwonego mustanga. To auto wyróżniało się na tle całego obrazka. Wypolerowana powierzchnia maski, mogła by służyć za lustro. Jestem pewna że wyciąga setkę w ciągu czterech sekund i mam nadzieję, że chłopaki pokażą mi co to cacko potrafi, a nawet pozwolą mi się nim przejechać.

-Wsiadaj Luke -warkną James, a blondyn przewracając na niego oczami i mamrocząc coś pod nosem, wykonał jego polecenie. Dość niezgrabnie wsiadł do tyłu, od razu zaczynając marudzić o tym że jest ciasno. Jednak ciemnowłosy nie za bardzo słuchał jego skarg i mi również nakazał wsiadać do samochodu. Z niemałym trudem wsiadłam do niskiego samochodu i zapięłam pas, na co czarnowłosy się zaśmiał. Nie skomentowałam tego, ale za to zadałam podstawowe pytanie każdego podróżnika.

-To daleko?

-Nie -odpowiedział krótko

-Co będę musiała zrobić? -kolejne pytanie opuściło moje usta

-Wolisz wersję A czy B ?-nie jesteśmy na obozie harcerskim, nie chcę bawić się w podchody, kurczę nawet myślę jak zimna suka. Mam wrażenie że to przez te buty, albo jestem aż tak dobrą aktorką

-Mów

-Będziesz musiała zaciągną pewnego faceta do pokoju

-Ta druga wersja?

-Jak ci się nie uda zginiesz, a ja niestety razem z tobą -powiedział to dość poważnie, teraz nie wiem czy chcę w tym uczestniczy. Do końca jazdy już nie rozmawialiśmy i w aucie panowała względna cisza. Słychać było bowiem tylko piękny ryk silnika i jęki bólu Luka z tylnego siedzenia.

Podjechaliśmy pod jakiś klub, a wielki neon nad wejściem oświetlał niemal całą ulicę. Niepewnie rozejrzałam się po okolicy, kręciło się tam wiele podejrzanych typków i skąpo ubranych kobiet. Nagle mój wskaźnik odwagi spadł niewyobrażalnie nisko.

-Idziesz? -dopiero teraz zorientowałam się że James stoi w moich drzwiach i czeka aż wysiądę.

-Tak -mruknęłam pod nosem i niezgrabnie wyszłam z auta. Po chwili koło nas pojawił się blondyn i razem ruszyliśmy w stronę klubu.

Moja odwaga całkowicie wyparowała, gdy tylko ochroniarz zatrzymał nas przed drzwiami. Miał z trzy metry, napakowany jak moja walizka przed wyjazdem, a tatuaże pokrywały każdy centymetr jego ciała. James objął mnie ramieniem przyciągając mnie do swojego boku, nie protestowałam za bardzo, ponieważ w jego ramionach czuję się bezpieczniej.

-Wy nie wejdziecie -powiedział osiłek w drzwiach

-Mylisz się- odezwał się pewnie ciemnowłosy

-Odsuń się, masz dzisiaj jakiś zły humor- wtrącił się Luke, zwracając się do Jamesa -kolego, widać że jesteś tu nowy, ale przyjrzyj się jeszcze raz i nas wpuść- ochroniarz stał tak chwilę, a jego twarz nagle zmieniła wyraz

-Przepraszam panów za pomyłkę, zapraszam -zaczął się gorączkowo tłumaczyć, my go wyminęliśmy i weszliśmy do środka. Nasze nozdrza zostały zaatakowane przez odór alkoholu, papierosów i potu. Na parkiecie ludzie ściśnięci na niewielkiej powierzchni, próbowali tańczyć. Ocierali się o siebie różnymi częściami ciała, ale chyba o to chodziło. W niektórych miejscach nie przypominali już osobnych jednostek, lecz wielką masę, niemal zlaną w całość.

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz