rozdział 17

2.2K 114 9
                                        

Czas na bunt.

Siedziałam w ''moim'' pokoju i spisywałam w głowie punkty do zaliczenia. Nie znałam się za bardzo na tych wszystkich złych rzeczach, lecz oglądałam dużo filmów.

Numerem jeden na mojej liście to zmienić styl, na bardziej... zbuntowany? Tak, chyba to chcę zrobić, lecz nie mam do tego odpowiednich środków, a przecież strój jest ważny. Szczególnie dla mnie, zauważyłam, że jestem trochę jak plastelina, przyzwyczajam się do opakowania. Jeśli będę ubrana odpowiednio, będę czuła się pewniej. O tym jak działa na mnie ''opakowanie'' przekonałam się podczas naszej małej misji. Czułam się pewnie i to dzięki sukience. Tak to już czasem bywa.

Pod numerem dwa było stawiane oporu, wszystkim. Zazwyczaj dzieci buntują się przeciwko rodzicom, ale ja chyba tak nie mogłam.

Numer trzy...

Nad tym muszę jeszcze chwilę pomyśleć, nie chcę popełnić jakiegoś błędu.

Nagle drzwi lekko się uchyliły i do środka wszedł James. Podniosłam na niego wzrok i czekałam, aż pierwszy się odezwie. Niestety ten postanowił zrobić to samo i oparł się plecami o zamknięte drzwi, skrzyżował ręce na klatce piersiowej, czekał. Miał pecha, bo ja nie zamierzałam się odezwać.

Cisza delikatna jak letni wiatr, unosiła się w pokoju, zakłócana naszymi ciepłymi oddechami. Napięcie podsycane naszymi ostrymi spojrzeniami. A w tym wszystkim bezruch, którego bał się każdy w pomieszczeniu, nawet mucha na oknie.

To tak jak by czas zatrzymał się na chwilę, dla nas. Jak próbował nam przekazać coś ważnego, coś co umyka nam na co dzień, coś ważnego. Nie miałam jednak głowy by zastanawiać się nad moimi pokręconymi teoriami i dopatrywałam się uczuć w oczach, ciemnych jak smoła. Oczach należących do człowieka, który przerażał mnie, a jednocześnie pragnęłam poznać.

Tak, chwila była taka jak bym czytała książkę, nierealistycznie długa. Czytamy, że to sekunda, a czytamy o niej z pół strony.

Powiem wam dlaczego ta sekunda w życiu, jest stroną w opowieści, bo to ważna chwila i autor chce byście ją zapamiętali.

-Niedaleko jest miasteczko, dokładnie 35 tysięcy mieszańców

-Łał, za każdym razem gdzie pojedziesz sprawdzasz ile jest tam potencjalnych wrogów?

-Tak -odparł, a na jego twarzy można było zauważyć cień uśmiechu

-Okej, mogę z tobą pojechać -wstałam z łóżka i uświadomiłam sobie coś ważnego. Może dostał już swoje pieniądze i chce mnie zostawić w tym miasteczku liczących sobie już tylko marne 35 tysięcy osób. -Chwila, a co z policją, która mnie szuka?

-A gdzie twoja żądza przygód? -uśmiechną się szeroko w moją stronę, odepchną się o drzwi i odwrócił by zniknąć za nimi -A i ubierz się w coś, w czym będziesz mogła pójść do sklepu, chodź w tym też ci ładnie -puścił w moją stronę oczko i znikną za drewnianą powłoką.

Lekko szokowana jego wesołym nastrojem, spojrzałam w dół. Miałam na sobie tylko majtki i lekko prześwitujący biały podkoszulek. Nie miałam nawet stanika, a ten drań śmiał mi się prosto w twarz i pewnie nie raz na nie zerkał na moje małe piersi.

Pokręciłam głową, otrząsając się z szoku i szybko skierowałam się do małej szafy w rogu pokoju. Przeniosłam tam moje rzeczy z torby w salonie, przede wszystkim dla mojej wygody i aby magicznie nie zniknęły, tak jak ostatnio koszula Jamesa.

Niech czerwony materiał w kratę spoczywa spokojnie w czeluściach śmietnika, tam gdzie ją zostawiłam. Mam szczęście, że chłopka nie ma tendencji do grzebania w śmieciach, bo zrobił by mi niezłą awanturę.

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz