rozdział 22

1.9K 97 10
                                    

-Hej- powiedziałam cicho, a on od razu się odwrócił. Stał, tak ja nigdy nic w mojej kuchni. Jego ciemne włosy idealnie ułożone, a do tego te jego czarne oczy, przeszywające na wskroś. -Dawno cię nie widziałam, James. -kolejne słowa wydobyły się z mojego gardła. Moje stopy powoli przesuwały się po zimnej podłodze w stronę chłopka.

-Witaj -jego lekko zachrypnięty głos rozniósł się po pomieszczeniu, a na ustach pojawił się nieznaczny, łobuzerski uśmieszek.

Doszłam do wyspy kuchennej i oparłam się o nią, tylko ona dzieliła mnie teraz od Jamesa. Spuściłam wzrok, nie wiedziałam co powiedzieć, jak się zachować. Moje dłonie spoczywające na czarnym marmurze stały się w tamtej chwili bardzo interesującym obiektem obserwacji. Nagle po obok moich rąk, płasko spoczywających na gładkiej powierzchni, pojawiły się dwie inne. O wiele większe i bardziej zmęczone dłonie Jamesa, co oznaczało że stoi dokładnie za mną, a ja znalazłam się miedzy w pułapce pomiędzy jego ramionami. W sumie nie przeszkadzało mi to, kiedy jego dłonie były tak blisko moich, jego klatka piersiowa prawie dotykała moich pleców, a za każdym jego oddechem, ciepłe powietrze powodowało gęsią skórkę na moim ciele.

-Tęskniłaś?- czarnowłosy nachylił się nad moim uchem

-A ty?- również zapytałam, chodź obawiałam się odpowiedzi, bo przecież on może nie czuć tego samego co ja.

-Widzę że oboje wpadliśmy na ten sam pomysł i chyba to się nie uda, do puki ktoś się nie złamie i nie powie pierwszy -odpowiedział. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i przekręciły mnie twarzą do niego. Spojrzałam w górę i napotkałam jego roześmiane oczy, w każdym z nich tańczyły iskierki jakby ogniowe płomyki.

-Kocham cię- wyszeptałam, gdy jego oczy napotkały moje, ale w tedy stało się to czego skrycie się bałam.

Z ciemnych oczu Jamesa zniknęły iskierki radości, stały się jakby puste. Nie wiem czy to możliwe, ale stały się jeszcze ciemniejsze. Z jego gardła zaczął się wydobywać szydzący śmiech.

-James? -zapytałam niepewnie. On nadal się śmiał, a ja miałam wrażenie że ten wdzięk wwierca się w moją głowę. -James?- powiedziałam znowu, tym razem mój głos się załamał, a z oczu popłynęły pierwsze łzy.

Stałam tam, a z każdą sekundą czułam się coraz gorzej. W tamtym momencie chciałam zapaść się pod ziemię, zginąć i już nigdy nie czuć nic podobnego.

-Angel, Angel, Angel -nagle wszystko znikło, moje płuca zaciągnęły się czystym powietrzem, a oczy otworzyły się. Byłam w swoim pokoju, obejmowana w silnym uścisku Luka.

-Luke? -zapytałam nie wiedząc o co chodzi i będąc jeszcze oszołomioną przez mój sen. Właściwie to koszmar, do których zdążyłam już przywyknąć. Śniły mi się one od miesiąca, od dnia kiedy to zostałam pozostawiona na pewnej polanie w lesie.

-Przyszedłem obudzić cię na śniadanie, płakałaś przez sen i coś mówiłaś -blondynek odsuną się delikatnie ode mnie, a w jego oczach zobaczyłam zakłopotanie i strach.

-Oboje dobrze wiemy co mówiłam- odpowiedziałam szybko, lecz nie chciałam roztrząsać tego tematu. Szybko zerwałam się z łóżka na równe nogi- Chodź, jeśli dobrze usłyszałam mówiłeś coś o śniadaniu -uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.

-Na pewno wszystko w porządku?- zaraz obok mnie pojawia się Luke z zamartwionym wyrazem twarzy.

-Tak. Ja jeszcze skoczę do toalety i będziemy mogli zabrać się za jedzenie -mówiąc to szybko go mijam i zatrzaskuję się w łazience. Opieram się o drzwi i suwam się w dół, aż siadam na podłodze. Nie chcę okazać Lukowi jak płaczę, tak na prawdę nie chce już nigdy więcej płakać. Już mam dość łez i tego uczucia pustki w mojej klatce piersiowej. Takie życie jest do dupy.

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz