rozdział 16

2.1K 128 8
                                    

Było tak pięknie, w końcu zaczęliśmy się dogadywać i spędziliśmy miło czas razem. Niestety ja musiałam to wszystko popsuć. Nie wiem co czeka mnie kiedy wrócę do domku, ale nie chcę znowu unikać Jamesa.

Posiedziałam jeszcze na pomoście z dziesięć minut, a potem postanowiłam wrócić do domku. Pamiętałam w którą stronę poszedł czarnowłosy, tak więc może nie zgubię się w lasku i bezpiecznie dotrę do celu.

Przedzierałam się już przez drzewa i krzewy, nie mogąc znaleźć żadnej ścieżeczki. W myślach przeklinałam chłopaka, który zostawił mnie tu na pastwę losu, nie martwiąc się o mnie jak wrócę. Już całkiem zrezygnowana szłam przed siebie. Nagle ległam jak długa na ziemię, potykając się o wystający korzeń.

-Aaaaa...- krzyknęłam sfrustrowana, nic mi w życiu nie wychodzi. Nigdy się nie zakocham, nie znajdę prawdziwych przyjaciół, nie spełnię swoich marzeń. Zostanę starą panną, kupię sobie kota i będę siedzieć na ławce w parku i narzekać na życie, oraz skrzypiące stawy.

-Nie do nie dla mnie -mówię do siebie i wstaję z zimnej ziemi. Podnoszę wzrok i niemal się uśmiecham gdy przede mną widzę znany mi już taras. Jednak moja orientacja w terenie nie jest w cale taka kiepska.

Otrzepuję ubranie z pyłu i pewnym krokiem idę w stronę wejścia. Otwieram drzwi i wkraczam do środka. Przy kuchennej wyspie stoi James i przypatruje mi się. Jego oczy przeszywają mnie na wskroś co mnie lekko peszy, jednak mam dość kulenia się pod jego czarnymi tęczówkami. Tym razem nie ucieknę, nie będę tą słabszą. Moje zachowanie nie było do końca przemyślane, jednak on nie musiał mnie od razu odtrącać.

-Mogłeś mi przynajmniej zostawić mapę- mówię przekomarzając się, a na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu. To dla mnie dobry znak, może nie będzie tak źle.

-A jednak dotarłaś- podłapał moją ironię

-Widzę że się cieszysz -ominęłam go i podeszłam do lodówki- Co jemy? -pytam

-Może... musli? -pyta z nadzieją

-Serio? -obrzucam go karcącym wzrokiem i wracam do przeglądania lodówki. W sumie musli nie jest takie złe, skoro w lodówce jest tylko sok pomarańczowy, mleko, musztarda, ogórki kiszone i piwo- Z czego ty mi dzisiaj zrobiłeś te gofry, skoro nic nie ma?

-Robiłem gofry z pięć razy i dopiero za szóstym razem wyszły zjadliwe -wzruszył ramionami -Dlatego nie mamy nic innego. To co jemy?- chłopak uśmiechną się, wyciągną dwie miski i płatki. Nasypał po trochu do każdej, a ja zalałam je zimnym mlekiem.

-Smacznego- powiedziałam i siadając na wysokim stołku, zaczęłam jeść. James usiadł obok mnie i również zaczął zajadać się naszym lunchem.

Kiedy skoczyliśmy, zmyłam brudne naczynia i przyłączyłam się do chłopak siedzącego na kanapie.

-Następnym razem to ty zmywasz -mówię dźgając go w brzuch i śmiejąc się cicho. Niestety zły humor czarnookiego dał o sobie znać i spiorunował mnie wzrokiem

-Musimy jeszcze coś zrobić

-Potrafisz zepsuć dzień, miało być fajnie, a ty teraz się fochasz -mówię i lekko go szturcham

-tym razem to twoja wina, a teraz udajesz że nic się nie stało-zaczynamy się kłócić jak stare małżeństwo.

-Już- krzyczę w pewnym momencie -Już, koniec. Jest już późno więc idę wziąć prysznic. -mówię i wstaję z kanapy

-Nie zakończysz tak tego- oburza się i staje przede mną- Nie możemy udawać że nic się nie wydarzyło

-No, patrz a jednak- odwracam się na pięcie i zamierzam wyjść, jednak zatrzymuje mnie ręka oplatająca moją.

-Nie -mówi uparcie, wpatrując się w moje oczy i znów mam ochotę go pocałować. Tak bardzo chcę to zrobić, ale wolę nie myśleć nawet jaka by była w tedy awantura. Ach, ale on tak kusi, te jego pełne malinowe usta, aż się o to proszą.

Raz się żyje, to moje nowe motto. Więc nie czekając na jego kolejne protesty i uwagi, przywieram ustami do jego ciepłych warg. Tym razem pocałunek trwa trochę dłużej i zostaje odwzajemniony. Pace oplatające moje ramię opadają, a ja odrywam się od chłopka i patrzę mu twardo w oczy. Ostatnio stałam się bardzo odważna i nie zamierzam znowu się chować.

-Musisz się przyzwyczaić -mówię i odchodzę. Angel- 1, James-0.

Idę do swojego pokoju, nie oglądając się za siebie. Mam ochotę coś rozwalić, nie ze złości, ale z ciekawości. Mówią że w taki sposób można szybko rozładować negatywne emocje. Jako że takie właśnie nabyłam, muszę się ich teraz szybko pozbyć. tak więc wzrokiem szukam jakiegoś kruchego przedmiotu nadającego się do rozbicia. Nie znajduję jednak niczego nadającego się do tego.

-Raz, dwa, trzy śmietnik zwiedzisz ty -powiedziałam mało rymowany, wierszyk na poziomie przedszkolaka i wypadło na lampkę, stojącą na stoliku nocnym. No cóż, mam nadzieję nie kosztowała dużo.

-Przepraszam- szeptam do niej i biorąc ją do ręki, odwracam się z zapędem, ciskając o ścianę lampkę- Łał- mówię gdy przedmiot roztrzaskuje się na białej powłoce ściany. A teraz trzeba to posprzątać, w sumie złość nie uleciała i nie sprawiło mi to żadnej frajdy, tak więc nadal nie wiem po co niektórzy to robią. Niszczą tylko dobre rzeczy i mogą sobie przy tym coś zrobić. Zabieram się do pochowania beżowej lampki w śmietniku. Zbieram ceramiczne skorupki i rozglądam się gdzie mogę je wyrzucić, bez wychodzenia z pomieszczenia. Jednak mój plan się nie uda i będę musiała pójść do kuchni, aby pozbyć się resztek lampki. Nagle czuję ból, a potem ciepło rozchodzące się po mojej dłoni. Przecież nie mogłam sobie od tak posprzątać, musiała sobie zrobić przy tym krzywdę. Rozcięcie nie wygląda na duże, więc je ignoruję i wychodzę z pokoju, aby pozbyć się śmieci. Na szczęście na korytarzu nie spotykam Jamesa i droga do kuchni przebiega bez zakłóceń. Bez żadnych problemów pozbywam się lampki, pozostawiając jej szczątki w czeluściach foliowego worka.

-Angel... -kurczę, mówię w myślach i powoli odwracam się w stronę chłopka- Chodź tu- mówi poważne, a jak małe dziecko podchodzę do niego -Ręka -nie okrzyczy mnie chyba za skaleczenie się.

-To nic takiego -mruczę lecz on mnie ignoruje i sam chwyta za moją dłoń i prowadzi do łazienki. Odkręca wodę w kranie i zmywa krew. Nawet nie zauważyłam tego że cała moje palce były niej pokryte.

-Nic ci nie będzie -mówi przyglądając się ranie

-Wiem, jeszcze żyję -wyrywam mu swoją dłoń i wlepiam w niego swoje oczy.

-Ale z ciebie bachor -warczy zirytowany już moim zachowaniem- Kurwa, jakaś niedojrzała małolata, która postanowiła się zbuntować. Tego ci w życiu brakowało? -chwilę zastanawiam się nad jego słowami. Ma rację, zawsze próbowałam być przykładna, grzeczna i nigdy nie przeżyłam swojego nastoletniego buntu.

-Tak, więc teraz nadrabiam zaległości -mówię poważnie

-I co teraz będziesz sprzeciwiała się mi za każdym razem?

-Tak

-Stworzyłem potwora -mamrocze pod nosem i wychodzi z pokoju. Uśmiecham się szeroko i już w głowie układam plan, co muszę zrobić. Z filmów i książek wiem że mam dużo do nadrobienia.

***

Ale się narobiło, mam wrażenie że coraz bardziej zaplątuje się w fabule tego opowiadania, którego nie przemyślałam i do którego nie mam żadnego planu.

Jednak mam nadzieję że wam się podoba

Buziaki ;*******************************************************************

True StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz