1. "Za Co To, Flądro?"

4.8K 365 20
                                    

Fałdy różowego materiału szczelnie otulały szczupłe ciało młodej kobiety. Drobne usta były zaciśnięte w wąską linię, jednak tylko one zdradzały niezadowolenie. Jasnoszare oczy w spokoju, a nawet lekkim znudzeniu, śledziły tłum naprzeciw niej. Miała ochotę uśmiechnąć się do nich ironicznie, kiedy rzucali pełne podziwu spojrzenia na nią i jej matkę. Głównie na matkę.

Stuknęła jednym z palców o oparcie krzesła. Jedna z wielu wsuwek utrzymujących ułożoną z jasnych włosów fryzurę nieprzyjemnie wkłuwała się w delikatną skórę głowy, a ona nawet nie mogła jej poprawić. Pod maską spokoju, jaką musiała przywdziać, szalało zniecierpliwienie i irytacja.

Florence z niechęcią utrzymywała kompletny bezruch. Miała wrażenie, że krzesło wbija się w jej ciało i miażdży tkanki, ale nie mogła sobie pozwolić nawet na grymas niezadowolenia. Uważnie obserwując krążących wokół ludzi, wysłała niewielką ilość mocy do zdrętwiałych pleców. Nikt z zebranych nawet nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Żadnego dodatkowego spojrzenia. Poczuła rozchodzące się w krzyżu ciepło.

Florence...

Kobieta ledwo powstrzymała skrzywienie. Matka zawsze wiedziała, kiedy córka używa swojej mocy. Zaraz dostanie reprymendę, jakby siedzenie już od godziny na twardym krześle nie było wystarczająco okropne. Nie obchodziło jej, że podobne do tronu, stojące na podwyższeniu, daje jej odpowiedni wygląd i pasuje do ogólnego wystroju. Cała sala zdawała się jej przesadnie udekorowana. W kamiennej podłodze odbijały się cienie grantowych kotar, które lały się od sufitu aż do samej podłogi. Na obrusach w tym samym kolorze stały porcelanowe misy zastawione jedzeniem, wabiąc wszystkich zebranych ku sobie. Ból w plecach znowu zaczął dawać o sobie znać, jednak tym razem nie odważyła się zaczerpnąć mocy.

Mnie też bolą plecy... Wytrzymajmy jeszcze chwilę.

Rozbawienie w głosie matki? Florence nie pamiętała, kiedy ostatnio je słyszała. Prawdziwa królowa nigdy się nie śmieje, a jej matkę można było uznać za taką władczynię. Od tragicznej śmierci jej męża, przewodniczącego sabatu, niejednokrotnie udowodniła, że zasługuje na szacunek oraz władzę. Ten bal miał tylko zwiększyć respekt wobec jej osoby. Udowodnić wszystkim, jak bardzo jest potężna i godna podziwu.

Jej wysokość Carmen uznała, że setne urodziny jedynej córki to idealna okazja, by pokazać innym sabatom swoją siłę i zawrzeć kolejne korzystne umowy na nadchodzące lata. Wedle zwyczaju wszyscy zebrali się w rodowej posiadłości jej sabatu. Obie, Carmen i Florence, nie dołączyły jeszcze do ogólnej zabawy, siedząc na tronach niczym posągi. Tam miały zostać, dopóki nie przybędzie ostatni z zaproszonych przywódców, by złożyć im hołd, jako najpotężniejszym. Florence miała to za kpinę lub niezbyt śmieszny żart — ich przewaga była tak krucha... Utrzymywała się jedynie dzięki uporowi Carmen, jej politycznej grze i zawodnemu szczęściu.

Maksymilian był spóźniony już ponad godzinę, a obolałej Florence zwyczaj witania gości wydał się głupi i staroświecki. Świat parł do przodu, a oni uparcie zostawali w tyle, nie mogąc nadążyć za jego dynamiczną zmianą. Dziewczyna powiodła wzrokiem po długich sukniach kobiet i elegancko ubranych mężczyznach. Odnosiła wrażenie, że ci ludzie nie zmienili się od dnia jej Uwolnienia. Jedynie mała Anne dołączyła do ich grona. Dwudziesty pierwszy wiek pod wieloma względami był obrzydliwy, ale miał również swoje zalety. Między innymi podczas przyjęcia gospodarze nie musieli czekać na hołd składany przez każdego gościa.

Florence, przygotuj się. Nadchodzą.

Wygładziła twarz, usiłując ukryć namolne znudzenie, którego nijak nie potrafiła zniwelować. Drzwi otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna o rudych włosach, wraz z towarzyszącym mu orszakiem. Pięciu towarzyszy otaczało go szczelnie, tworząc osłonę, jakby spodziewali się ataku ze strony zebranych osób. Nowo przybyli podeszli powoli do siedzących kobiet. Rudowłosy z wyraźnym niezadowoleniem złożył ukłon starszej z nich, a następnie odwrócił się do Florence i powtórzył ruch. Teraz mogły wstać. Ulga, jaką poczuła dziewczyna, puściła w niepamięć godzinne siedzenie. Teraz będzie mogła cokolwiek zjeść i zniknąć. Nie obchodziło jej, że wszyscy przybyli tu dla niej. Nie chciała tego. Wolała, kiedy w domu byli jedynie członkowie jej sabatu i mogła czuć się bezpieczna. Wśród tylu obcych czarownic i czarowników było to niemożliwe. Na przestrzeni wieków w ferworze walki o władzę często dochodziło do morderstw i otwartych wojen. Podczas stuletniego życia dobrze zrozumiała, że sytuacja może zmienić się w ciągu kilku chwili.

WyklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz