Maksymilian podniósł do góry kieliszek i upił niewielki łyk wina. Florence przyglądała mu się dyskretnie. Rude jak ogień loki okalały wyrazistą twarz. Mocny zarys szczęki zdradzał jego zdecydowanie, ale też łatwość popadania w gniew. Oczy płonęły inteligencją. Mimo to coś ją odpychało od siedzącego obok mężczyzny. Matka nie przepadała za nim i na pewno miała ku temu słuszny powód, więc starała się go nie oceniać przez pryzmat jednego miłego gestu jakim było odstąpienie jej głównego miejsca.
Spojrzał prosto na nią. Zaskoczona dziewczyna dopiero po chwili odwróciła wzrok, zażenowana przyłapaniem na przyglądaniu się. By pokryć zmieszanie powiodła wzrokiem po członkach sabatu. Twarze wydawały się żywsze, jakkolwiek głupio to brzmiało. Florence poczuła dumę, ponieważ to dzięki niej ich niepokój zmniejszył się choć trochę. Zaufali jej. Dali jej swoją moc.
Przymknęła lekko oczy i z rozkoszą badała swą nową siłę. Czuła się jak kot opity śmietanką, zadowolona i leniwa. Maksymilian będzie chciał mi to odebrać. Myśl pojawiła się nagle nieproszona, wytrącając ją błogiego uczucia zadowolenia. Jednocześnie poczuła złość, jakby ta siła miała należeć tylko do niej... Niestety, narzeczony jasno określił, że może udawać królową zaledwie przez parę dni, do ślubu, potem to uczucie potęgi zniknie. On zabierze siłę jej sabatu, zaś ona znowu spadnie na dno. Czuła się potraktowana niesprawiedliwie. Dlaczego Księżyc nie obdarzył jej taką mocą, jaką posiadała w tym momencie? Wtedy Maksymilian nigdy nie ośmieliłby się przedstawić swojej oferty, a nawet jeśli... mogłaby zostać odrzucona wraz z szyderczym śmiechem.
Spojrzała na swój wciąż pełen bogatego trunku kieliszek. W ciszy podniosła się z miejsca i bez słowa opuściła pomieszczenie jak zwykła czynić matka. Królowa nie powinna się nikomu tłumaczyć. Na korytarzu z ulgą zdjęła maskę spokoju. Prawda była taka, że czuła się śmiertelnie przerażona i zrozpaczona, bo chociaż jej matka jeszcze żyła umrze lada dzień, a problemów nie będzie mniej.
Podskoczyła lekko gdy ktoś otworzył drzwi. Flow. Uspokoiła serce. Chociaż był od niej starszy o sto pięćdziesiąt lat, został jej najbliższą osobą. Można powiedzieć, że niańczył ją dopóki nie dorosła, a później stał się najlepszym przyjacielem. Gdyby miała wskazać osobę, której matka najbardziej ufała byłby to właśnie on, ze swoją pełną twarzą i skośnymi, radosnymi oczami.
— Miałaś już dość?
Obojętnie postawiła trzy kroki naprzód, w kierunku komnaty matki. Delikatnie wzruszyła ramionami, pewna, że idzie tuż obok niej. Rozumieli się bez słów. Zawsze sądziła, że jeśli matka postanowi kiedyś zaaranżować jej małżeństwo wybór padnie na Flowa. Nie kochała go, jednak związek z nim byłby dobry, zaczęty na szczerej przyjaźni dałby jej poczucie bezpieczeństwa i być może szczęście. On z kolei był dość silny by zostać przywódcą sabatu jako król. Był prawą ręką jej matki.
— Sama nie wiem Flow. To nie było łatwe, stanąć przed wszystkimi i udawać silną.
—Wiem, ale poradziłaś sobie Florence.
—Już nie nazywasz mnie Flądrą? — zapytała z uśmiechem. — Co się stało?
— Zostałaś królową — odpowiedział poważnie. Florence dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę, że faktycznie ten tytuł jej teraz przysługuje. Było w tym coś kłującego, niewłaściwego. Jakby nie powinna była zajmować miejsca matki. — Jak się czujesz mając w sobie moc sabatu?
Porzuciła wcześniejsze myśli. Moc wibrowała w jej ciele, niespokojna, ale jakże potężna. Zmieniała sposób w jaki postrzegała świat. Nowe uczucie, coś na kształt ekstatycznej radości, która upajała ją pośród ciągłego strachu i bólu.
CZYTASZ
Wyklęta
FantasyCo może się stać, kiedy córka przywódczyni sabatu zakocha się w zwykłym, irytującym chłopaku? Czarownicom nie wolno wiązać się ze śmiertelnikami, z resztą kto by w ogóle chciał? Na pewno nie Florence. Ludzie są przecież głupi i ulotni. Żyją z...