41. Nie Chcę Mieć Z Nim Nic Wspólnego

136 18 0
                                    

Ian patrzył, jak czarownica stanowczym krokiem przemierza kolejne pomieszczenia. To mieszkanie było zdecydowanie większe i bardziej przestronne od poprzedniego, jednak kupując je, decydował się głównie lokalizacją – w jego poprzednim życiu ta okolica nie przyciągała kupców ani budowniczych. Położona na uboczu wydawała się spokojna. Stanowiła miejsce, w którym odpoczywał w tych chwilach, kiedy Maksymilian go nie potrzebował, co zdarzało się wtedy nader często. Inną kwestią był fakt, że polecenia nie należały wtedy do najbezpieczniejszych i ostatecznie zginął podczas ćwiczeń młodego czarownika. Ostatnim, co pamiętał było przerażenie na jego twarzy i śmiech Ignita, który pełnił rolę nauczyciela.

Opadł na obitą grubym, czerwonym materiałem kanapę i westchnął. W tym życiu był tu zaledwie kilka razy, głównie z powodu zmian, jakie zaszły w okolicy. Natłok innych budynków i burdy nie oferowały mu tak pożądanego spokoju. Z rozbawieniem obserwował Florence, która kolejnymi porywami mocy usuwała ślady kurzu i zaniedbania. Wydawała się zadowolona, co mężczyzna poczytywał za jeden z objawów nadziei.

Owszem, sam podsunął jej plan postawienia się w roli potencjalnej ofiary, jednak patrząc na jej kruchą budowę, miał coraz większe wątpliwości. Owszem, żył wśród czarowników dość długo, by wiedzieć, że siła nie ma nic wspólnego z posturą, jednak nie mógł się pozbyć nieprzyjemnego niepokoju mówiącego, że wystarczy moment, by ją stracić. A on dopiero ją zyskał.

- Jest tu dość dużo miejsca. – Głos Florence wyrwał go z zadumy i biernej obserwacji. – Te staromodne rozkładane fotele spokojnie zastąpią łóżka. Jak sądzisz, ilu z nich będzie musiało zniknąć, żeby osobiście zainteresował się losem swoich podwładnych?

- Połowa? – zasugerował. – Swoich ludzi traktuje raczej jako narzędzia niż rodzinę – dodał, widząc jej zdziwioną minę. – Oczywiście może wysłać wcześniej kolejne zwiady, ale osobiście nie kiwnie nawet palcem dopóki ilość utraconych ludzi nie poruszy jego ego.

Czarownica splotła ręce na piersi.

- Nie poprawiasz mojej opinii na jego temat, chociaż kiedyś mówiłeś mi, że nie jest taki zły.

Mężczyzna wzruszył jedynie ramionami i podszedł do niej. Położył dłoń na ramieniu Florence, czując swego rodzaju dumę – w końcu pogardzająca ludźmi czarownica zakochała się w nim. Zbywał jej tłumaczenia o ingerencji mocy w uczucie, jakie ich łączyło, biorąc to raczej za nieumiejętność pogodzenia się z porażką. Mimo to właśnie taką Florence cenił – upartą, zawziętą, a nawet opryskliwą. Wtulił się w złote włosy, głęboko wdychając ich zapach. Pachniały kwiatem pomarańczy i ledwo wyczuwalnym aromatem cytryny. Chciał to zapamiętać. Wbrew jej osądom doskonale znał ryzyko najbliższych dni, chociaż bardziej przerażał go moment, w którym odkryje, że może być uznawany za jej ojca lub co gorsza dziadka. Ian odgonił złowrogie myśli.

- Może byłem w dobrym humorze? – Odparł żartobliwie. – Uwierz mi, Flo, nawet Maksymilian ma swoje momenty i nie zawsze jest takim skurczysynem. Co prawda są to rzadkie momenty...

Odwzajemniła jego uśmiech, jednak twarz szybko przybrała dobrze znaną mu maskę obojętności. Wiedział, co zaraz powie, jeszcze zanim się odezwała. Patrząc na nią, mógł niemalże usłyszeć, jak rozpacza nad sabatem, który ją wyklął.

Nie rozumiała, że nie była im nic winna, co go niepomiernie irytowało. Podobnie jak te wymówki, którymi tłumaczyła ich zachowanie. Że nie mieli pełnych informacji. Tylko dlaczego jedna informacja, w dodatku niesprawdzona, przeważyła wiek wspólnego życia? Florence zdawała się tego nie pojmować, a Ian nie chciał znowu wracać do tego samego tematu, pewien, że zakończy się to kłótnią.

WyklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz