21*. Jutro Biorę Ślub cz. II

108 19 5
                                    

Skierowała się prosto do pokoju Sary, jednak nie musiała wchodzić do środka. Czarownica, trzymając w ręce fałdy białego materiału, czekała na nią przed drzwiami, jakby wiedziała, że jej podopieczna za chwilę się pojawi. Florence często zastanawiała się, jakim cudem posiada ona tak dużą zdolność do przewidywania, jednak wolała się nad tym nie zastanawiać. Ostatnio każda otrzymana odpowiedź jedynie pogarszała jej zdanie o otaczającym świecie i pozbawiała złudzeń.

— Pomyślałam, że wygodniej będzie od razu rozłożyć się z tym u Bonne — powiedziała łagodnie. — Witaj, Ianie, zechcesz nam towarzyszyć?

Ku jej zaskoczeniu strażnik delikatnie ujął dłoń Sary i złożył na niej pocałunek, co wywołało rumieniec na jej policzkach.

— Z miłą chęcią, dziękuję za propozycję. — Nagle się wyprostował, jakby usłyszał coś, czego one we dwie usłyszeć nie mogły. Kiedy odezwał się ponownie, jego głos brzmiał sztywno, jakby mechanicznie. — Kajam się jednak, niestety mój pan ma dla mnie inne zajęcie. Ufam, że Florence jest pod dobrą pieczą.

Czarownice nie odezwały się, jedynie zdziwionym spojrzeniem obserwowały, jak kłania się im lekko i odchodzi. Florence położyła dłoń na ramieniu Sary.

— Maksymilian — powiedziała z wyraźną pogardą w głosie i westchnęła. — Czasami mu współczuję. Płaci bardzo dużą cenę za raptem jeden błąd młodości. Z resztą nieważne... Chodźmy, Bonne pewnie już na nas czeka.

Sara spojrzała na nią uważnie.

— Pewnego dnia, kiedy wszystko się już uspokoi, opowiesz mi o tym. Teraz rzeczywiście nie ma na to zbyt wiele czasu. Poza tym — dodała znacznie ciszej — mam wrażenie, że nasi drodzy goście tylko czekają na coś, co mogliby powtórzyć twojemu narzeczonemu lub na jakikolwiek powód do śmiechu.

Florence jedynie skinęła głową. Sama miała podobne odczucia i wiedziona nimi podniosła wysoko brodę. Ignorowała ukradkowe spojrzenia. Wolała, by uważano ją za zbyt wyniosłą niż niepewną siebie. Jak będzie wyglądał jeden, wielki, połączony sabat? Co prawda w rezydencji na drugim piętrze wciąż było wiele wolnych pokoi, jednak nie wyobrażała sobie życia w takim ścisku. Najwygodniej dla wszystkich byłoby, gdyby każdy sabat dalej mieszkał w swojej rezydencji, jednak taki podział mógłby zbyt mocno utrwalić różnice między nimi, a nawet zwiększać wzajemną niechęć. Porzuciła myśli o tym. Rozwiązanie tego problemu będzie na głowie Maksymiliana. W końcu cała ta farsa była jego pomysłem.

Sara zapukała lekko do pokoju Bonne i nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Zapach kadzidełek był obezwładniający i na chwilę uniemożliwił oddychanie. Ciemne oczy projektantki błysnęły na widok białej sukni. Czarownica poderwała się z fotela, zamykając z hukiem zeszyt, w którym zwykła notować swoje uwagi i projekty.

— O la la — wyszeptała w zachwycie, przejeżdżając pieszczotliwie palcami po materiale. — Pamiętam, jak cię szyłam, maleńka. Tyle czasu minęło od naszego ostatniego spotkania. — Utkwiła we Florence pytające spojrzenie. — Na pewno chcesz wystąpić w tej sukni? Nawet po poprawkach będzie dość staromodna. Mogłabym ci uszyć całkiem nową. Z pomocą mocy nie zajmuje to wiele czasu...

Florence pokręciła przeczącą głową. Jeśli matka nie mogła być obok niej w tym dniu, chciała chociaż czuć jej obecność przy sobie, a nic nie zapewni tego lepiej niż należąca do niej suknia.

— Królowa, idąc w niej do ślubu, była szczęśliwa. Może i mi zapewni trochę radości.

— Wystarczy tylko trochę ją odświeżyć — dodała Sara. — Dopasować w talii i uczynić krój trochę prostszym. Carmen była trochę grubsza — powiedziała lekko zamyślona. — Wszystkie byłyśmy. W tamtych czasach kształtna figura nie była uznawana za wadę, a ogromną zaletę.

Bonne otaksowała swoją młodą królową bacznym spojrzeniem i pokiwała lekko głową.

— Tak... A Florence w ciągu ostatnich kilku dni chyba jadła tyle co ptaszek. Schudłaś jeszcze bardziej. — Wyciągnęła w jej kierunku oskarżycielsko palec. — Ściągaj te łachy, Sara pomoże ci założyć suknię. Im szybciej zabierzemy się do roboty, tym szybciej skończymy i będziesz miała więcej czasu na sen. Musisz się wyspać, żeby jutro nie przypominać trupa.

Bonne pstryknęła palcami i z barku wyłoniła się butelka wina oraz dwa kieliszki. Oba zostały sowicie napełnione tak, że prawie się przelewały, co wywołało chichot Sary. Florence z zawodem zauważyła, że żaden z kieliszków się do niej nie zbliża. Miała ochotę poczuć w głowie lekkie zawirowanie i na chwilę zapomnieć o tym, co czeka ją jutro, jednak rozumiała, że bezpieczniej będzie, jeśli powstrzyma się od picia alkoholu. Mimo to westchnęła cicho z lekkim zawodem.

Zaczęła zdejmować z siebie ubrania, niedbale odrzucając je na podłogę, i pozwoliła, by Sara pomogła jej włożyć suknię. Odwróciła się, chcąc spojrzeć w lustro, jednak Bonne była zdecydowanie szybsza i na szklaną taflę opadła zasłona.

— Efekt zobaczysz dopiero jutro. Teraz... nie wyglądasz zbyt dobrze. Trzeba ją przede wszystkim zwęzić. I usunąć nadmiar ozdób, jak sądzisz, Saro?

— Tak. Wydaje się zbyt... strojna jak na dzisiejsze czasy. — Trąciła palcem jedną z kokard na ramieniu. — Wiek temu był to szczyt elegancji, ale teraz wygląda tandetnie. Mam nadzieję, że cię nie uraziłam.

Bonne wzruszyła ramionami.

— Sama dobrze wiem, jak szybko zmienia się moda, nie musisz mnie przepraszać. A teraz koniec gadania. — Upiła potężny łyk wina, opróżniając niemal pół kieliszka. — Czas się wziąć do roboty. Florence, stań prosto, nie można się garbić podczas poprawek.

Suknia nagle ożyła i ścisnęła ją w talii, wyduszając z płuc Florence powietrze. Czarownica pisnęła z zaskoczenia i natychmiast złapała kolejny oddech. W pokoju rozległ się śmiech.

— Chyba trochę przesadziłaś, kochana — zachichotała Sara. — Spójrz na nią, ledwo oddycha. Poluzuj gorset chociaż odrobinę.

— To bez sensu — zaoponowała Bonne. — Zobacz, jak pięknie wygląda teraz jej talia. Poza tym będzie musiała wytrzymać w tej sukience zaledwie parę godzin. Warto się przemęczyć i wyglądać dobrze podczas własnego ślubu.

Florence kaszlnęła cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

— Bardziej zależy mi na tym, żebym mogła się normalnie odezwać — wyszeptała, łapiąc w przerwach między słowami drobne wdechy. — Bonne, to nie jest na tyle ważna uroczystość.


Nogi mnie bolą... Bardzo bolą. Tylko to i nic więcej. Nie wiem po co wam ta informacja, ani czy cokolwiek zmieni w Waszym życiu. Po prostu muszę się komuś poskarżyć.

Ta, Która Potrzebuje Magnezu,                                                                                                                         Meduza

WyklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz