7. "Co Planujesz?"

2K 268 7
                                    

Florence poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Zaskoczona wyrwała się z lekkiej drzemki i rozejrzała wokoło. Matka ciągle leżała w bezruchu na łóżku, jeszcze bardziej krucha niż wczorajszego wieczoru, z wciąż otwartymi szeroko oczami. Usnęła, siedząc na podłodze tuż obok niej, a dłoń, która ją obudziła, należała do Flowa. Czarownik był blady i miał podkrążone oczy. Kobieta mimochodem zauważyła, że sama pewnie nie wygląda lepiej po nocy spędzonej na podłodze.

Jak w ciągu kilku dni cały znany świat może runąć?

Przez chwilę mierzyli się z Flowem spojrzeniami, które niosły znaczenie większe niż słowa. Ból i strach. Śmierć władcy oznaczała brak bezpieczeństwa i początek walki o władzę, czego sabat nie zaznał już od prawie wieku.

— Maksymilian chce cię widzieć, Florence. Zostanę przy królowej.

— Po co? — odpowiedziała pustym głosem. — Chce mi powiedzieć, że nasze zaręczyny mogę uważać za minione? Za parę dni, gdy moja matka umrze — przełknęła głośno ślinę — będzie mógł to wszystko zagarnąć. Nie potrzebuje mnie tu.

— Florence, nie bądź niemądra. Nasz sabat cię potrzebuje i daliśmy to jasno do zrozumienia. Idź już, umyj się, zjedz coś... Maksymilian może poczekać.

Dziewczyna kiwnęła głową i puszczając zimną rękę matki, powoli wyszła z komnaty. Dzisiaj korytarz był pusty. Nikt nie siedział pod drzwiami, czekając na cud ozdrowienia albo śmierć najsilniejszej z nich. Wszyscy odeszli do własnych komnat, by zastanowić się, co będzie dalej. Czy wybuchnie kolejna wojna? Czy znowu nastaną lata terroru i wzajemnego wyniszczania? To była najczarniejsza wizja. Królowa umierała, pozostawiając po sobie tylko słabą księżniczkę, cień nie dość silny, by zapewnić pokój. Florence zacisnęła dłonie. Może i jestem słaba, ale zrobię wszystko... Wszystko...

Dopiero teraz zaczynała odczuwać bolące mięśnie, które zesztywniały przez całą noc. Jednym ruchem ręki pozbyła się zmęczenia, zjeść może później. Teraz najważniejsze było poznanie stanowiska Maksymiliana. To jego decyzje wpłyną na to, jaka przyszłość nastąpi.

Miarowe stukanie rozlegające się zza pleców uświadomiło ją, że ktoś za nią podąża. Ian. Znowu. Sądziła, że zostanie odwołany z tego stanowiska w obliczu nowych zdarzeń lub że człowiek będzie miał chociaż na tyle taktu, by zostawić ją samą. Nie odwróciła się. Głupi człowiek nie zasługuje na to. Może gdyby nie zagadał jej wtedy w restauracji, wróciłaby wcześniej i zdołała powstrzymać matkę. Czuła jednak, że ta myśl to tylko próba pozbycia się poczucia winy. Nie powinna w ogóle wychodzić wtedy z domu. Powinna być przy niej, porozmawiać, może uspokoić... Może wtedy królowa dalej byłaby z nimi, gotowa podjąć się walki o dominację, walki o dobro swojego sabatu.

Do oczu znowu napłynęły łzy, ale otarła je, zanim zdążyły wypłynąć na policzki. To nie czas na słabość. Nie mogła teraz wyglądać jak ofiara. Później będzie miała czas na żal. Zdecydowanymi krokami podążyła do drugiego skrzydła budynku. Matka zawsze tam kwaterowała gości, więc Maksymilian powinien być gdzieś w pobliżu. Delikatnie, acz stanowczo, zapukała do głównej sypialni gościnnej, przeznaczonej dla najważniejszych gości. Jeśli Maksymilian zdecydował się tu zostać, na pewno zagarnął dla siebie to, co najlepsze. Na ciche zaproszenie dobiegające zza drzwi zaczęły jej się trząść dłonie. Zacisnęła je w pięści i dopiero pchnęła klamkę.

Przywódca Blasku stał na środku pomieszczenia. Ubrany w czarną koszulę wygląda jak omen śmierci, pomyślała obrzydzona Florence. Królowa jeszcze nie umarła, nie powinien nosić czerni. Dopiero chwilę później uświadomiła sobie, że również ma na sobie ten kolor. Od wczoraj nie zmieniła ubrań. Nie miała kiedy, wolała czuwać przy umierającej.

WyklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz