Kolejny atak nastąpił w czasie nie dłuższym niż mrugnięcie oka. Z westchnieniem zaskoczenia przeturlała się w bok, dziękując sobie w duchu za pomysł skórzanych ubrań i natychmiast utkwiła wzrok w Maksymilianie. Jego twarz wykrzywiał ponury uśmiech, zupełnie jakby wbrew poprzednim zapewnieniom, walka z nią dawała mu przyjemność. Sprawiła, że tarcza rozwarstwiła się na kilka cieńszych, tworząc pewniejszą osłonę. Karcąc się za bezruch uskoczyła o dwa kroki.
— Nie spodziewałem się, że mamy konkurencję na celność. — Zakpił, tworząc w dłoni kolejny pocisk i wypuszczając go. — W tym tempie nie zaatakujesz mnie przez kolejny wiek, a nie mam tyle czasu.
— Wobec tego zabij mnie szybciej — odcięła się krótko.
Tanecznym krokiem uniknęła kolejnych dwóch ciosów. Na spokojnej do tej pory twarzy przeciwnika pojawił się grymas zniecierpliwienia. Florence była świadoma, że jego zdenerwowanie będzie działać na jej korzyść — szybciej popełni błąd, którego ona nie zawaha się wykorzystać.
Obojętnie rzuciła słabe uderzenie, które ledwie musnęło jego tarczę. Kolejna, cenna informacja. Nie skupia się tylko na ataku, ale i na obronie. Wypuściła kolejny, tak samo słaby, atak udając, że kosztował ją wiele wysiłku, co spowodowało wybuch śmiechu Maksymiliana. Uskoczyła w prawo, omijając ognistą kulę.
— Już się męczysz? — Stanął w rozkroku, splatając ręce na piersi i nie przejmując się możliwym atakiem. — Po córce Carmen spodziewałem się czegoś więcej!
Nie odpowiedziała, chociaż pełne pogardy uśmieszki członków jego sabatu sprawiały, że miała ochotę pokazać swoją siłę.
Spokojnie, Flo... Niech się zmęczy. Ma więcej doświadczenia w walce niż ty. Pozwoliła, by jeden z jego ciosów zniszczył pierwszą z zewnętrznych tarczy, jednak nie przewidziała siły uderzenia, przez co straciła równowagę i upadła. Nie zaatakował jej. Poczekał aż wstanie i będzie w stanie przyjąć kolejny atak. Zupełnie jakby uważał się za kota polującego na mysz — bawił się nią jak ofiarą, która nie ma najmniejszej szansy. Florence nie mogła powstrzymać wściekłości, która rozlała się po twarzy.
— Mam dla ciebie niespodziankę, maleńka.
Uniósł rękę do góry, dając znak swoim ludziom. Część z nich zniknęła, by po chwili pojawić się po ułamku sekundy z powrotem, w dwa razy większej liczbie. Oczy Florence utkwiły w wychudzonej twarzy Flowa, a następnie przeniosły się na resztę nowo przybyłych, ledwo rozpoznając w wyniszczonych ludziach swoich bliskich. Poczuła jak wszystko wokół zwalania. Jej rodzina była o krok od śmierci, być może gdyby zwlekała o dzień, dwa dłużej, nie miałaby o kogo walczyć.
— Uznałem, że zasługujesz na wsparcie swojego sabatu — jego głos ociekał szyderstwem. — Może zachęcą cię do walki zamiast ciągłego uskakiwania.
Łagodne spojrzenie Flowa odnalazło jej oczy, śląc niemy wyrzut. Opuściła wzrok, nie mogąc tego wytrzymać. Maksymilian wiedział co robi. Sprowadzając ich tu, udało mu się zburzyć jej spokój.
Posłała moc w głąb ziemi i zaatakowała go od dołu. Zgodnie z oczekiwaniami nie miał tam tarczy, a zaskoczony nie zareagował dość szybko i tym razem to on przewrócił się na mokrą trawę. Równie szybko wstał i z podwójną zaciekłością ponowił atak. Florence z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że jego pociski nie są już tak silne, choć wydawało się jej niemożliwym, by tak szybko tracił moc. Być może ta skradziona nie pozwala się magazynować tak łatwo jak własna?
Z ponurym uśmiechem wypuściła jasną, wręcz oślepiającą kulę światła, a zaraz za nią pocisk. Zdezorientowany czarownik po raz kolejny upadł, łapiąc się za klatkę piersiową. Florence nie miała ani dość litości, ani pychy, by pozwolić mu wstać. Załamała światło wokół siebie, tak, aby ostatnie promienie słońca pozwoliły jej niezauważenie przemknąć za jego plecy.
CZYTASZ
Wyklęta
FantasyCo może się stać, kiedy córka przywódczyni sabatu zakocha się w zwykłym, irytującym chłopaku? Czarownicom nie wolno wiązać się ze śmiertelnikami, z resztą kto by w ogóle chciał? Na pewno nie Florence. Ludzie są przecież głupi i ulotni. Żyją z...