42. Witaj, Kochanieńka

1.5K 204 13
                                    

Ian obserwował Florence, która zdecydowanym ruchem splotła ręce na piersiach. Zastanawiał się, czy udzieli odpowiedzi, a jeśli tak, czy spróbuje skłamać. Mogła się obawiać zbyt szybko mknących wieści, które będą stanowić ostrzeżenie dla Blasku, czym zaprzepaszczą tę szansę. Mogła nie ufać dopiero co poznanej kobiecie. Mogła również wykazać się typową dla niej pogardą, której mężczyzna już kilkukrotnie doświadczył.

- Mam kilka spraw do wyrównania. Z Maksymilianem.

Marisa uśmiechnęła się lekko, prychając jakby z zadowoleniem. Zdziwiona mina Iana nie została nawet zauważona.

- W końcu ktoś dobierze się mu do skóry. Zawsze sądziłam, że nastąpi to później, a jednak... Z tego co ptaszki ćwierkają w lesie wynika, że skoro nie jesteś wampirzycą, musisz być córką Carmen. Nikt inny nie przyszedłby tu. – Kobieta odeszła w stronę ciągnącej się przez całą ścianę szafy i wyjęła niewielki flakonik. Potrząsnęła nim zamaszyście. – To bardzo stężony roztwór. Jeśli nie chcesz ich uśpić na rok wystarczą cztery krople na sto mililitrów.

Florence ostrożnie sięgnęła po truciznę, jakby obawiając się, że zaszkodzi jej przez skórę. Ian bezwiednie pomyślał, że nie tak dawno to ona była pod wpływem tej substancji i zapewne doskonale pamięta jakie to uczucie. Zielarka uśmiechała się lekko, zupełnie jakby odpłynęła myślami. Skąd i u niej niechęć do Maksymiliana? Przecież jedna osoba nie mogła mieć tylu wrogów ilu on zdawał się mieć. Owszem, przez lata służby poznał każde z jego oblicz. Na własnej skórze doświadczył jego wywołanego gniewem okrucieństwa, jednak przywódca Blasku był też zręcznym politykiem. Dlaczego wobec tego wszyscy nienawidzili go tak mocno? Czemu nie zapobiegał temu?

- Powiedzmy, że nie chcę nikogo zabijać... jeszcze, tylko utrzymać ich w śpiączce. Jakaś sugestia?

- Zrób im kroplówkę. A na początku zastrzyk, żeby ich uśpić. Powinno pójść gładko.

Florence prychnęła cicho, jednak było w tym dźwięku słychać ironię.

- Doprawdy...

Stojący z boku Ian również wygiął kąciki ust ku górze. Marisa zdawała się nie rozumieć jak trudna może być pierwsza część. W jaki sposób zaskoczyć czarownika na tyle, by zdezorientowany nie dał rady uniknąć igły? Mimo to, patrząc na hardą minę czarownicy nie miał wątpliwości, że da radę osiągnąć cel choćby samą siłą determinacji. Oparł się o jeden z blatów, zdecydowany być jedynie widzem tej rozmowy. Wtrącanie się pomiędzy kobiety z pewnością nie należałoby do najmądrzejszych pomysłów

Marisa jedynie wzruszyła ramionami.

- To, jak podasz im belladonnę, jest już twoją rolą. Teraz zapłata...

Florence spojrzała zakłopotana na Iana, który nie powstrzymał cisnącego się na usta uśmieszku. Nie miała pieniędzy, a tym razem nie chciała ich tworzyć. Słyszał, że stworzone banknoty mogą być trwałe, jednak wymaga to pewnego nakładu energii, a jej plany nie uwzględniały utraty mocy. Będzie potrzebowała jej całej. Tym zabawniejsza wydawała się, posyłając mu spojrzeniem niechętną prośbę – widział, że złość dalej błyszczy w jej tęczówkach. Wstał, sięgając po portfel.

- Ile? – zapytał spokojnym głosem, chociaż przeczuwał, że cena może go nieprzyjemnie zaskoczyć.

Zielarka poruszyła się nieznacznie.

- Och, pieniądze zostaw w spokoju. Gdy przyjdzie czas upomnę się o drobną przysługę. Pomoc czarownicy bywa czasami niezastąpiona...

Widział jak Florence zaciska nerwowo usta i po chwili zdał sobie sprawę, że robi to samo. Zapłata w przeciwieństwie do przysługi była szybka i zdecydowanie bezpieczniejsza, jednak wiedział, że Marisa nie odpuści. Znał ja dostatecznie długo, by wiedzieć jaka jest, co stanowiło kolejny powód do zmartwień.

WyklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz