20. Nie Chcę Cię Widzieć

1.3K 192 22
                                    


Notatka niżej ;)


Spokój i opanowanie to klucz do zwycięstwa. Florence poświęciła chwilę jednej z myśli zmarłej matki i przyznała jej rację. W rozmowie z Maksymilianem musi być pewna siebie i opanowana. Nie może okazać zaskoczenia ani strachu, bo to przeważy na jej niekorzyść. Czuła się pewniej mając za plecami Flowa i Sarę, jednak nie powinna liczyć na ich pomoc. Przynajmniej nie za bardzo.

Dopiero przechodząc do zachodniego skrzydła dotarło do niej ile więcej osób jest w posiadłości. Trzymając wysoko głowę starała się nie zwracać na nich uwagi. Mimo to naliczyła co najmniej dwanaście nowych twarzy, co razem z Maksymilianem i jego strażą stanowiło dość dużą grupę, która bez jej zgody przeniosła się tutaj. Postanowiła być tak samo bezpardonowa i bez pukania wpadła do komnaty Maksymiliana. Mężczyzna stał tuż obok kominka, w którym mimo braku drewna płonął ciepły ogień.

Florence spojrzała na niego ostro.

— Nie pamiętam żebym udzielała zgody na przybycie twojego sabatu. — Głos jej nie zadrżał. Miała za sobą dwoje ukochanych ludzi, którzy nie pozwolą by stała jej się krzywda.— Zechciałbyś mi może wytłumaczyć co tu robią ci wszyscy ludzie?

— Nie udzieliłaś zgody? — odparł kpiąco.— Kochanie, już jutro to ja będę tu panem, nie uważasz, że powinnaś schować pazurki?

Czarownica gestem powstrzymała Flowa, który miał ochotę wyrwać się do przodu i przeszyła narzeczonego gniewnym spojrzeniem. Nie zamierzała się jednak poddawać. Jeśli myślał, że po tym jednym zdaniu ucieknie z podkulonym ogonem, mylił się.

— Już, a raczej dopiero jutro. — Spojrzała na niego twardo. Powoli zaczynała rozumieć z jakiem despotą u boku przyjdzie jej żyć. — Nie przypominam sobie, by nasz ślub miał się odbyć dzisiaj— dodała stanowczo. Delikatny oddech Sary na ramieniu był jak tarcza, chroniąca ja przed gniewem przywódcy Blasku.

Maksymilian roześmiał się, jednak nie było w tym dźwięku wesołości. Raczej kpina.

— Zawsze jesteś taka odważna, gdy masz przy sobie straż?

Zmierzył krótkim spojrzeniem ledwo panującego nad sobą Flowa i bladą Sarę, jakby oceniając ich siłę. Widziała w jego oczach, że nie uznawał ich za zagrożenie.

— Wyjdźcie— wysyczała wściekła Florence do przyjaciół. Jej narzeczony miał rację, tylko dzięki nim miała odwagę stać tu przed nim i kłócić się, wiedząc, że wystarczy kaprys, by zaatakował, jednak nie miała wyboru. Jeśli zarzuca jej tchórzostwo musi mu udowodnić, że jest wolna od tej skazy. Odezwała się ponownie dopiero gdy kłapnęły drzwi. — Zadowolony?

Z trudem powstrzymała dreszcz obrzydzenia, gdy podszedł do niej i objął jej twarz. Nie protestowała gdy ją pocałował. Stała biernie, nie dając mu żadnej satysfakcji. Nie powinien się spodziewać, że stanie się uległą, być może kochającą żoną. Uczucia w ich związku byłyby kulą u nogi i uczyniły z niej podatną marionetkę w jego rękach. Chociaż tego chciała uniknąć. Stawianie oporu przez kolejne lata związku mogło jej dać namiastkę satysfakcji.

— Florence, nie chcę byś podważała moje decyzje. Jako moja żona będziesz miała prawo się z nimi nie zgadzać, ale nie będziesz miała prawa o tym mówić.

— Nie jestem jeszcze twoją cholerną żoną!— Jej głos wzniósł się o oktawę. I po spokoju. Najgłośniej krzyczy ten, kto jest pewny swojej porażki. Siłą woli opanowała oddech i dodała znacznie spokojniej.— Do jutra nie masz prawa uważać się za władcę. Nie masz mocy mojego sabatu, nie jesteś jego członkiem i nie możesz podejmować decyzji za nas. Czy to jasne?

WyklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz