Na moją prośbę? Co się tu na wielki Księżyc dzieje? Florence przybrała spokojny wyraz twarzy, chociaż nie miała najmniejszego pojęcia o czym mówi młoda czarownica. Z Maksymilianem ostatnio widziała się po obiedzie, który rzeczywiście sama zarządziła, jednak od tamtej pory ignorowała go. Z resztą z wzajemnością.
— Rzeczywiście, całkiem o tym zapomniałam — odwróciła się do Anne, udając, że wie o co chodzi. — Rozumiem, że przygotował salę bankietową?
— Tak, wasza wysokość — na ustach Anne pojawił się leciutki uśmiech, którym podbijała serca całego sabatu. Dziewczyna włożyła za ucho pukiel rudych włosów, patrząc na nią oczekująco.
— Zaraz tam zejdę, proszę przekaż to mojemu narzeczonemu.
Dziewczyna szybkim krokiem wyszła na korytarz pozostawiając Florence w całkowitym osłupieniu. Jaki obiad? Czyżby Maksymilian postanowił się zabawić jej kosztem? Spojrzała niepewnie na Iana. Nie powinien być w jej komnacie, ani siedzieć na jej fotelu. Mała Anne mogła wyciągnąć niewłaściwe wnioski, a sytuacja jest już wystarczająco napięta i bez podejrzeń o zdradę.
Jej strażnik wstał, jakby rozumiejąc powód niezadowolenia. Florence zastanawiała się co skłoniło ją do litości nad nim. Jeszcze parę dni temu unikała ludzi jak ognia, a dziś dobrowolnie spędzała czas ze zwykłym mężczyzną. Potarła dłonią czoło. To wszystko wina ostatniego stresu, kiedy sytuacja się uspokoi wszystko wróci do normy, a ludzki strażnik pozostanie jedynie niesmacznym wspomnieniem. Nie powinna była podsłuchiwać rozmów, ani współczuć ludziom. Jak widać prowadzi to do niezręcznych sytuacji. Bo tym właśnie było wpuszczenie Iana do komnaty — niczym więcej niż niezręczną sytuacją.
— Sądzę, że powinniśmy iść—— zauważył cicho strażnik.
— Wiem, co powinnam — odwarknęła.
Jednym gestem zmieniła jeansy i sweterek na delikatną sukienkę, elegancką, ale jednocześnie dość nieformalną, gdyby obiad okazał się być czymś mało wystawnym. Zwykle unikała tworzenia ubrań, wolała te prawdziwe, gdyż niewiele jej zaklęć było trwałych. Była bublem i musiała się zawsze liczyć z możliwością, że moc ją zawiedzie. Aż do tej pory. Nie odwracając głowy w kierunku Iana wyszła w kierunku sali bankietowej. Odwróciła się lekko do tyłu dopiero gdy usłyszała podążające za nią kroki i zebrała moc. Z uczuciem triumfu przeniosła się tuż pod odpowiednie drzwi. Uśmiechnęła się do siebie lekko. Dzięki sile sabatu nie musi się już martwić o zbyt małą i nieposłuszną moc. Otworzyła drzwi.
Rzeczywiście, wszyscy siedzieli już przy stole i patrzyli na nią wyczekująco. Zupełnie jakby chcieli, żeby ta farsa zakończyła się jak najszybciej i pozwolono im w spokoju zająć się własnymi sprawami. Skinęła lekko głową w powitaniu i zajęła swoje miejsce obok Maksymiliana. Dopiero teraz zebrani rozpoczęli jeść posiłek. Florence wzięła z nich przykład. Krótkie spojrzenie na kamienną twarz Maksymiliana nie przyniosło jej zrozumienia sytuacji. Dopiero kiedy Ian dotarł do sali, powodując lekki szum ośmieliła się nachylić nad jego ramieniem.
— O co tutaj chodzi? — szepnęła, ledwo kryjąc złość. Jej prawa dłoń odruchowo dotknęła obojczyka, a palce przyszczypnęły skórę.
— Właśnie umacniam naszą władzę — odparł spokojnie. — Wspólne posiłki potęgują uczucie jedności wśród sabatu i od dzisiaj każdego dnia będziemy się gromadzić na obiad.
Florence zagotowała się ze wściekłości, jednak poskromiła chęć wybuchnięcia krzykiem. Po co miała protestować? Była tylko papierową lalką, fikcyjną królową na parę dni, dopóki nie pojawi się król. Król, który nigdy nie dostanie oczekiwanego przezeń szacunku. Przemknęła jej złośliwa myśl. Im więcej czasu spędzała z Maksymilianem, tym większą miała pewność, że zaplanowany ślub jest niezbędny, jeśli chce uzyskać posłuszeństwo jej sabatu.
CZYTASZ
Wyklęta
פנטזיהCo może się stać, kiedy córka przywódczyni sabatu zakocha się w zwykłym, irytującym chłopaku? Czarownicom nie wolno wiązać się ze śmiertelnikami, z resztą kto by w ogóle chciał? Na pewno nie Florence. Ludzie są przecież głupi i ulotni. Żyją z...