I was left to my own devices
Many days fell away with nothing to show
And the walls kept tumbling down in the city that we love
Great clouds roll over the hills bringing darkness from aboveBastille Pompeii
Najpierw serce na chwilę się zatrzymuje. Jest to raptem ułamek sekundy, kiedy czujesz, że jest martwe. Zupełnie jakby się poddało, nie widząc sensu w dalszej pracy. Potem zaczyna bić szybciej, chcąc nadrobić stracony czas. Pręży się w klatce piersiowej, powodując fizyczny ból. Ogłupiały mózg nie wie co się dzieje i nie panuje nad sytuacją. Dopiero zaczyna przetwarzać informacje, które serce już dawno zrozumiało. Następnie, kiedy już zrozumie wszystko, krew odpływa z twarzy, a w oczach pojawiają się łzy. Przyjazne ramiona, które cię obejmują nie mogą ci pomóc, nimi samymi również wstrząsa szloch. Czujesz się rozdzierana na kawałeczki. Część po części. Za każdym razem czując ból.
Florence nie przejmowała się łzami. Pozwalała im płynąć, nawet jeśli nie potrafiły ugasić jej bólu. Sara nie żyje... Jak wielu bliskich jeszcze stracę w walce o dominację? Jak długo będę czuć się bezsilna? Straciła obie matki, zarówno tą, która ją urodziła jak i tą, która ją wychowywała. Wszystko przez jedną osobę. Wściekłość mieszała się z bólem.
— Flow, damy sobie radę — wykrztusiła. Wzięła kilka spazmatycznych oddechów, jednak kiedy to nie pomogło kontynuowała. — Zabijemy go.
— Flo... to nie jest takie proste. Będzie go bronić cały sabat, a my jesteśmy zbyt osłabieni na bunt. Nie ma już nadziei.
— Ucieknij.
Uniosła zdecydowanie podbródek i spojrzała na niego. Łzy przestały rozmazywać jej obraz. Blada twarz Flowa pozostała bez wyrazu, co również raniło Florence. Nawet jeśli oni potrzebowali go bardziej, nie mogła pozbyć się egoistycznego pragnienia zatrzymania go przy sobie.
— Nie mogę. To moja rodzina, a rodziny się nie zostawia.
— Flow...
— Muszę już wracać — przerwał ostro, unikając jej spojrzenia. — I tak dużo ryzykowałem przychodząc tutaj. Pewnie już zauważyli moją nieobecność.
— Odprowadzę cię.
Prychnął z ironią i wskazał palcem na jej kostkę, która ciągle pulsowała bólem. Florence zakryła ją dłonią i posłała w jej kierunku wszystkie swoje siły. Czuła jak tkanki się regenerują. Wciąż była zbyt mocno uszkodzona, jednak jeśli zablokuje ból da radę przejść kawałek.
— Nie wygłupiaj się.
Skrzywiła się.
— Jesteś dla mnie jak brat. Nie pójdę z tobą pod dom, odprowadzę cię tylko kawałek. Możliwe, że nie zobaczymy się już więcej — dodała zimno. Przerażał ją fakt, że prawdopodobnie ma rację.
Wzruszył ramionami, co dziewczyna uznała za brak sprzeciwu. Powoli, lekko utykając wyszła na korytarz i zdjęła kurtkę z wieszaka. Spojrzała na opartego o ścianę Iana. Blada twarz wyglądała chorobliwie. Czyżby słyszał ich całą rozmowę? A nawet jeśli czego miałoby go to poruszyć. Nie znał jej sabatu. Byli dla niego tylko grupą anonimowych ludzi obdarzonych mocą. Przez chwilę wpatrywała się z ciekawością w jego błękitne oczy, dopóki się nie odwrócił.
— Uważaj na siebie.
Z zaskoczeniem patrzyła jak znika w kuchni, niepewna czy rzeczywiście wypowiedział te słowa, czy wyobraziła je sobie. Zarzuciła kurtkę na plecy, a na nogi włożyła adidasy, starając się nie krzywić z bólu, gdy naruszyła kostkę. Flow patrzyła na nią smutno, jednak nie protestował. Otworzył szeroko drzwi, wpuszczając do mieszkania zimne powietrze z klatki schodowej. Ich kroki rozbrzmiewały głośno wśród zimnych ścian.
CZYTASZ
Wyklęta
FantasyCo może się stać, kiedy córka przywódczyni sabatu zakocha się w zwykłym, irytującym chłopaku? Czarownicom nie wolno wiązać się ze śmiertelnikami, z resztą kto by w ogóle chciał? Na pewno nie Florence. Ludzie są przecież głupi i ulotni. Żyją z...