Rozdział 4

2.8K 247 1
                                    



Tydzień minął w miarę spokojnie. An przestała się na mnie dąsać, a najnowsza plotka w szkole zaczynała przebijać wszystkie poprzednie. We wtorek Alice przyleciała z nową informacją do swojej świty, a w środę praktycznie cała szkoła wiedziała, co się święci. Alice jako dziewczyna Zacka miała dostęp do wielu ciekawych informacji. Nie byłam pewna, co on w niej widział, ale dla mnie była to kolejna pusta lala. Każdy z chłopaków z naszej szkoły chciał z nią chodzić, ale ona od samego początku widziała tylko Zacka. Owszem urody jej nie brakowało. Figura modelki, długie do pasa blond włosy i ta jej idealnie proporcjonalna twarz. Typowa school queen. Było czego pozazdrościć, ale też ja w porównaniu z innymi nie miałam kompleksów na temat swojego wyglądu. An zawsze powtarzała, że wyglądam w sam raz. Brązowe, falowane włosy do łopatek. Duże sarnie oczy i pełne usta oraz moja idealna, jak dla mnie figura. Zaokrąglona we wszystkich właściwych miejscach. Naprawdę nie miałam czego Alice zazdrościć.

W piątek wszyscy zaczęli cieszyć się na wieść o zbliżającym się weekendzie. Cała afera trochę przycichła, ale nie był to też jej koniec. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo moją głowę zaprzątał inny problem.

Moje znamię, bo tak to teraz powoli zaczynało wyglądać. Robiło się coraz bardziej dziwne. Rozrosło się i szczelnie oplatało cały mój nadgarstek. Jakby to było mało, coś dziwnego zaczęło dziać się z moim organizmem. Codziennie bolała mnie głowa, a na dodatek w sobotę, gdy An poszła do Liz straciłam na chwilę przytomność. Nie powiedziałam tego An, bo nie chciałam jej martwić, ale sama zaczynałam się bać. Postanowiłam, że jeżeli do końca tego miesiąca nic się nie zmieni, to powiem jej o wszystkim.

I taki o to sposób skończył się tydzień, a dziś była niedziela. Jak to w każdy wolny weekend poszłyśmy z An na naszą łąkę. Ja z mp3, a ona ze swoim laptopem. Jako jedyna wiedziałam, że An chce zostać zawodową Dj -ką. Czasami, gdy miała dobry humor to puszczała mi niektóre ze swoich kawałków. Większość z nich była świetna. W jej utworach było słychać, że kocha to co robi. Szczerze ją w tym dopingowałam.

Na łące na środku obok drzewa rozłożyłyśmy koc, który przyniosłyśmy, a potem An wyciągnęła z torby swoje ulubione ciasteczka, które z całą pewnością schrupie, gdy będzie tworzyć. Długo nie czekałam, a An była już pogrążona w swoim świecie melodii. Sama położyłam się w bardziej nasłonecznionym miejscu, aby się trochę opalić.

Myśli dręczące mnie od rana dały o sobie znać ze zdwojoną siłą. Nie chciałam wracać do dręczących mnie pytań i braku odpowiedzi, ale one nachodziły mnie od nowa. Z każdy dniem czułam się gorzej. Z każdym dniem mój świat staczał się w dół. Z każdym dniem zadręczałam się bardziej niż powinnam. Z każdym dniem chciałam zapomnieć o przeszłości.

NIE DA SIĘ!!! Te trzy słowa sprawiały, że nie potrafiłam uwierzyć w siebie. Kiedyś byłam szczęśliwa. Kiedyś życie było bajką. Lecz wszystko, co dobre kiedyś się kończy. W chwili, gdy straciłam rodzinę świat spadł w przepaść. Teraz byłam inną osobą. Nie musiałam się liczyć z nikim prócz sobą. Zaczęłam wszystko od nowa. Nowe drogi, ścieżki i scenariusze. Teraz to, co mnie określało: nic nie muszę!

Potrząsnęłam głową, aby odegnać złe myśli. STOP! Powiedziałam sobie. Jeden wdech, drugi i mogłam znów zebrać się w garść. An dalej komponowała swoje arcydzieła.
I nagle to poczułam. To uczucie, kiedy tracisz przytomność. Kolory traciły barwy. Wdech sprawiał zbyt trudnego do wykonania, a z ust nie wyszedł żaden dźwięk. Oczy same mimowolnie zamknęły się, aby powitać nadchodzącą ciemność.

~~~
- Jakie mamy postępy? - Chłopak spytał po raz kolejny tego samego dnia. Czas... Czas zdecydowanie nie był po ich stronie. Tik tak- każdy z nich słyszał w swojej głowie.

- Nic szefie.-Blondyn ze skruchą odpowiedział na stałe pytanie.
- Niech to szlag! I co teraz? Dobrze wiecie, co teraz będzie. Dwa lub trzy tygodnie bez oznak, że coś się dzieje. A potem BUM! Bomba wybuchnie przed naszym cholernym nosem! Nie ważne czy chłopak czy dziewczyna. Ani jedno ani drugie tego nie przeżyje!- Chłopak załamał ręce. Nie miał sił, ani pomysłów, co dalej robić. Trzy tygodnie siedzenia bezczynnie i modlenia się, aby jakimś trafem właściwa osoba sama się do nich zgłosiła. Próbowali już wszystkiego. Diabelski ogień tak, jak się pojawił tak znikł. I żaden z jego następców nie mógł znaleźć źródła zakłóceń. Nikt nie był w stanie określić, co dokładnie stało się dnia, gdy znów ponowili poszukiwania. Znak zapytania pojawiał się kolejno w umysłach zebranych.
- Mistrzu mam pomysł. - Z kręgu wysunęła się drobna czarnowłosa. Chłopak skinął na nią zapraszająco głową.
- Mów, jeżeli ma to coś zmienić w tej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.
- O tuż jeśli dobrze pamiętam. Znamię całkowite pojawia się po miesiącu. A na razie przez dwa lub trzy tygodnie organizm przyswaja nowe zdolności i pozwala na dokonywanie potrzebnych w ciele zmian.

- Do rzeczy. Co to ma wspólnego?

- Jeżeli teraz się zastanowimy. To za jakieś dwa- trzy tygodnie klub ogłosi poszukiwania osoby z tatuażem. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, co uczniowie sądzą o NKwS. Nikt nie przegapi szansy, aby się do nich przybliżyć, a my będziemy mieć szansę na zweryfikowanie osoby, której poszukujemy. - Dziewczyna wywołała ogólny zachwyt.
- Dobrze. Niech tak będzie. Od dziś, aż do końca miesiąca każdy z was będzie dalej zachowywał się tak jak zawsze, a gdy nadejdzie czas próby udowodnicie swoją wartość.
- W ciszy krzyk
W bieli czerń
Czas już iść
Nim nadejdzie wieczny sen
~~~~
- Miriam wstawaj! Mir, to nie jest śmieszne! Słyszysz mnie!!!- An przestraszona krzyczała wprost do mojego ucha.
- Ssss - zassałam powietrze do moich spragnionych go płuc. Usiadłam, patrząc na zmartwioną An. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Spokojnie. Zasnęłam.- Próbowałam zakryć moje kłamstwo spokojnym wyrazem twarzy.
- Spałaś? Spałaś! Dziewczyno, ty nie oddychałaś! Myślałam, że nie żyjesz! - Krzyczała już wyraźnie zdenerwowana.
- Widocznie miałam bardzo głęboki sen. I gdybym nie oddychała to w tej chwili była bym już martwa. Musiałaś chyba nie zauważyć jak porusza się moja klatka piersiowa. - Rzuciłam nonszalancko wiedząc, że w końcu sobie odpuści.
- Dobra niech ci będzie, ale będę miała cię na oku.- Nie protestowałam. Miałam tylko cichą nadzieję, że kolejny raz nie zdarzy się w jej obecności.
- Chodźmy może już. Dzięki twojemu poczuciu czasu spędziłyśmy prawie cały dzień w dziczy. Słońce jest już na horyzoncie. Trzeba było mnie szybciej obudzić. - An zamrugała na widok słońca, nie komentując ostatniego zdania. Szłyśmy w milczeniu. Ja z przodu, ona za mną. An sprawiała ostatnio wrażenie zbyt cichej, jak na nią. Musiałam wyciągnąć od niej, co jej jest.
- Wiesz tak się zastanawiam czy stało się ostatnio coś, o czym nie wiem? Chodzisz jakaś taka przygnębiona i w ogóle. - Szłam tyłem, An miała mi już odpowiedzieć, gdy nagle znalazłam się na ziemi. Osoba na mnie była zdecydowanie płci męskiej. Chłopak nie dość, że leżał na mnie to jeszcze był cały przepocony. Fuj. Ktoś tu musiał sobie robić trening.

- Eh, uch mógłbyś ze mnie zejść? - Miałam dość jego łokcia wbijającego mi się w żebra.
- Och przepraszam nie zauważyłem cię. - Spojrzał na mnie i wtedy dotarło do mnie, kto mnie staranował. Zack, a jakże inaczej. Nikt oprócz niego i czasami jego kumpli nie biegał po lesie. An odchrząknęła dając nam o sobie znać.
- Taa trochę jest w tym, też mojej winy. Gdybym szła normalnie nic nikomu by się nie stało. - An piorunowała mnie wzrokiem za tak bezpośrednie zwracanie się do jej bóstwa.
- Ale na szczęście wszyscy są cali. - Chłopak podsumował podnosząc się i wyciągając do mnie rękę.
Po chwili wszyscy staliśmy razem w niezręcznej ciszy.

- Jestem Zack. - Podał mi i An rękę po dłuższej chwili.

- Jakby tego nikt nie wiedział. - Prychnęłam. Już widziałam w oczach An jaką śmierć dla mnie szykuje.
- Ja jestem An, a ta tu wredna to Miriam. - Kiwnęła na mnie palcem nie odwracając wzroku, od Zacka. No tak. Jej bóg do niej przemówił.

-Dzięki An.- Rzuciłam kąśliwie.
- Miło mi. - Uśmiech mimo ewidentnego zmęczenia miał powalający.

- Niestety nie mogę dłużej z wami rozmawiać. Jestem już z kimś umówiony. - I takim oto sposobem Zack pozbawił An uśmiechu.

- Jasne nie ma sprawy. - Mruknęłam. Chciałam mieć go już w końcu z głowy.
- To cześć. - I już biegł dalej w swoją stronę.
- A bym zapomniał. Do zobaczenia jutro Miriam. - Rzucił jeszcze do mnie z tym swoim seksownym uśmiechem i już go nie było.

- Jejku.- Tyle zdołała wydusić z siebie An.



ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz