Rozdział 11

2.3K 238 3
                                    

Raz......Dwa....Trzy....Czerwony...
Raz......Dwa....Trzy....Czarny...
Raz......Dwa....Trzy....Czerwony...
Raz......Dwa....Trzy....Czarny....

Odliczałam po koleji, rzucając rozbieganym wzrokiem na rękę.
-Raz...Dwa...Trzy...Czerwony-szeptałam na w pół przytomna. Pokój tańczył i wirował w takt nieznanej mi muzyki. Litery plątały się w mieszaninie słów i wyrazów , a przy gwałtowniejszych moich ruchach po prostu znikały. Pierwsze fazy obłędu i tak miałam za sobą.

Na początku zasypiałam , budziłam się i traciłam przytomność. Stan ten trwał i trwał , a ja nie byłam w stanie kontaktować z rzeczywistością.

Kolejny był całkowity paraliż . Nie ruszałam się . Moje ciało nie reagowało na polecenia mózgu . Płuca odmawiały posłuszeństwa wprowadzając mnie w stan bliski śmierci.

Etap trzeci przerażał w swej prostocie. Temperatura mojego ciała zaczynała wrzeć , sprowadzając na mnie najgorsze halucynacje , jakie tylko wstanie byłam sobie wyobrazić.
- Nieee... Aaaa... Zostaw mnie...- wrzeszczałam na całe gardło budząc przy okazji cały żeński akademik. Koszmary sprawiały , że krzyczałam. Krzyczałam z całych sił próbując zapanować nad wizją nawiedzającą mnie co chwilę .

Po tym epizodzie trafiłam do szkolnego szpitala na oddział zamknięty. Tam już było coraz gorzej albo coraz lepiej. Wszyscy dokoła mnie mieli mnie dość .

Czwarty etap był przedostatni. Mój umysł płatał mi figle tworząc wymaginowany świat , w którym byłam księżniczką , potem znalazła mnie zła czarownica , a na końcu zmieniła w mysz , którą zjadł kot i odrazu przechodząc do fazy końcowej.

Piątej:

Nie wiedziałam już kim jestem. Świat wirował . Ludzie przychodzili i odchodzili od mojego łóżka. Na przemian śmiałam się , krzyczałam i płakałam . Pielęgniarki na moich oczach zmieniały się w potwory wywołując u mnie kolejne ataki histerii i niepowstrzymanego krzyku. Nie wiedziałam co się dzieje . Świat tracił wszystkie kontury nieprzemiennie się rozmazując .

Chciałam umrzeć. Miałam dość tej agonii. Po tygodniu rzucania się , wrzasku i psychozy byłam w stanie popełnić świadome lub nie samobójstwo. Każda kolejna minuta wypalała w mózgu dziurę , która zasklepiała się i na nowo otwierała . Powrót do normalności był tak odległy , że praktycznie nie realny.
- ...grypa...- to jedno i stałe słowo przewijało się przez głosy i urywki rozmów ,które po pewnym czasie zaczynałam rozumieć . Nie chciałam żyć . Czemu nikt tego nie zakończył ?

Po apogeum nastała cisza . Teraz były tylko cztery słowa.
- Raz...Dwa...Trzy...Czarny...- nie byłam wstanie określić czy kolor znamienia zmieniał się samoistnie . Czy też to był kolejny skutek choroby. Jedno wiedziałam na pewno. Powoli wracałam do zdrowia lub traciłam rozum.
- Raz...Dwa...Trzy...Czerwony..- teraz znamię było czerwone. Za nim się zorientowałam po raz ostatni straciłam przytomność.

Obudziły mnie promnienie słoneczne , przenikające przez zasłony sali szpitalnej. Z tyłu mnie słychać było pikanie aparatury podtrzymującej życie , a ze stojaka ,rurką do moich żył wpływał jakiś przezroczysty płyn. Poruszyłam głową rozglądając się po sali . Nie było tu zbyt wielu rzeczy. Ja , łóżko , aparatura , jakieś krzesło i zamknięta szafka stojąca w rogu. -Ach - westchnęłam przeciągle powoli próbując zidentyfikować w jakim stanie jest moje ciało . Poruszyłam ręką ze znakiem , przybliżając ją bardziej do siebie. Ta dziwna plątanina linii , kresek i zawijasów przypominała bransoletkę na stałe umieszczoną na mojej ręce . Nie czekając , aż ktoś wejdzie i zauważy tatuaż , sięgnęłam po bandankę leżącą na półce przy mnie . Spokojna już o swój sekret zaczęłam podnosić się z łóżka , mając dość jego i czasu spędzonego w nim .Wyciągnęłam z ręki wenflon z igłą, delikatnie kładąc go na łóżku. Ostrożnie zrzuciłam kołdrę i postawiłam nogi na zimnej podłodze . Nie byłam pewna , jak bardzo mój organizm był osłabiony , ale po malutku podnosiłam się i stawiałam małe kroczki . Już po chwili mogłam swobodnie iść , rozprostowywując nieużywane mięśnie. Otwarwszy drzwi na korytarz nie napotkałam ani jednej żywej duszy . Oprócz mnie widocznie musiało tu nikogo nie być . Za nim wyruszyłam w dalszą wędrówkę poszperałam w szafie w mojej sali i znalazłam tam rzeczy , które musiały być ewidentnie przygotowane na mój powrót do zdrowia i opuszczenie szpitala. Sprawdziwszy czy nadal nikogo nie ma rzuciłam się biegiem do zmiany ciuchów . Będąc już ubraną mogłam swobodnie iść dalej .

Aż do samego wyjścia nie spotkałam nikogo kto by mnie zatrzymał . Może jeszcze spali ? Ale nie . Na zegarze w recepcji widniała godzina siódma czterdzieści pięć . Za piętnaście minut miała rozpocząć się pierwsza lekcja . Nie miałam zamiaru odrazu po chorobie wracać na lekcje . Najpierw musiałam dowiedzieć się jakim mamy dzisiaj dzień i przed wszystkim koniecznie wziąć prysznic.

Na zewnątrz zarzuciłam kaptur na głowę od bluzy , a mijając na swojej drodze uczniów widziałam ich i tak z szokowane twarze. Do akademika trafiłam bez większych problemów . Za nim dotarłam do pokoju usłyszałam jeszcze dzwonek rozpoczynający kolejny dzień nauki .

W pokoju okna były przesłonięte zasłonami . Na łóżku An panował totalny bałagan , a na moim względny porządek. Szybko zajrzałam do szafy i z czystymi już ciuchami pognałam pod prysznic. Gorąca woda lała się strumieniami , spłukując ze mnie resztki wspomnień choroby. Wykąpana , wysuszona i nabalsamowana ubrałam przygotowane wcześniej ciuchy. Na zewnątrz panował przenikający kości chłód , tak więc ubrałam czarne rurki, szare trampki i jasno zieloną bluzkę z kapturem.

Nie mając nic konkretnego do roboty postanowiłam zacząć powoli odrabiać zaległości . Na biurku zauważyłam stos notatek i zadań , które widocznie An zbierała dla mnie , abym po powrocie szybko wszystko nadrobiła. Rzuciłam się w wir pracy . Większość zadań była prosta tak , więc po około godzinie zostało ich tylko parę .

Skończywszy tą żmudną pracę pozwoliłam sobie na krótki odpoczynek . Wyciagnęłam z szuflady schowaną Mp3 wyłączyłam play i już po chwili swobodnie relaksowałam się na łóżku . W patrzona w sufit rozmyślałam co mnie ominęło przez ten tydzień kiedy mnie nie było. Próbowałam sobie przypomnieć jakieś zdarzenie z chwili z przed obłędu , ale moje szare komórki odmawiały mi współpracy. Od dłuższego myślenia o tym rozbolała mnie głowa . Tak , więc porzuciłam dalsze próby przypomnienia sobie .

Mając włączoną muzykę słyszałam szmery , nawoływania i dźwięk biegu po korytarzu . Coś musiało się dziać . Było dość wyraźnie słychać że ludzie są czymś mocno poruszeni.

Właśnie miałam wyjść i sprawdzić co się dzieje , gdy do pokoju wparował zdyszany Sedrick. Chłopak patrzył na mnie oniemiały , wyraźnie ze z dziwienia przecierając oczy. Nim zdąrzyłam coś powiedzieć , chłopak wyciągnął komórkę i zadzwonił. Osoba po drugiej stronie musiała być z nim w stałym kontakcie , gdyż po pierwszym sygnale odebrała.
- Mam ją....tak...nie wszystko w porządku - rzucił na mnie okiem kierując się od dołu do góry - w swoim pokoju...nie nie trzeba ...kiedy...okej...przerwij poszukiwania...wiem...chyba kontaktuje...dobra spotkamy się później...tak...cześć.- Sed rozłączył się ,z powrotem przyglądając się mojej osobie.
- Na co się gapisz ? - rzuciłam rozdrażniona . Nie odpowiedział. Stał i się patrzał . Wkurzona na jego tak dziwne zachowanie z powrotem usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać moje playlisty.
- Wszystko dobrze ? Jak się czujesz ? - spytał już tym razem z troskliwą miną , przysiadając się do mnie.
- Tak dobrze , jak może się czuć osoba traktowana , jak powietrze.
- Taa tym bardziej ,że to Powietrze szuka pół szkoły.- Szczęka opadła mi na ziemię . Mnie ? Mnie szukali , ale po co ? Nie mogłam wyjść z szoku.
- Co ? Jak ? I dlaczego ?
- No może nie wiem ? Osoba będąca praktycznie niepoczytalna znika ze szpitala , a wszyscy w okół zastanawiają się gdzie taka wariatka mogła iść ? - chłopak mówił całkowicie poważnie , uświadamiając mnie , jak głupio postąpiłam. Nie pomyślałam o tym że ktoś może sądzić , że uciekłam , co było strasznie głupie i nieodpowiedzialne.
- Ale ja już czuję się dobrze . Nic mi nie jest . Wszystko jest tak , jak dawniej . - próbowałam przekonać chłopaka , a właściwie sama nie wiedziałam do czego.
Sedrick chyba zrozumiał , że w tej chwili potrzebuję po prostu ciepła innej osoby.

Chłopak przytulił mnie , otwierając wcześniej zamkniętą tamę . Cała ta zła energia , zmienne nastroje i przebyta choroba uwolniły potok łez , który lał się po moich policzkach. Hlipałam bezradnie w jego silne ramiona. Chwila ta trwała i trwała przynosząc nam chwilę ukojenia.

Na końcu otarłam rękawem ostatnie łzy i przysiągłam sama sobie , że nikt ani nic nie będzie wstanie mnie pokonać ,jeśli nie wyrażę na to zgody.

Każdy jest sam kowalem swojego losu.


ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz