Rozdział 1

1.1K 128 8
                                    


Nie chciałam. Nie chciałam wracać do rzeczywistości.

Tak szybko minął mi ten czas spędzony w czterech ścianach, że nie zauważyłam, gdy nadeszła chwila, aby zmierzyć się z tym co tu i teraz.

Całymi dniami leżałam w łóżku lub opatulona kocem spoglądałam na widok za oknem. Minęło niby tyle czasu odkąd powróciłam na teren szkoły, lecz we mnie, w moim umyśle nadal trwałam w czymś w rodzaju transu i ciągle, jakby zatrzymana w jednej chwili, spoglądałam na zastygniętą twarz Janet i prawdę kryjącą się w jej oczach.

Mój umysł stale, od tego pamiętnego dnia przyswajał sobie myśl, że moi rodzice mogli nie być tymi, za których się podawali.

Żadne elementy tej układanki nie składały się w całość, a mnie od myślenia zaczynała boleć już głowa. W tej chwili byłam w kropce, a moje pytania nadal pozostawały bez odpowiedzi, zmuszając mnie do ponownej walki o siebie.

Miałam już dość niewiedzy w której nadal mnie utrzymywano. Musiałam znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania, lecz najpierw, w pierwszej kolejności musiałam powrócić, do w miarę "normalnej normalności".

Przez cały ten czas leżąc i myśląc, nie tylko próbowałam zrozumieć istotę tego co się wydarzyło, ale i też musiałam odpocząć. Byłam nie tylko wyczerpana emocjonalnie, ale i fizycznie.

Moje ciało nie regenerowało się tak jak powinno, stwierdził chłopak, który też należał do NKwS. Nie wiedziałam co to oznacza, lecz byłam pewna tego, że z dnia na dzień wcale nie czuję się lepiej.

Od góry do dołu moje ciało pokrywała masa strupków i siniaków. Każdy ruch sprawiał ból. Dzięki intuicji byłam prawie pewna, że co najmniej dwa żebra miałam nieźle stłuczone. Na nadgarstkach z kolei miałam założone solidne opatrunki, które stale przypominały mi o Janet, ale i również o bólu, gdy Erik wyciągał z nich powbijane drzazgi.

Żadne z tych obrażeń ani choć trochę się nie zagojiło. Zack obiecał, że jeżeli ten stan jeszcze długo potrwa, to przetoczy mi po prostu swoją krew, która niby napewno od razu zagoi rany. Ja jednak byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Zresztą nie tylko ja. Po złożeniu tej propozycji Zack został siłą wyciągnięty z mojego pokoju na korytarz, z którego doszły do mnie jedynie krzyki i słowo przeklęty. Nie chciałam wiedzieć co to znaczy, więc też nie odezwałam się później ani razu na ten temat.

Tak, więc całą moją rekonwalescencję przeleżałam praktycznie w łóżku i oto dziś nadszedł dzień mojej zguby. Moja zmora, która od niedawna stała się drogą do wybawienia, patrząc przez pryzmat ostatnich zdarzeń, domagała się mojej ofiary.

Szkoła.

Chciałam co prawda powrócić do normalności, lecz w obecnym stanie szkoła nie wydawała się mi być dobrym pomysłem, dlatego też, gdy do pokoju wparowała ubrana Ros, zakryłam się po sam koniuszek głowy kołdrą i modliłam się, aby mnie nie zauważyła.

- Wstawaj kochana! Czas w końcu ruszyć stąd twoje cztery litery!- Jej radosny głos przyprawiał mnie o kolejny już dziś ból głowy.
- Nie.- Odparłam stanowczo, próbując wymusić na Ros moją wolę.
- Dobra. Sama tego chciałaś.- Spokojny głos dziewczyny powinien mnie uprzedzić, że coś się szykuje, lecz zamiast przygotować się na najgorsze, ja jak ta głupia, naiwna, idiotka słysząc powolny trzask drzwi, wychyliłam głowę z pod kołdry i w mgnieniu oka spotkałam się z kubkiem zimnej wody lądującej na mojej twarzy.

Po pomieszczeniu rozległ się tylko wrzask, a następnie wkurzona rzuciłam się na blondynkę, lecz los po raz kolejny był przeciwko mnie i zamiast dusząc Ros, wylądowałam z zakręconą wokół nóg kołdrą na podłodze.

Dziewczyna śmiała się do rozpuku z komizmu sytuacji. Po jej policzkach spływały łzy ze śmiechu, a ja krzywo spoglądałam na nią z podłogi.
- Świetnie.- Syknęłam, gdy poczułam jak wszystko znowu zaczyna mnie boleć. Podciągnięta już na kolanach stwierdziłam, że teraz już nie mam wyboru. Mokrą twarz przetarłam rękawem piżamy, a następnie niepewnie stając, zgarnęłam ze sterty moich rzeczy na szafie parę ubrań i powoli doczołgałam się do łazienki.

W łazience miałam wszystko czego potrzebowałam. Za nim jednak weszłam pod prysznic stanęłam przed lustrem i spojrzałam na moją zmęczoną twarz. Sińce pod oczami zdradzały wszystko o nie przespanych nocach, a podrapana twarz zdradzał, że ucieczka ze szkoły nie była tylko zwykłą ucieczką.

Za nim bym wyszła, musiałam jednak pamiętać, aby nałożyć na twarz dużą ilość makijażu, aby zakryć te wszystkie obrażenia. Na moje szczęście za oknem panowała w najlepsze zima, więc ubrania zakrywające moje ciało, nie będą wyglądały podejrzanie. No, może oprócz faktu, że z mojego mundurka założę tylko nieoficjalną bluzę z nadrukiem naszej szkoły, bo noszenie przylegającego do talii mundurka z moimi obrażeniami naprawdę nie byłoby dobrym pomysłem.

Nie myśląc więcej ściągnęłam ubrania, wskoczyłam pod ciepły strumień i pozwoliłam wszystkim moim smutkom wraz z wodą spłynąć do ścieków.

Stałam tam, tak przez długi czas, pozwalając na ukojenie moich zszarganych nerwów. Gdy już poczułam się odprężona, zakręciłam kran i szybko wycierając ciało, wskoczyłam w moje ubrania i zaczęłam doprowadzać moją twarz do porządku.

Dopiero trzymając w dłoni puder zauważyłam, że w lustrze połowa moich zadrapań zniknęła, a reszta też powoli się ulecza. Zostawiłam, więc w spokoju dalsze robienie make up'u i złapałam za naszyjnik, który ściągnęłam przed myciem, lecz jakby za sprawą różdżki obrażenia przestały znikać. Położyłam, więc medalion na szafce i "magia" znów zaczęła działać.

Zrozumiałam w końcu, że to medalion był prawdopodobnie przyczyną nie gojenia się ran, więc nie założyłam go z powrotem tylko schowałam do kieszeni kosmetyczki.

Gotowa mogłam wyjść z łazienki i gdy tylko przekroczyłam próg drzwi, Ros rzuciła mi rozbawione spojrzenie, mówiące mi, że dziś nie jeden raz będzie miała powód do śmiechu.

Spodziewałam się tego, tak więc nie przejęta zabrałam przygotowaną wcześniej torbę i ruszyłam do wyjścia. Blondynka podążyła za mną.

Przez ten długi czas spędzony z Ros, całkiem polubiłam tą szaloną, a jednocześnie czasami rozsądną dziewczynę. Nie była ona wprawdzie moją ukochaną An, lecz z dnia, na dzień więź między nami stale się zacieśniała i kto wie? Możliwe, że niedługo przerodzi się to w coś więcej, lecz teraz musiałam zmierzyć się z nadchodzącym dniem.
Ze szkołą, z nadchodzącymi plotkami na mój temat i z odzyskaniem An.

Teraz nadszedł czas na prawdziwy początek Żniwiarzy .












ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz