Rozdział 4

1K 85 21
                                    

Dwa dni.

Dwa dni milczenia i wymownych spojrzeń. To właśnie była cena za prawdę. Omijanie szerokim łukiem i czasami spoglądanie z ukradkowymi spojrzeniami to były jedyne reakcje An na moją osobę.

Cisza między nami zaczynał mnie dobijać, przygniatając toną nie wypowiedzianych słów.
Chciałam stanąć w miejscu i zacząć krzyczeć, aby mnie w końcu usłyszała, ale byłoby to jak walenie głową w ścianę. Mogłam przez ten cały czas tylko czekać aż zrozumie. Aż uświadomi sobie, że to nie były puste słowa, puste obietnice. Tylko, że z każdą kolejną, straconą chwilą czułam się nie tylko przygnieciona, ale i też jakby ktoś ściągał mnie na dno. Z kamieniem przy nodze, który nie pozwala na wynurzenia. Tak, przez dwa straszliwe dni tonęłam próbując wynurzyć się na powierzchnię.

Pierwsze lody zaczęłam przełamywać na łące. Dzień był o dziwo piękny jak na drugą połowę stycznia. Śnieg w tym roku delikatną kołderką okrywał wszystko dokoła mnie. Cicho skrzypiał przy każdym kolejnym kroku, a z drzew i krzewów przy przedzieraniu się przez nie pokrywał moje ubrania.

Może nie była to pora na odpoczynek i leżakowanie na dworzu, ale za to spacer wydawał się być odpowiedni w taką pogodę, dlatego też w zaparte przedzierałam się przez ośnieżone krzewy, drzewa i czasem w niektórych miejscach zaspy.
Miałam mnóstwo czasu na dojście i powrót zanim zacznie zmierzchać. Była sobota, a mi koniecznie potrzeba było świeżego powietrza i sam na sam z sobą bez dodatkowych osób pełniących rolę mojego sumienia.
Wystarczyło mi, że Ros próbowała pełnić tą rolę i wpędziła mnie w jeszcze większe poczucie winy co zapewne nie było jej zamiarem, lecz jednak tak się stało.

W połowie drogi zauważyłam, że depczę po wcześniej już zostawionych śladach. Tylko jedna osoba była wstanie znaleźć łączkę i tylko od tej jednej osoby zaczęłam oczekiwać, że ją tam zastanę.

Pięć minut później spoglądałam na smutną blondynkę siedzącą na ściętym pniu, niepodal przewalonego drzewa. Twarz miała czerwoną, ale napewno nie tylko z zimna. W kącikach jej oczu nadal można było dostrzec wcześniej wylane łzy. Żal mi się zrobiło, że to z mojego powodu tak teraz cierpiała. Niepostrzeżenie, póki blondynka siedziała lekko bokiem jak najciszej podeszłam do niej i za nim by się odsunęła przytuliłam ją.

Na początku zaczęła się szarpać, lecz gdy odwróciła głowę i pochwyciła moje spojrzenie, zamarła. Zaraz potem zaczęła szlochać i trząść się na całym ciele. Tuliłam ją z całych sił, próbując ją uspokoić, lecz An nadal zanosiła się płaczem.
- Przepraszam Mir.- Jęczała między jednym, a drugim szlochem.
- Tak bardzo, bardzo mi przykro.- Łzy spływały jej ciurkiem po policzkach. Moje oczy też nie pozostały suche, gdy z pełną siłą odczułam jej smutek. Teraz to ja ją zaczęłam przepraszać.
- Wybacz mi An. To nie twoja wina. Mogłam ci powiedzieć. Mogłam zwierzyć się przyjaciółce, a nie uciekać.- Po raz pierwszy to co powiedziałam było całkowicie szczerą prawdą. Mogłam wtedy po prostu powiedzieć o wszystkim An i napewno w końcu, gdy zrozumiałaby, to znalazłybyśmy jakieś mądre rozwiązanie, lecz ja bałam się. Bałam się prawdy i konsekwencji, które przyniosłoby życie zmienione o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko mogłoby teraz wyglądać inaczej, lecz ja wybrałam wtedy jedyną wtedy uważaną za słuszną drogę i teraz ponosiłam konsekwencje. Cierpiałam nie tylko ja, ale i moja jedyna przyjaciółka, która od czasu straty rodziny stała się dla mnie najbliższą osobą.

To w tej chwili, gdy o tym myślałam, postanowiłam, że przy pierwszej nadażającej się okazji powiem jej całą prawdę. Teraz musiałam się uspokoić i zacząć naprawiać moje relacje z An.

- An. Uspokój się.- Szepnęłam na ucho ciągle płaczącej blondynce.
Nie słuchała mnie. Zaczęła rytmicznie kołysać się w przód i w tył.
-An?- nadal nie było reakcji, lecz dziewczyna zaczęła się zapowietrzać, gdy już nie było więcej łez do wypłakania. Bez wahania złapałam ją za ramiona, potrząsłam i gdy to nic nie dało krzyknęłam.
-An!!!- Blondynka złapała w końcu oddech. Jej przerażone, smutne oczy spoglądały na mnie spod mokrych rzęs
- Uspokój się. Wiem, że w końcu zrozumiałaś, że nie powinnaś była mnie tak potraktować, ale to to też w dużej mierze była moja wina. Wiem już, że zrobiłam źle nie mówiąc ci i uciekając, ale proszę. Pogódzmy się. Nie chcę, aby było między nami tak jak teraz. Chciałabym, aby znowu było tak jak dawniej. Proszę, An. Nie odtrącaj mnie z powodu, który nie jest na tyle poważny, aby zrobić to tak bez głębszego zastanowienia się i nie zważając na innych... Proszę. Spróbujmy to jeszcze naprawić.

Jej wzrok mówił wszystko. Mogła się na mnie gniewać. Mogła być zła i zazdrosna o NKwS, ale to była moja prawdziwa, jedyna przyjaciółka, która jak przystało na tą rolę była wstanie znieść wszystko, aby być przy mnie w tych gorszych lub dobrych chwilach. I vice versa. To była prawdziwa siła przyjaźni.

Best Friends Forever
Najlepsze przyjaciółki na zawsze.

- Och Miriam. Oczywiście, że ci wybaczam, ale czy też wybaczysz mi? Wiem, że ostatnio zachowywałam się jak ostatnia kretynka, ale byłam smutna i zła i nie wiedziałm kompletnie co mam ze sobą zrobić.
- Nawet się mnie o to nie pytaj An. Wiesz dobrze, tak jak ja, że gdybym od razu ci wszystko powiedziała to nie doszłoby do tej sytuacji, a teraz myślę, że mogłybyśmy wrócić, bo inaczej zamarzniemy tu na śmierć.- Nasz dźwięczny śmiech rozbrzmiał niosąc się echem przez las. Wstałyśmy równocześnie i otrzepałyśmy się ze śniegu. Czas ruszać było w drogę powrotną do szkoły. Choć żadna z nas ani razu nie spojrzała na zegarek to widać było, że dzień powoli dobiega końca, a z nim nadchodzi noc.
- Chodźmy. Zaraz będzie zmierzchać.- Ruszyłyśmy drogą skąd przyszłyśmy. Zawiał wiatr i płatki śniegu z drzew zaczęły wirować w powietrzu. Cieszyłam się, że w końcu odzyskałam An, lecz nadal przede mną była długa droga, aby wpełni odzyskać jej zaufanie.
- Brakuje mi ciebie w pokoju.- W głosie An słychać było nadzieję.
- Myślisz, że mogłabym wrócić?
-No nie wiem. Musiałabym się zastanowić.- Po raz kolejny roześmiałyśmy się. Już do końca ścieżki szłyśmy uśmiechnięte. Przed samym wyjściem z lasu zatrzymałam się przed An na chwilę ją zatrzymując.
- Jutro zacznę przenosić swoje rzeczy.- Powiedziałam, zerkając przelotnie na An, a skupiając się bardziej na ścianie lasu.

Przez całą drogę czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Ani na chwilę nie przestałam mieć wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Gdy się rozejrzałam nie zauważyłam niczego oprócz drzew i śniegu, lecz w głębi siebie czułam, że coś czai się w tym lesie i mnie obserwuje. Uczucie to nie minęło dopóki nie wyszłyśmy całkowicie z lasu. Teraz pozostało mi jedynie zastanawiać się czy to mi się tylko wydawało czy też faktycznie ktoś nas obserwował.

OMG *_*

Jak dawno, znowu mnie tu nie było. Nie zabijajcie mnie, ale zdecydowanie cierpię na notoryczny brak czasu.

Buziaki i do mam nadzieję niedługo :-*

A.S.

ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz