Rozdział 20

2.2K 223 9
                                    

Z dedykacją dla wilcze_szczeniaki i Werdiana

Obudziłam się z całym zdrętwiałym ciałem . Próbując rozciągnąć obolałe mięśnie przeciągnęłam się zapominając gdzie spędziłam tą noc . Za nim zauważyłam co się dzieje wylądowałam na twardej ziemi .
- Auu - jęknęłam obolała. Powoli podniosłam się z ziemi , strzepując pozostałości po spotkaniu z podłożem. Na horyzoncie między drzewami majaczyło wschodzące słońce . Zważając na sytuację nie udało im się mnie , jak na razie znaleźć . Musiałam ruszać dalej . Czas choćby się wydawało inaczej, leciał bardzo szybko narzucając mi tempo , którego musiałam przestrzegać . Z moich rozważań wyrwało mnie krakanie kruka . Obliczając w pamięci do najbliższych zabudowań miałam gdzieś tak około dwadzieścia dwa kilometry. Na telefonie widniała godzina piąta czterdzieści trzy . Idąc w miarę szybko powinnam dojść do miasta koło wieczora . Miałam , więc przed sobą długą drogę . Za nim ruszyłam wyciągnęłam z plecaka butelkę wody i kanapkę , którą miałam wcześniej przygotowane . Musiałam nabrać sił na dalszą podróż.

Maszerowałam już ponad dwie godziny . Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa , a przede mną była jeszcze długa droga. Przez ten cały czas przedzierałam się przez różne zarośla. Patrzyłam co chwilę , czy dobrze stąpam i czy nic nie stoi na przeszkodzie . Liście , kawałki gałęzi i ziemię miałam na całym ubraniu . W jednym momencie było mi nawet zimno , choć byłam bardzo grubo ubrana. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Posuwałam się powoli na przód , lecz końca nie było , jak na razie widać . Drzewa wyrastały czasem jedno koło drugiego utrudniając mi gdzie niegdzie przejście . Las albo się zagęszczał albo momentami szłam przez coś na wzór polany z pojedyńczymi drzewami rozsianymi na około. Byłam znudzona i zmęczona ciągłym marszem . Czasami nachodziła mnie taka głupia myśl , że mogłam nie uciekać , lecz zaraz potrząsałam głową i sukpiałam się na dalszym celu wędrówki. Lepiej było uciec niż zostać w tym domu wariatów. Najbardziej i tak było mi przykro z powodu An . Przyjaciółka prawdopodobnie zamartwiała się na śmierć, ale nie mogłabym tam zostać . Nie potrafiłabym jej przez cały czas oszukiwać , że nic się nie dzieje , gdy tak naprawdę w jednej chwili po raz kolejny w życiu zawalił mi się świat. Mogłam tylko liczyć na to , że kiedyś może mi wybaczy.

Spojrzałam do góry na korony drzew i błękitne niebo przedzierające się przez pojedyńcze chmurki . Miałam szczęście , że pogoda dopisywała. Nie wiedziałabym co bym zrobiła , gdyby przez cały czas padało . Mogłam tylko dziękować Temu tam u góry za wspaniałą pogodę do ucieczki.

Mijałam właśnie kolejną sosnę, gdy w oddali słychać było trzask łamanych gałęzi i prawdopodobnie odgłos odbijających się od podłoża stóp. Nie czekając dłużej puściłam się pędem wprost przed siebie. Mijałam szybko kolejne części lasu , lecz napastnik wciąż się zbliżał . Oprócz niego słychać było jeszcze parę innych jego sprzymierzeńców. Mogłam tylko zakładać ,że jedyną osobą , która by mnie ścigała był Zack i jego banda . Nie chciałam , aby mnie złapali . Nie po to opuściłam szkołę , aby w tej chwili się tak po prostu poddać. Musiałam dać z siebie wszystko . Z każdym krokiem przyśpieszałam na tyle ile to możliwe . Nie kiedy musiałam zwolnić , gdyż wystające korzenie utrudniały mi jednostajny i bez problemowy bieg. Oddech tłukł mi się w piersi , ale nie mogłam stanąć i odpocząć. Za dużo mogłam stracić , a tak wiel zyskać . W myślach napędzałam się do walki , a na zewnątrz pozwalałam dać ujście emocjom . Za wiele ich było , aby trzymać je nadal ukryte , a każda z nich pozwalała mi na przekraczanie kolejnych granic . Po raz drugi w życiu czułam ,gdy biegłam , że unoszę się w powietrzu . Świat na około był rozmazany , lecz przede mną rozciągał się niczym nie zakłucony horyzont. Gdzieś tam w dali był mój cel . Gdzieś tam miałam zapomnieć o wszystkim , lecz teraz musiałam zwalczyć o swój cel.

Kroki było słychać coraz bliżej mnie. To już nie była zwykła ucieczka . To była pogoń myśliwego za zwierzyną . Mogłam sobie wyobrazić , że na karku czuję oddech zbliżającej się przegranej . Czułam całym ciałem , że są nie daleko i co chwilę przyspieszają , by móc w końcu osiągnąć cel.Biegłam co tchu. Serce kołatało w piersi .
- Stój !!! - usłyszałam za sobą krzyk. Moja desperacja sięgnęła zenitu . Potykałam się o wystające korzenie . Co chwilę rozglądałam się na boki . Moja głowa obracała się o sto osiemdziesiąt stopni . Po policzkach płynęły łzy zamazując cały obraz . Przecierałam szybko oczy , ale nie dawało to żadnego efektu . Załamałam się psychicznie . Czekałam biegnąc . Opadałam z sił , a przed oczami tańczyły różne kolory . To był koniec . Wmawiał mi głos w głowie . Nie chciałam się poddać , lecz hiperwentylując logiczne myśli rozpadały się w drobny mak .
- Stój !!! Nic ci nie zrobimy !!! - kolejny krzyk otrzeźwił trochę moje myśli. Nadal panika brała nade mną górę , lecz teraz próbowałam zapanować nad przyspieszonym oddechem . Powoli zatrzymywałam powietrze i drżąc wypuszczałam je . W głowie rozjaśniało mi się na tyle , że zauważyłam odwracając się w oddali sylwetkę Zacka . Obraz ten dał mi kolejny motyw , aby nogi choć wyczerpane zmusić do szybszych i dłuższych kroków . Nagle poczułam szarpnięcie . Ktoś złapał mnie na chwilę za łokieć ,lecz zaraz musiał puścić , gdyż wymijałam stojące mi na drodze drzewo. Przerażona spojrzałam przez ramię napotykając wściekłe spojrzenie Zacka. To już nie był miły , wyrozumiały kasanowa. Jego twarz wyrażała zmęczenie i złość . Nie musiałam pytać , aby wiedzieć dlaczego . Przerażona do tego stopnia zrobiłam coś co wydawałoby się , że jest niemożliwe. Jakaś niewiadomego pochodzenia energia opętała moje ciało sprawiając , że nagle byłam kilkaset metrów dalej od chłopaka . Odgłosy w uszach przy takiej prędkości zlewały się w jedno . Gdzieś na granicy słyszalności pojawił się desperacki krzyk
- Nie!!!- aby następnie zostać stłumionym przez szum , który przypominał wodospad . Gdybym w tamtej chwili zwolniła usłyszałabym , że gdzieś niedaleko mnie musi znajdować się rzeka ,lecz teraz gdy rozpędzona zbliżałam się nieuchronnie do tafli wody mogłam jedynie spróbować uratować plecak z rzeczami rzucając go z całej siły na drugą stronę.

Spotkanie z wodą było koszmarem . Lodowata ciecz przemoczyła mnie do suchej nitki sprawiając ,że ciężar ubrań słuchał mnie na dno . Rzeka nie miała wartkiego strumienia ,lecz dna też nie było widać . Chciałam wypłynąć na powierzchnię , lecz coś przepłynęło koło mnie , a na nogach poczułam dodatkowy ciężar . Otworzyłam oczy , lecz to co zobaczyłam wyryło się w mojej pamięci do końca życia.

Duchy , a właściwie dusze oplatały mnie dookoła . Nie były to ludzkie ciała . Zjawy z najgorszych koszmarów ściągały mnie na dno , przenikając na wskroś moje ciało i duszę . Szarpałam się i wiłam w ich uścisku , lecz powierzchnia zanikała z każdym kolejnym ruchem . Choć byłam pod wodą słyszałam ich potępieńcze jęki .

Rzeka ta przynosiła mi na myśl jedyną rzekę ,w której można było spotkać takie zjawisko . Styks jakimś cudem znalazł się w tym lesie i wyciągał mnie w swoje otchłanie . Dusze niektóre same przepływały koło mnie nie reagując na to co się działo , lecz niektóre same przyłączały się nie dając mi szansy na wyswobodzenie .
Tlen powoli kończył mi się w płucach zapowiadając bliski koniec . Siły opuszczały moje ciało , a walka kończyła się niepowodzeniem . Byłam na straconej pozycji ,gdy jedna ze zjaw złapała za mój nadgarstek z tatuażem i bransoletką i w nagłym blasku rozpadła się nie pozostawiając po sobie śladu . Światło to nie zgasło , lecz zaczęło wspinać się po reszcie mojego ciała eliminując wrzeszczące zjawy . Tatuaż i zawieszka na ręce świeciły niesamowitym blaskiem rozjaśniając mrok wodnej toni . Dusze uciekały przed jasnym światłem odtorowywując mi drogę na powierzchnię. Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam co sił na powierzchnię. Płynęłam pokonując kolejne metry. Ubrania ciążyły niemiłosiernie , ale nie mogłam się ich pozbyć . Nic innego przecież nie miałam. W końcu wyłoniłam się na powierzchnię. Zmęczone płuca łapczywie chwytały powietrze . Mogąc już oddychać spokojnie podpłynęłam do drugiego brzegu na którym leżał plecak. Podnosząc się na rękach czołgałam się na brzeg. W końcu dotarłam na upragnioną ziemię obiecaną .

Bez sił opadłam na piach i leśne podłoże . Przewróciłam się na plecy i czułam , jak promienie słoneczne osuszają moją twarz. Mięśnie bolały z wysiłku , a dreszcz przechodził jeden za drugim . Palcami u nóg czułam jeszcze wdzierającą się do butów wodę . Oczy same zamykały się z wysiłku . Musiałm chwilę odpocząć . Musiałam mieć te pięć minut na uspokojenie rozstrojonego serca . W głowie jednak szumiały mi jasne myśli .

Wygrałam walkę, wygrałam kolejną szansę , wygrałam życie.


ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz