Rozdział 3

2.9K 253 7
                                    


Obudził mnie koszmarny ból głowy. Nie wiedzieć, czemu czułam, że ten dzień nie zapowiada się najlepiej. Chciałam jeszcze pospać, ale choć przewracałam się w jedną to w drugą stronę. Na nic zdały się moje próby. Rzuciłam okiem na zegarek. Piąta. Lekcje zaczynają się o ósmej. Czyli miałam jeszcze jakieś trzy godziny. Dużooo czasu. Normalni ludzie o tej porze spali. Poszłam do łazienki przebrać moją piżamę na mundurek. Stwierdziłam, że czas szybciej minie mi na zewnątrz budynku. Przeczesałam szczotką włosy zostawiając je na koniec rozpuszczone. Złapałam za mp3 i torbę z książkami. Następnie wyszłam najciszej, jak się dało. An jeszcze słodko spała ssąc swojego kciuka. Nie miałam serca mówić jej o tym, co robi, gdy śpi. Na pewno by się zakłopotała, a ja nie chciałam wprowadzać jej w ten stan. Na korytarzu panowała cisza. Większość akademika spała. Idąc już do wyjścia zauważyłam, że w trzech pokojach paliło się światło i słychać było urywki rozmów. Nie byłam podsłuchiwaczem, więc czym prędzej wyszłam z budynku. Na zewnątrz świeciło już słońce. Ptaszki śpiewały w koronach drzew, a delikatna rosa pokrywała dookoła mnie źdźbła trawy. Nie czekając, aż ktoś mnie zobaczy. Udałam się na łączkę, którą wraz z An odkryłyśmy w zeszłym roku w środku lasu otaczającego szkołę. Tereny wokół szkoły ciągnęły się kilometrami, więc nie było szans, aby ktokolwiek próbował wyrwać się stąd, choć na chwilę. Raz na dwa miesiące pod szkołę podjeżdżały autobusy i wtedy pod czujnym okiem nauczycieli chętni uczniowie udawali się do miasta na zakupy. Najbliższe miasto było oddalone o dwadzieścia kilometrów.

Weszłam w gęstszy las. Na około mnie były drzewa i krzaki. Gdyby nie to, że z An często spędzałyśmy dużo czasu na naszej łączce, w tej chwili pewnie bym się zgubiła. Jeszcze jeden zakręt w prawo, potem prosto do kamienia pod drzewem, skręt w lewo i byłam na miejscu. Była to niewielka łąka. Otoczona z każdej strony drzewami. Na środku leżało powalone drzewo. Wspięłam się na nie, usiadłam wygodnie we wgłębieniu w nim i spojrzałam w niebo. W tym miejscu korony drzew tworzyły otwór, przez, który dostawały się promienie słońca. Wyciągnęłam mp3. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam moją ulubioną play listę. Odprężona zamknęłam oczy kładąc głowę na konarze. Tak rozluźniona leżałam na drzewie, aż zmorzył mnie sen.

~~~~
- Jak? Jakim cudem? - Chłopak krzyczał do swoich towarzyszy. Ci nie potrafili spojrzeć mu w oczy.Żadne z nich nie znało odpowiedzi na to, co się stało.
-To nie jest możliwe. To nie miało prawa się zdarzyć. Musimy znaleźć tą osobę... Kimkolwiek jest. - Chłopak mówił teraz bardziej do siebie niż do reszty. Musieli go lub ją znaleźć. Nie mieli wyjścia. Każda sekunda, minuta, chwila była na wagę złota. W umyśle przywódcy zrodził się plan. Teraz trzeba było wcielić go w życie.
- Słuchajcie od tej chwili każdy, kto choć trochę będzie zachowywać się dziwnie. Będzie na liście podejrzanych.
- Ależ szefie. Każdy w tej szkole zachowuje się dziwnie. - Zakwestionował blondyn stojący najbliżej lidera.
- Wiem, dlatego będziecie szukać chłopaka lub dziewczyny z tatuażem . Musimy uzbroić się w cierpliwość. Pełny kształt znamienia pojawi się dopiero w pierwszym lub drugim miesiącu naznaczenia.- Wszyscy spojrzeli po sobie niespokojnie. Każdy zdawał sobie sprawę, że być może wtedy będzie już za późno.·- I nie przyjmuję do wiadomości, że się nam nie uda! Zrozumiano?! A teraz idźcie szukać! - Warknął zniecierpliwiony przywódca.
- Tak jest szefie!·I poszli szukać. Szukać, bo czas nie był ich sprzymierzeńcem.

~~~~~
Obudził mnie hałas wydobywający się z pobliskich krzaków. Nie czekając, aż zwierzę, które prawdopodobnie było w nich wyjdzie, sama ruszyłam w stronę szkoły. Zegarek w telefonie wskazywał za dziesięć ósmą. Miałam dziesięć minut. Choć pewnie gdybym dalej spała spóźniłabym się na lekcje. ·Byłam już w połowie drogi do wejścia do klasy, gdy jakaś ręką zatrzymała mnie i nie dała dalej przejść. Odwróciłam się do mojego napastnika. Na przeciw mnie stała wkurzona An.

- Jak mogłaś?! Cały poranek szukałam ciebie i wydzwaniałam. Już myślałam, że coś ci się stało i chciałam iść do dyrektora prosić o pomoc.- Naburmuszona piorunowała mnie wzrokiem. Zrobiłam skruszoną minę, aby trochę ją udobruchać.

- Przepraszam An. Nie chciałam, abyś się niepotrzebnie martwiła. Wybaczysz mi? - Spytałam przepraszająco. Spojrzała na mnie spod byka, po czym odwróciła się i poszła w swoją stronę. Przez ramię rzuciła mi jeszcze.

- Zobaczymy. – I tyle ją widziałam. W klasie panował harmider. Nauczyciela jeszcze nie było, więc każdy w klasie rozmawiał z kolegą obok jak to cudownie minęły mu wakacje. Ze mną na szczęście nikt nie siedział, więc nie miałam takich problemów. W końcu do klasy wszedł nauczyciel rozpoczynając pierwszą lekcję. Godziny ciągnęły się powoli wydłużając jeszcze bardziej ten męczący czas. O godzinie drugiej zadzwonił upragniony dzwonek na przerwę obiadową. Wszyscy uczniowie pędzili, co tchu, aby zająć swoje ulubione miejsca. Moja paczka siedziała już przy stoliku. Gdy podeszłam An nadal była na mnie obrażona. Nie odzywała się, a ja na razie nie zamierzałam zmieniać tego faktu. Dzisiaj znowu NKwS było głównym tematem. Męczyło mnie już dalsze poruszanie tego tematu. Czy oni naprawdę nie mieli, o czym innym rozmawiać?

-Miriam jak sądzisz, kto tym razem zostanie wybrany? - Spytał mnie Tony.

- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Zresztą czy to ważne. I tak żadne z nas nie ma szans.-Powiedziałam sceptycznie nie dając im złudnych nadziei. Chyba w końcu zrozumieli, że nie interesuje mnie to, bo zmienili temat.

- A tak w ogóle to, co ty masz na ręce Mir?- Wszyscy patrzyli wprost na moją rękę. Faktycznie zamiast zniknąć, ślad stawał się coraz bardziej widoczny. Nie wyglądało to już na ślad ściśniętej ręki, ale na wzór powoli wyłaniający się na powierzchnię. Chyba w końcu dotarło do mnie, że coś zaczyna dziać się z moją ręką. Odruchowo naciągnęłam materiał marynarki na rękę. Wszyscy spoglądali na mnie zdziwieni moją reakcją. Sama byłam zaskoczona moim odruchem. Nie chciałam, aby dalej tak na mnie patrzyli.
- Eee to nic. Wczoraj, jak szłyśmy pod klub to Liz mnie złapała chyba trochę za mocno, dlatego teraz mam to coś. Do jutra powinno już całkowicie zniknąć.- Po ich wyrazach twarzy widać było, że mi nie wierzyli, ale chyba dali sobie spokój.
- Wiecie, co? Chyba pora się zbierać. Za chwilę będzie koniec przerwy, a dobrze wiem, że większość z nas ma potem historię z gożdżillą. - Wszyscy niechętnie przytaknęli głową, zbierając swoje rzeczy i idąc do wyjścia.
Do końca dnia byłam już zmęczona i zdenerwowana. Ból głowy znowu nasilał się zdwojoną siłą. Nie miałam ochoty ruszać się z pokoju na kolację. Postanowiłam odrobić lekcje. Dużo tego nie było. Najwięcej, jak zwykle zadała znienawidzona przez wszystkich gożdżilla. Tylko ona mogła wpaść na taki pomysł, że na początku szkoły zada nam referat do napisania z osobą z czwartego rocznika. Naszych partnerów mieliśmy poznać na następnej lekcji. Miałam tylko nadzieję, że trafi mi się ktoś normalny. Gdy skończyłam robić zadania od razu spakowałam do torby potrzebne na jutro książki i czym prędzej poszłam do łazienki przygotować się do spania. Umyta i ubrana mogłam spokojnie iść spać. Tym bardziej, że ból był już nie do zniesienia. Wzięłam tabletki przeciwbólowe, a chwilę później spałam już, jak zabita.




ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz