Rozdział 24

2K 221 2
                                    

Z dedykacją dla każdego kto nadal to czyta ;-)

Siedziałam w parku, od dłuższego czasu rozmyślając co dalej. Żadne sensowne pomysły nie przychodziły mi do głowy. Zapatrzona w dal myślałam co przyniesie jutro.
~~~~~~
Chłopak leżał nieprzytomny w łóżku. Od spotkania z Śmiercią próbował się zbudzić,lecz za każdym razem coś go wciąż wciągało w mrok. Nie potrafił się oprzeć woli ciemności. Mroczne macki oplatały szczelnie jego duszę. Z każdym wdechem z każdym ruchem ciemność wlewała się do jego płuc i niszcząc od środka zabijała jego ciało. Chłopak nie był wstanie nic poradzić na zaistniałą sytuację. Mógł tylko starać się nie krzyczeć z bólu i nie błagać Śmierci o śmierć. Chwile agonii trwały i trwały, wznosząc się na nowe wyżyny bólu. Już nie było duszy. Już nie było ciała. Te dwie istoty rozłączyły się, a następnie wraz z mrokiem zespoliły w jedność. Każde z nich od tej chwili miało początek w mroku. Światłość przegrał,a szyderczy śmiech Śmierci niósł się echem w umyśle chłopaka. Był on na wieczność połączony ze światem umarłych, lecz na wieczność uwięziony w świecie żywych w swoim niestarzejącym się ciele.

Chłopak czuł,jak cała masa impulsów ogarnęła jego ciało, następnie pobudzając do życia wszystkie komórki. Czuł nie tylko ruch swoich palców u rąk i nóg,ale też drżenie ciężkich powiek, próbujących pokonać ciągłe nawracanie mgły. Rytm serca uspokajał się i przybierał szalone tempo, gdy Zack próbował skłonić ciało do posłuszeństwa. Myśli niczym ulotne chwile ginęły w popłochu,a następnie znów powracały, kusząc wizją przebudzenia. Chwila ta nadchodziła coraz szybciej z każdym kolejnym mocnym wdechem. Już nie było bólu. Nie było światła, ani chwil zwątpienia. Świadomość parła na przód, rozbijając w drobny mak wszystkie przeszkody.

Potężny impuls przeszedł przez ciało chłopaka, następnie niczym mumia z horrorów wstał z łóżka i nie patrząc na przerażone mimny przyjaciół i kolegów wyszedł przez drzwi, kierując się na zewnątrz.

Pierwsze promienie słońca oślepiły go, każąc mu aby na chwilę wstrzymał się z kolejnymi ruchami. Kilka razy przetarł oczy i zamrugał,a gdy obraz w końcu nie rozpadał się na jego oczach mógł swobodnie spojrzeć na otaczający go krajobraz.

Wiecznie kwitnące różowo drzewa wiśniowe otaczały "Gasarose". Mroczny las otaczał swoimi posępnymi drzewami tą majestatyczną budowlę, a konary tych drzew wyciągały swoje czarne szpony do każdego kto śmiałby wstąpić do piekielnego lasu.

Gasarose niczym klejnot w kronie stał w środku kręgu liltum przypominając dla zwykłego śmiertelnika piękną, opuszczoną altanę w środku lasu. Nikt jednak nie wiedział, że w jednej z kolumn ukryta jest dźwignia do wejścia do podziemi tej wspaniałej budowli. Na środku owej tajemniczej budowli wyryty był okrąg, a na nim szesnaście ozdobnych liter będących pierwszą literą imienia każdego z szesnastu najpotężniejszych żniwiarzy chodzących po tej ziemi. Oprócz nich przy każdej z liter widoczny był symbol określający ich jestestwo. Na tym właśnie okręgu Zack wpisał swoje imię krwią w środek i przebił swoje serce sztyletem Judasza, najpotężniejszą bronią wśród jego znalezisk. Przez szesnaście godzin leżał nieprzytomny, choć serce jego wcale już nie biło. Nikt nie był wstanie zbliżyć się do niego, gdyż siła tak rażącej energii ochraniała go przed wszystkimi nieporządanymi osobami. W końcu, gdy osłona opadła zapadł w ciemność, aż do tej chwili, gdy wyszedł z powrotem na powierzchnię.

Zack łapał łapczywie powietrze,lecz było to sztuczną czynnością z jego strony. Był żywy,lecz organy w środku nawet bez potrzebnych im do przeżycia składników były by wstanie przetrwać przez wieczność.
- Nieśmiertelny- wyszeptał sam do siebie, lecz jednak do końca jeszcze niedowierzając.Ktoś złapał go od tyłu, niezdąrzając nawet zareagować, gdy Zack wiedziony instynktem załapał za tą rękę i wykręcił ją, będąc teraz za plecami przeciwnika.
-Aaauu- wysyczał przez zęby jego najlepszy przyjaciel.
- Stary,opanuj się ! Puść mnie ! - warknął oburzony Erick. Zack powoli, zatrzymując powietrze w płucach puścił rękę przyjaciela.
- Przepraszam- wyszeptał trochę zaskoczony i zdezorientowany Zack. Chłopak wiedział już, że jego instynkty są wyraźnie wyostrzone niż przedtem.Widział to czego nie było. Czuł to co wydawałoby się nierealne.
-Wszystko dobrze Zack ?- głos Rose drżał od skrywanych głęboko emocji. Twarz nie zdradzała nic,lecz oczy wypełnione niemym strachem i niepokojem mówiły wszystko. Nie ona jedyna stała niepewnie koło niego.
- Dobrze..Chyba.- mruknął sam do siebie, patrząc na przyjaciół.Żadne z nich nie chciało spojrzeć mu w oczy. Każdy intensywnie wpatrywałem się w ziemię.
- Co jest ?- spytał opanowany, słysząc za tak opanowanym tonem nutki niepokoju.
- Oczy-szepnęła widocznie przerażona Ros.

Zack wyciągnął z kieszeni telefon, po czym włączając aparat spojrzał w swoje odbicie.

Dwie pionowe kreski na tle świecących jasno zielono tęczówek wyzierały do niego od postaci na ekranie.
- Drapieżnik- odparł cicho Erick, lecz Zack i tak go słyszał.
-Diabeł
- Nie. Raczej Immortimo. Ostateczna transformacja.
- Jedno i drugie warte siebie nawzajem- rzucił mimochodem Zack. Nikt dalej nie ciągnął tematu.
- Co teraz ?- spytała Beth, przerywając chorobliwą ciszę.
- Idę odszukać naszą zgubę.
- Ale jak to ? Przecież ona nie żyje.
- Jakimś cudem jednak tak, lecz gdy zaczęta inicjacja zacznie wchodzić w dalsze etapy, to niestety raczej długo nie pożyje.
- No dobrze. Załóżmy,że teraz wyruszymy . Co zrobimy z całą resztą ?
- Wy nigdzie nie idziecie. Sam wrócę z nią do domu, a wy w tym czasie będziecie mnie kryć - odparł spokojnie Zack, wymuszając na nich tonem nieznoszącym przeciwu posłuszeństwo.
- Dobrze, ale najpierw wróćmy do środka, żebyś mógł chociaż zmyć z siebie tą zaschniętą krew.

Tak, jak postanowili, tak też zrobili. Minutę później bez pożegnania i słów co dalej Zack po prostu znikł. Za nim jednak rozmył się w powietrzu w tak szalonym tempie przystanął na środku okręgu, próbując zaczerpnąć energii z tego pradawnego źródła. Budowla ta miała przecież miliardy lat, stojąc w tym samym miejscu od początku istnienia ziemi. Gdy miał już ruszać poczuł podmuchy wiatru wirującego dookoła niego i drzew. Prąd powietrza niósł ze sobą zerwane płatki i zapach kwitnącej wiśni. Nie mogąc przejść obojętnie stanął w miejscu, wsłuchując się w szepty wiatru.
- Pszess-naczenieee-Póóół-nooc-Blisssko-Zaryzzzzykuj-Luub-straaać-wszyssstko

Biegł niesiony pędem wiatru, zatracając się w szumie. Słowa niosły nadzieję, a nadzieja umiera ostatnia.

ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz