Rozdział 19

2.2K 229 11
                                    

Z dedykacją dla Misia_1999

Chciałam zamknąć oczy i nigdy, więcej ich nie otworzyć. Życie po raz kolejny zrobiło sobie ze mnie żart.Co chwilę przewijała mi się przez myśli nieprawdopodobna historia Zacka, lecz gdzieś w głębi siebie czułam, że chłopak mówi prawdę. Co jeśli to wszystko działo się naprawdę? Co jeśli faktycznie miałam porzucić dotychczasowe życie? Patrzyłam niedowierzająco na chłopców. Żaden nie odważył się odpowiedzieć na nieme pytania w moich oczach. Musiałam widocznie sama uporać się ze zdobytą wiedzą.
- Wracam do swojego akademika.- Rzuciłam przez ramię podchodzą niemrawo do drzwi. Zanim zdążyłam złapać klamkę jakaś ręka wystrzeliła przede mnie blokując otwarcie drzwi.
- Nie możesz nigdzie iść. - Dobiegł mnie cichy szept Zacka.
- Mogę. Nawet jeżeli ta historia jest prawdziwa. To, to jest nadal moje życie! - Warknęłam sfrustrowana z całej siły otwierając drzwi. Nim chłopak zdążył odpowiedzieć owiał mnie zimny jesienny wiatr, popychając wprost do żeńskiego akademika.

W środku panowała absolutna cisza. Pewnie większość dziewczyn miała jeszcze lekcje.
Zmęczona szybko znalazłam się w swoim pokoju, rzucając się na zaścielone łóżko. Z założonymi rękami leżałam tak, wpatrując się w biały sufit. Nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl, lecz im dłużej tak leżałam tym w myślach odbijało się echem jedno słowo biegnij ... Bardziej się zastanawiając miałam ochotę biegnąć gdzieś daleko przed siebie, nie zastanawiając się dłużej nad obecnym losem.

Koiła ta myśl moje do tej pory z szargane nerwy. Plan powoli rodził się w głowie czekając, aż zacznę go wypełniać. Ta chwila miała nadejść już wkrótce, zaważając na mojej dalszej przyszłości.

Biegałam po pokoju wkładając do plecaka najbardziej potrzebne rzeczy. Pakowałam swetry, spodnie, koszulki oraz potrzebną bieliznę. Nie miałam pojęcia czy wogóle uda mi się uciec, lecz zamierzałam " zginąć " próbując.

Gdy zostało mi jeszcze trochę miejsca spakowałam pusty zeszyt i jakiś długopis. Może mógł mi się kiedyś przydać. Mając już wszystko ubrałam moje najcieplejsze ubrania jakie posiadałam, nastawiając się na to, że najbliższe noce spędzę prawdopodobnie pod gołym niebem.

Ubrana i spakowana miałam już wyjść, gdy do drzwi ktoś zapukał. Spanikowana wepchnęłam plecak pod swoje łóżko, a kurtkę rzuciłam szybko na łóżko An. Sprawdzając jeszcze kątem oka czy wygląda pokój w miarę normalnie krzyknęłam:
- Proszę!- Ku mojemu zdenerwowaniu drzwi otworzyła Ros. Gorzej być nie mogło....
- Cześć. Widzę, że już się pakujesz.- O Boże... Chciałam zaprzeczyć, lecz nie zdążyłam.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Mi na początek też kazali zamieszkać z nimi. Spokojnie nie będzie tak źle. Zobaczysz. Szybko polubisz to miejsce. - Zawał. Właśnie przeżyłam zawał myśląc, że mój plan wziął w łeb.
-Tak, tak. Oczywiście, że Zack prosił, abym zamieszkała w tamtym budynku. Wiesz jeśli nie masz nic przeciwko. To czy mogłabyś mnie zostawić samą? Muszę przemyśleć jeszcze parę spraw i w ogóle.- Słowa padały z moich ust, jak pociski z karabinu. Nerwowo rozglądałam się dookoła nie patrząc jej w twarz. Czemu jeszcze sobie nie poszła? Niech sobie już idzie! Moje myśli krzyczały nie pozwalając mi się na niczym skupić.
- Dobrze. Nie ma sprawy. Jak skończysz się pakować to wpadnij do mnie to pomogę ci się zadomowić w nowym otoczeniu.- Mrugnęła do mnie zatrzaskując za sobą drzwi.

Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że przez ten cały czas wstrzymywałam z zapartym tchem oddech. Słysząc coraz to bardziej oddalające się kroki odetchnęłam z ulgą. Szybko wyciągnęłam plecak, ubrałam kurtkę i czym prędzej poszłam skradać się niezauważanie cicho do wyjścia z budynku.

Na zewnątrz było pusto. Ostatni raz spojrzałam na budynki szkoły. Założyłam bransoletkę.Po czym puściłam się biegiem w las.

~~~~~~~
- Hej chłopaki!- Przywitała się różowowłosa dziewczyna, znajdując swoich kolegów rozłożonych na kanapie przed telewizorem. Nie pierwszy raz widziała ich, jak zabijają swój "cenny" czas na oglądanie głupich seriali, lecz co mieli robić, gdy pół wieczności stało przed nimi otworem.
- Cześć Ros.- Odpowiedzieli chórem, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Widziałam przed chwilą Miriam. Pakowała się. Nie musieliście jej tak poganiać. Mogliście dać jej trochę czasu na przyswojenie się z całą tą sytuacją.- Dziewczyna siadła na fotelu przed nimi. Nie podobało się jej, że odrazu z rzucili na nową wszystkie te rewelacje, lecz nie ona tu rządziła. Mogła tylko stać z boku i czasem próbować pomóc.
- Tak.... Co?! Czekaj. Co powiedziałaś?! - Zack rzucał jej zdenerwowane spojrzenia.
- No, że kazaliście się jej tak szybko już przenieść. Moim zdaniem mogliście poczekać. Dać jej trochę czasu do ...- Chłopak przerwał jej w połowie kolejnego zdania.
- Co! Przecież my jej nic na ten temat nie mówiliśmy! - Wszyscy w mig pojeli co się stało podrywając się z swoich siedzeń.
- Szlag! - Zawarczał brunet. Parę sekund później jego i jego przyjaciela sylwetki zniknęły za drzwiam.
- Cholera.- Mruknęła do siebie Rose rzucając się na pomoc w poszukiwaniu Mir.

~~~~~
Biegłam przez las, przedzierając się przez dzikie ostępy. Z tyłu za mną już dawno zniknął jakikolwiek ślad szkoły, roztaczając przedemną niezmierzone połacie lasu i zieleni. Coraz bliżej nadchodził mrok pogrążając wszystko w ciszy. Nade mną pochukiwała sowa, a z daleka dało się słyszeć szum płynącej rzeki. Nie myślałam, że już tak daleko się zapędziłam. Od samego wejścia w las biegłam co sił w płucach i nogach, przezwyciężając stopniowe zmęczenie. Nie zatrzymywałam się na krótki odpoczynek, ani nie odwracałam się do tyłu. Musiałam zwiększyć dystans między mną a szkołą. Dopóki nie będę pewna nie zatrzymam się. Tak powtarzałam sobie motywując się do dalszego biegu.
Cisza lasu była czasami ogłuszająca. Jedyne co wtedy słyszałam to mój urywany oddech i szelest liści pod moimi stopami. Co jakiś czas patrzyłam na zegarek na ręce zastanawiając się czy mnie już szukają, a jak tak to gdzie. Napewno nie mogli się nikogo spytać gdzie mogłam iść, gdyż nie zostawiłam nawet pożegnalnego listu. Szkoda jedynie było mi An mojej najlepszej przyjaciółki, którą musiałam w tak okrutny sposób zostawić.

W lesie zapadał już zmrok. Niewiele widziałam. Poruszałam się ostrożnie. Patrząc gdzie stawiam kolejne kroki. W końcu było tak ciemno, że nie dało się już dalej nawet iść. Zmęczona i zsapana kucnęłam pod drzewem wyciągając z plecaka butelkę wody. Pijąc spojrzałam w niebo przy okazji znajdując nad sobą dość grubą i wysoko położoną gałąź. Nie czekając dużej wdrapałam się na nią. Plecak zawiesiłam na gałęzi obok, a sama siedząc w miarę stabilnie podparłam głowę na ramieniu. Nie czekałam długo, aż z przemęczenia zmorzył mnie sen.


ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz