Rozdział 28

1.8K 178 1
                                    


Tik, tak. Tik, tak.
Zegar w mojej głowie bezczelnie odmierzał czas. Gdzieś z tyłu czaszki czułam tępe pulsowanie.

Nie potrafiłam się zbudzić. Świadomość majaczyła na granicy jawy i snu. Słyszałam różne odgłosy zlewające się w jeden szum i hałas, który sprawiał, że po policzkach spływały mi łzy. Ból był niedozniesienia. W tej chwili jedyna sensowna odpowiedź wskazywała na to, że coś przejechało moją biedną głowę.

Nie mogłam się ruszyć, a z każdym przybliżeniem na powierzchnię do wynurzenia się z mgły otaczającej mój umysł i próbą otwarcia oczu za każdym razem mdlałam. Na nic zdawały się moje próby. Nie byłam wstanie skupić się na oczyszczeniu myśli z mgły i bólu.

W końcu postanowiłam spróbować z resztą mojego ciała. Siłą umysłu starałam się najpierw rozluźnić wszystkie mięśnie, a potem po kolei skupiając się na poszczególnych partiach wyczuć jak bardzo ucierpiałam w danym miejscu.

Zajęcie to zajęło mi sporo czasu, ale byłam w 99,9 procentach pewna moich obrażeń. Oprócz oczywistego urazu głowy i złamanej ręki miałam parę siniaków, a w miejscach gdzie moje ręce i nogi były związane, liny wrzynały się w ciało. Ponad to domyślałam się, że znajduję się w piwnicy jakiegoś domu, leżąc na boku na podłodze. Zewsząd do moich nozdrzy dolatywał zapach wilgoci i pleśni, który sugerował, że pomieszczenie to raczej nie było zadbane. Mogłam modlić się, abym w końcu odzyskała świadomość.

Nie wiem ile czasu tak leżałam. Choć miałam oczy zamknięte kręciło mi się w głowie. Czułam jak z każdą sekundą odpływam już na zawsze. Uczucie to było podobne do tego, gdy umierałam w stołówce. Nie chciałam po raz kolejny przechodzić przez ten koszmar. Z zapartym tchem walczyłam o kolejne sekundy życia.

Trzask. Usłyszałam trzask dochodzący zza drzwi. Ktoś rozmawiał i szurał butami. Echo kroków niosło się wzdłuż całego pomieszczenia. Nie ruszałam się. Z resztą nie byłam wstanie. Wstrzymałam oddech, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk przekręcanego klucza i otwierającego się zamka.
-Nie rusza się.- Zawarczała wściekle jakaś kobieta. Nie mogłam ich zobaczyć, ale byłam wstanie określić za pomocą nowego szóstego zmysłu ich prawdopodobne położenie.
- Mieliście dostarczyć ją żywą!- Wykrzyczała zła Janet. Dopiero teraz po głosie poznałam, że to ona.
- Pani! Ale dziewczyna była żywa, gdy ją pojmaliśmy!- Zapiszczał cienki, przestraszony głosik.

Dalej leżałam nieprzytomna, choć słyszałam, co się dzieje wokół mnie. Coraz ciężej było mi oddychać. Jeżeli moi porywacze niczego nie zrobią to za chwilę będę leżała martwa.

- Podejdź do niej i sprawdź, co z nią!- Janet nadal wrzeszczała na tego kogoś, kto przyszedł z nią.
- Już, już moja pani.- Szept ledwie głośniejszy niż oddech dotarł do moich uszu. To coś lub ten ktoś zbliżał się do mnie. Nagle poczułam jak coś oślizgłego dotyka moich rąk, a następnie przystawia rękę do mojej twarzy.

Gdybym była prawidłowo przytomna to w tej chwili na pewno bym z wymiotowała. Ręka intruza była nie tylko pokryta dziwnym śluzem, ale i też śmierdziała rozkładającym się ciałem, a w dotyku była koścista. W tej chwili dziękowałam Bogu, że nie mogłam otworzyć oczu.
- Nie re..-Próbowała wyjęczeć skrzekliwie istota.
-Wyduś to z siebie!- Krzyk Janet niósł się echem po pomieszczeniu przyprawiając mnie o kolejny ból głowy. Choć w tej chwili fakt, że i tak do tej pory wytrzymałam bez krzyku był cudem.
- Nie reaguje!- Pisnęło oślizgłe coś. Ryk wściekłości zatrząsł ścianami. Nie wiedzieć, czemu poczułam dziwną energię wokół jak przypuszczałam Janet, która w tej chwili schylała się nade mną. Energia ta rozpaliła moje zmysły i ustawiła je na tryb walki o przetrwanie. Silną myślą, która nawiedziła mnie w tym samym czasie była chęć mordu i polowanie na ofiarę.

ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz