Siedziałam oparta beztrosko o blat stołu. Powoli sączyłam parujące kakao i myślami odpływałam gdzieś daleko po za horyzont.
Minęły już dwa tygodnie od kiedy zaczęłam pracę w tej małej restauracji. Dni mijały szybko, a czas nieubłaganie gnał do przodu. Nim się spostrzegłam całkiem nieźle zadomowiłam się w tym miejscu.
Chodziłam codziennie na zmiany od rana do wieczora, a po pracy wracałam do "mojego domu'' i zmęczona zasypiałam, powtarzając tą rutynę każdego dnia. Choć byłam w tym mieście już wystarczającą ilość czasu nie wychodziłam nigdzie po za narzucone sobie granice. Nie chciałam aby ktokolwiek odkrył moją tożsamość, a ta na pewno figurowała w tutejszym komisariacie policji. Tak, więc chodziłam stale tymi samymi ścieżkami, a w ciągu dnia dawałam się porwać nurtowi pracy, jaki stale czekał za drzwiami restauracji. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo w tak krótkim okresie czasu polubiłam to miejsce i jego pracowników. Nie był to może szczyt moich marzeń, lecz w tej chwili w zupełności wystarczyło mi to co miałam.
Ciągle jednak zdobywałam się na odwagę, aby w końcu zadzwonić do szkoły i poinformować kogokolwiek, że nic mi nie jest.
Byłam nieodpowiedzialna, lecz człowiek ze strachu robi różne, głupie i nierozsądne rzeczy.
Chciałam zadzwonić, lecz moja cholernie uparta strona nie dawała za wygraną. Moja osobowość sama siebie rozrywała na kawałki, dzieląc między uczucia i emocje wszystkie podjęte decyzje. To dzięki niej w tej chwili siedziałam sama w knajpie jakiegoś gościa, pracując tu niż spędzać czas z moją ukochaną przyjaciółką w klasie. Ta myśl przypomniała mi jak okrutnie potraktowałam jedyną osobę na, której mi tak naprawdę zależało, zostawiając ją w niewiedzy i martwiącą się czy może, aby na pewno jeszcze żyję.
Przykro mi było, że tak perfidnie pozostawiłam An bez jakichkolwiek wyjaśnień. Będąc moją przyjaciółką zasługiwała na lepsze traktowanie z mojej strony, ale wtedy gdy podjęłam decyzję o ucieczce nie myślałam do końca racjonalnie. Teraz patrząc wstecz pewnie nawet bym nie uciekła, lecz teraz było już za późno.
Trzeba wypić piwo, które się na ważyło.- Z tą myślą ruszyłam z powrotem za ladę, kończąc tym zarazem moją przerwę.
Popołudniami panował tu straszliwy tłok. Ludzie kończyli pracę, szkołę i przychodzili, aby coś zjeść i na chwilę odpocząć. Miałam wtedy straszliwe urwanie głowy. Na szczęście pod ręką byli też inni kelnerzy i kelnerki.
- Cath! Obsłuż proszę stolik numer 26! - zawołała za mną Mindy, jedna z tutejszych kelnerek.
- Już idę!- odparłam zabierając ze sobą pustą tacę, notes i długopis.
Nie patrzałam przed siebie, tylko rozbawiona spoglądałam na rysunki i grę kółko i krzyżyk namalowaną na prawie wszystkich dostępnych kartkach w notesie. Z przodu w rogu nabazgrane było imię sprawcy.
Jake
No, tak. To by wszystko wyjaśniało.Rozbawiona, dalej wpatrzona w notes podeszłam do stolika, z prawdziwym uśmiechem na twarzy podniosłam wzrok z nad kartki i na jednym oddechu wydusiłam:
- Co podać ?-zachowałam kamienną maskę. Przede mną siedział nie kto inny jak Janet i prawdopodobnie paczka jej przyjaciół. Nie mogłam dać jej poznać, że już kiedyś się spotkałyśmy. Musiałam grać.
-Po proszę cztery kawy- zamawiająca dziewczyna spojrzała na chłopaków siedzących po bokach- trzy cole i anielskie ciasteczka.- szybko notowałam, aby móc już odejść.
- Miriam- wyszeptała dosyć głośno Janet. Wszystkie głowy obróciły się w jej stronę, a ona sama spojrzała na mnie z szokiem w tych jej niebieskich oczach.Stałam jak zamurowana patrząc z niemym przerażeniem w oczach na dziewczynę, która w tej chwili zaczynała komplikować moje i tak już skomplikowane życie.
-Nie jestem Miriam- szepnęłam cicho, dodając o wiele mocniej- Musiałaś mnie z kimś pomylić- odparłam już o wiele bardziej zdecydowanie. W jej oczach tańczyła determinacja i ośla upartość. W tej chwili musiałam być przygotowana na każdą ewentualność.
- To ty.- Dziewczyna nie dawała za wygraną.
- Naprawdę musiałaś mnie z kimś pomylić. - odparłam na tyle stanowczo, że przez chwilę ujrzałam cień zawachania w jej oczach, lecz następnie miejsce to zastąpiła zwycięska radość.
Janet szepnęła na ucho coś swojej koleżance, a ta następnie podała to dalej, aż informacja trafiła do chłopaka obok mnie.Już miałam odejść, nie zwracając uwagi na ich ciche szepty, gdy poczułam na nadgarstku stalowy uścisk.
- Puść!-zawarczałam do chłopaka o nieludzko złotych oczach. Chłopak nic nie zrobił sobie z mojej surowej miny tylko wykręcił mi boleśnie rękę, aż wszyscy ujrzeli moje znamię.
Szlag.
- Miriam- Janet uśmiechnęła się złośliwie. Po raz pierwszy zauważyłam, że jej oczy przeskakiwały to z niebieskiej barwy, to na złotą. Policzek przecinała brzydka szara blizna, a gdy wymówiła moje imię gdzieś tam w jej ustach ujrzałam cień szpiczastych kłów.Szarpałam rękę zaciekle, powoli spoglądając na twarze reszty jej przyjaciół. Każda z nich po dwukrotnym mrugnięciu powiekami stawała się poszarzała, brzydka, oszpecona. Obraz ten przywoływał mi na myśl pochód żywych trupów. Przerażona zaczęłam się trząść, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. Do moich nozdrzy doszedł też w końcu odór ich gnijących ciał. Mój żołądek próbował powstrzymać automatyczny odruch wymiotny.
To tylko zły sen. Próbowałam sobie w mówić, zamykając oczy i z powrotem je otwierając, lecz oni nadal siedzieli przede mną, gdy tylko je otworzyłam.Ich krzesła zaczęły się podnosić, a moje serce ominęło jedno uderzenie. Znowu zaczęłam walczyć, lecz znów otrzymałam za to mocniejszy uchwyt po którym usłuszałam charakterystyczny trzask łamanych kości. Momentalnie zawyłam z bólu upadając na kolana. Zacisnęłam zęby i nie otwierałam oczu.
Modliłam się, aby czas nagle stanął.
Proszę- szeptałam żałośnie w myślach.Nagle poczułam jak coś porusza się na mojej szyji. Nie otwierałam oczu. Wolałam nie wiedzieć co to,gdyż mogła być to jedna z rąk któregoś z truposzów.
Ciaśniej zacisnęłam oczy.
Proszę- krzyknęłam w myślach czując jak po plecach przechodzą mi ciarki.
Zamiast dźwięków szurania i rozmów usłuszałam szum, a w powietrzu wokół wyczułam ładunki napięcia elektrycznego. Cisza była zbyt przytłaczająca. Zaciekawiona otworzyłam oczy.Nikt się nie ruszał. Powietrze jakby stało, a tylko ja byłam wstanie wykonać ruch. Nie czekałam, aż stan ten minie. Musiałam korzystać z tego co w danej chwili przyniosło mi szczęście.
Pomimo straszliwego bólu promieniującego z ręki wstałam i drugą zdrową ręką odgiełam palce chłopaka z mojego nadgarstka. Ręka bolała jeszcze chwilę, lecz następnie ściągnęłam bandankę z jednej i założyłam na nią jako prowizorycznych opatrunek.
Przez cały ten czas mój wisiorek wisiał bezwładnie w powietrzu świecąc oślepiającym blaskiem.
Nie wnikałam dlaczego się tak dzieje tylko szybko ruszyłam biegiem na zaplecze po moje rzeczy i z powrotem biegiem ruszyłam do głównego wyjścia restauracji chcąc być już jak najdalej stąd.Szarpnięciem otworzyłam drzwi i z głupią miną przywitałam się z osobą za nimi.
- Część Zack
CZYTASZ
Żniwiarze
ParanormalŚmierć przychodzi szybko. Lecz czy jesteś wstanie oszukać przeznaczenie ? #1 w kategorii Paranormal<-14.08.2016r. #4 w kategorii Paranormal<-19.04.2017r. #3 w kategorii Paranormal- 02.01.2018r.???