Rozdział 23

2.1K 214 5
                                    

Z dedykacją dla wszystkich moich czytelników <3

Obudził mnie hałas wywołany ulewą za oknem. Deszcz zaciekle bębnił w szyby, a szalejecy wiatr na zewnątrz huczał w koronach drzew. Nie chciałam wstawać. Było mi tak ciepło i przytulnie. Dawno nie czułam się tak wypoczęta. Myśli swobodnie dryfowały nie zaprzątając mi niepotrzebnie głowy, a kokon z koca utrzymywał mnie z daleka od wszystkich moich zmartwień. Niestety tą sielankę musiały przerwać mi wspomnienia powracające i przypominające dlaczego się tu znalazłam. W jednej chwili moją radość pochłonęła czarna rozpacz. Przypomniała mi każdą sekundę, minutę i chwilę w której każde zdarzenie doprowadziło mnie do tego obecnego. Nie miałam domu, przyjaciół, ani rodziny. Nie miałam gdzie się podziać, a ponad to uciekałam ze szkoły. Moje życie było jedną wielką katastrofą, a szalone wierzenia NKwS doprowadzały mnie w niektórych momentach do szaleństwa. W tej chwili musiałam zapomnieć o tym wszystkim i spróbować ratować to co zostało ze mnie. Mając czas i chwilę spokoju zebrałam wszystkie myśli ustalając pokoleji priorytety.

Po pierwsze musiałam opuścić dom Janet. Dziewczyna była miła i troskliwa, ale nie mogłam wplątywać jej w moje dziwaczne życie. Po drugie musiałam znaleźć sobie jakieś lokum, które było by mi domem, a po trzecie musiałam wymśleć co zrobię dalej, gdy dwa pierwsze punkty będą spełnione.

Wypełniając moją listę zaczęłam od jedynki. Cicho i maksymalnie starannie, jak umiałam poskładałam koc i ułożyłam go na boku sofy wraz z poduszką. Brudny ręcznik wrzuciłam do kosza na brudne ubrania i szybko,póki mogłam skorzystałam z toalety. Myjąc zęby, szczotkując włosy i wykonując resztę z podstawowych czynności. Ubrana i spakowana postanowiłam się pożegnać z Janet pisząc na kartce, która leżała na stoliku obok kanapy moje serdeczne i szczere podziękowania.  Gdy już założyłam moją kurtkę i buty delikatnie przekręciłam klucz w drzwiach i cicho wyszłam na dwór zatrzaskując niechcący drzwi. Stanęłam i nasłuchiwałam, ale żaden hałas nie dobiegł moich uszu, więc mogłam iść.

Na zewnątrz nie padał już deszcz. Słońce próbowało przebić się przez chmury, ale z marnym skutkiem. Na ulicy i w ogrodach ludzi mieszkających na tym osiedlu stały ogromne kałuże. Omijałam je idąc chodnikiem, ale niekiedy zajmowały go całego zmuszając mnie do zejścia na jezdnię. Szłam wolnym tempem, niespiesząc się nigdzie. Gdy byłam już w miarę daleko odwróciłam się ostatni raz spoglądając na znikający w oddali dom Janet. Teraz znowu byłam zdana sama na siebie.

Przechodziłam ulicami kierując się do centrum miasta, lecz jednak ciągle wracając na przedmieścia. Chodziłam tak w kółko szukając wzrokiem czegoś co przykuło by moją uwagę. Latarnie przestawały świecić, a zza ciemnych , gęstych chmur nareszcie wyłoniło się tak długo wyczekiwane słońce. Moja passa jednak nie polepszyła się z nadejściem słońca. Dalej krążyłam bez celu w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się na tymczasowy schron.

Nie mając już sił na dalsze poszukiwania postanowiłam wreszcie sobie choć chwilę odpocząć. Będąc w końcu w centrum znalazłam bankomat i wypłaciłam  z mojej karty trochę gotówki, pozwalającej mi na kupienie tego czego w tej chwili najbardziej potrzebowałam. Mając przy sobie pieniądze mogłam iść znaleźć jakiś bar w którym możnaby było zjeść coś sycącego apetyt.

Długo nie szukając znalazłam knajpkę o nazwie "Bed and Breakfast ". Wnętrze przywitało mnie ciepłymi kolorami zapraszając do środka i mówiąc, że nie warto opuszczać tego lokalu. W pomieszczeniu było mało ludzi, a jedyni klienci, którzy tu byli szybko konsumowali swoje posiłki i biegiem pędzli do pracy. Znajdując całkiem w rogu  puste miejsce usiadłam przy stoliku i czekałam, aż ktoś przyjdzie i odbierze ode mnie zamówienie. Nie minęła minuta, a przede mną w zielonych okularach kujonkach pojawiła się niska blondynka o niebieskich, jak ocean oczach. Choć taka mała i niepozorna szybko i precyzyjnie odebrała ode mnie zamówienie i popędziła do następnego klienta. Czekałam może dwie, trzy minuty, a potem na stole pojawiły się przede mną naleśniki oblane syropem klonowym. Mój brzuch burczał już z niecierpliwości pośpieszając mnie do szybkiego pałaszowania dania. Będąc już sytą mogłam podziwiać wystrój lokalu i gdy kelner odbierał pieniądze za posiłek spytałam wprost.
- Poszukujecie może dodatkowych rąk do pracy? - spytałam zadziwiając jednocześnie i kelnera i samą siebie. Nie wiedziałam skąd do głowy przyszedł mi taki pomysł, lecz byłam pewna, że nie jest on taki zły.
- Właściciel ostatnio wspominał nam coś o zatrudnieniu może nowego pracownika, lecz nie ogłosił tego jeszcze oficjalnie.
- A czy jest taka szansa, że mogłabym z nim porozmawiać?
- Mogę sprawdzić- oznajmił mi chłopak znikając za kontuarem. Po chwili wyszedł i skinął  głową, żebym dołączyła do niego. Przeszliśmy do drzwi za barem i skierowaliśmy się korytarzem do ostatnich drzwi z napisem Boss.
- Możesz zapukać i wejść. Szef już na ciebie czeka.- oznajmił przyjaźnie chłopak, po czym wrócił z powrotem do swojej pracy.

Stojąc przed drzwiami wzięłam głęboki oddech,ostatni raz spoglądając na wyjście. Delikatnym ruchem zapukałam do drzwi i słysząc z wewnątrz proszę wparowałam do środka.

Biuro było przestronne i o dziwo czyste. Żadne papiery nie latały bezpańsko po podłodze, a meble i ściany były tak, jak cały ten lokal w czerwono białych barwach. Za biurkiem siedział mężczyzna z pierwszymi oznakami siwości na czarnej czyprynie i w schludnym, czystym ubraniu.

Wchodząc mężczyzna ten pochylał się nad jakimś papierami, lecz gdy tylko stanęłam blisko  niego szybko podniósł na mnie wzrok.
-Usiadź proszę.- wskazał gestem na krzesło naprzeciwko niego.
- Co cię tu sprowadza?- spytał przyjaznym tonem, lekko się uśmiechając.
- Poszukuję pracy, a gdy jadłam tu posiłek naszła mnie myśl, że miło by się pracowało w takim miejscu, więc spróbowałam  choć zapytać  się o taką możliwość.- skończyłam próbując wywrzeć, jak najlepsze pierwsze wrażenie.
- Pracowałaś gdzieś kiedyś?
- Nie, ale szybko się uczę i starannie wykonuję powierzone mi zadania. Gdyby mnie pan przyjął mogłabym zacząć już od dziś.
- No dobrze. Myślę, że będziesz się nadawać do tej pracy.
- Och. Dziękuję. Nie zawiodę pana. Kiedy mogę zacząć?
- Jeśli możesz, dobrze by było gdybyś przyszła już dziś. Gdzieś tak koło piątej. Pasuje ci?
- Tak, tak. Oczywiście.
- No to witaj na pokładzie. Jestem Joshua Bolster.- mój nowy szef wyciągnął do mnie rękę, a ja odwzjajemniłam ten gest.
-Miło mi. Jestem...Cathrina. Martin.- zająknęłam się lekko przy imieniu i nazwisku, ale nie mogłam przecież stale posługiwać się moją prawdziwą tożsamością. Ktoś w końcu mógłby mnie przecież znaleźć, a kłamstwem i tak było tylko moje nazwisko zmienione na nazwisko chłopaka, którego nienawidziłam, choć już nie byłam pewna co tak naprawdę do niego czuję, a imię było moim prawdziwym drugim imieniem, którego nigdy nie używałam.
- Widzimy się w takim razie o piątej- odparł spokojnie mężczyzna,  widocznie nie zauważając mojego chwilowego zawachania.
- Dobrze. Do widzenia.- odpowiedziałam pogodnie i zniknęłam za drzwiami.
~~~~
- Tu jej nie ma- odparła sucho zakapturzona postać.
-Jak to nie ma?! Widziałem, jak wpada do rzeki!
- Dziewczyna jakimś cudem uniknęła śmierci poraz kolejny- wywarczała wkurzona Śmierć.
- Przecież to niemożliwe- chłopak złapał się za głowę czując, jak potępieńcze jęki wwiercają się w jego mózg.
- Idź mój posłańcu i znajdź ją.

Jesteś teraz częścią mojego królestwa.
I do ciebie należy też moja siła. Nie pozwól na to, aby Malum dziewczyna wskrzesiła.

Śmierć pochłonęły ognie piekielne, a chłopak upadł na ziemię zmęczony.


ŻniwiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz