✬✬✬ 7 ✬✬✬

571 38 2
                                    

          Później znów gdzieś wyszedł. Byłam przerażona, bałam się, że mogę nawet umrzeć. Zatęskniłam za rodziną, zupełnie jak mała dziewczynka i chciało mi się płakać. Wpatrywałam się niechętnie w chłopaka, którego miałam przed oczami. Nie wyglądał na takiego, kim naprawdę był. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz, tam na ulicy, to pomyślałam, że to całkiem miły chłopak, który rzeczywiście chce pomóc poszkodowanemu. Ech, jaka ja byłam naiwna... Dałam się nabrać temu zdrajcy. Nawet nie wiedziałam, jak ma na imię? Gdybym tylko miała coś, co pomogłoby mi się stąd wydostać...

         W pewnej chwili w mojej głowie zaświeciło się światełko. No tak! Przecież mam scyzoryk, który wygrzebałam z szafki w łazience! 

          W mojej głowie zrodził się szum. Nie miałam, bladego pojęcia, jak się rozwiązać, a każda sekunda była nie mniej cenna złoto. Wiedziałam, że jeśli się nie pospieszę, to nie wszystko stracone. Schyliłam głowę do przodu i próbowałam przegryźć sznurek, który oplatał mi część ramion. Mój brat, Karol, na pewno by sobie z tym dużo lepiej poradził niż ja... On zawsze przegryzał bez problemu różne papierki, taśmy czy opakowania, gdy pod ręką nie było nożyczek. A ja? Nienawidziłam, kiedy wbijałam zęby w plastik, czy jak w tym przypadku - sznurek. Pośpiech i strach jednak sprawiły, że lada chwila sznurek się przerwał. Później już poszło gładko. Z kurtki wyciągnęłam scyzoryk i przecięłam resztę sznurków, którymi byłam obwiązana. Teraz liczył się czas, by stąd uciec. 

          Otworzyłam drzwi i nie zważając na dokuczliwy chłód, wybiegłam z chaty. Gdy przebiegłam kawałek, zaczęłam krzyczeć o pomoc. Nie wiedziałam, co począć. Las był za duży, a moja orientacja w terenie była marna. Czułam tylko, jak palce mi marzną, więc chowałam je kieszeniach kurtki. Scyzoryk włożyłam do bluzy, pod kurtką, gdyż nie mogłam już dłużej go trzymać w ręce, z powodu mrozu, jaki panował. 

          Biegłam i krzyczałam zarazem, ile tylko miałam w płucach sił. Miałam nadzieję, że tym razem ktoś mnie usłyszy. W pewnym momencie potknęłam się o coś i runęłam na ziemię jak długa. Poczułam przeraźliwy ból w prawym kolanie i miałam już wątpliwości, że chyba uszkodziłam kość. Próbowałam się podnieść, ale nagle brakło mi siły. Byłam zbyt zmęczona, przestraszona i zmarznięta, by móc biec dalej. Położyłam się zdyszana na zaśnieżonej ściółce i sapałam. 

         Mimo wszystko, byłam pewna, że teraz już się wydostanę z tej pułapki, że znajdzie mnie policja. Tliła się we mnie ogromna nadzieja, że uda mi się. Ucieknę. Wszystko jednak straciło swoje barwy, gdy zobaczyłam znów tego chłopaka, który biegł w moją stronę. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Momentalnie wstałam, żałując, że się zatrzymałam. Próbowałam biec jak najszybciej, ale moje kolano dawało się we znaki. Kulałam, ale biegłam, próbując zamaskować strachem ból. Krzyczałam z całych sił, tak, aby ktoś mnie usłyszał. No bo, do piernika jasnego, musi tu w pobliżu ktoś mieszkać! 

          -POMOCY! RATUNKU - krzyczałam. Wydawało mi się, że zedrę sobie struny głosowe. 

Ból był tak ogromny, że miałam wrażenie, że nie dam rady zrobić kroku dalej. Biegłam coraz wolniej, aż w końcu chłopak chwycił mnie mocno za kaptur i przycisnął do drzewa. W oczach pojawiły mi się łzy. Unieruchomił mnie rękami, więc jakiekolwiek wyrywanie się nie miało sensu. 

         -Ty... - podniósł pięść, jakby chciał mnie uderzyć, ale nie zrobił tego - Debilko.

        Wiedziałam, że to było najłagodniejsze słowo, jakie mógł użyć. Na pewno chciał mnie zwyzywać od suk i dziwek. Wpatrywaliśmy się sobie prosto w oczy. Moje - pełne strachu, paniki i smutku. Jego - bezlitosne, zawiedzione, pałające złością i nienawiścią. 

        -Dlaczego to robisz? - wyszeptałam to samo pytanie, co kilka godzin wcześniej. Znów nie odpowiedział, więc kontynuowałam - Mam rodzinę, przyjaciół... Wszyscy na mnie czekają, w końcu idą święta. Chciałam je spędzić w domu. A... kilka tygodni temu zostałam dalszą ciocią... Chciałam go spotkać. Po prostu chciałam je przeżyć w tak fantastycznej atmosferze z rodziną - mówiłam, ciągle używając słowo - chciałam i podkreślając ostatnie - rodziną - Nie z tobą!

       -Zamknij się do cholery! Czemu ty tak dużo mówisz?! - krzyknął.

       -Nie wiem, dlaczego? Nie wiem. Przecież do ciebie i tak to nie dotrze! Masz serce z kamienia, na skutek tego nie masz też żadnych uczuć!-wypaliłam. Taka była prawda. 

       Przegryzł wargę i znów krzyknął - Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to, że nie spędzisz świąt z rodziną. Nie obchodzi mnie, że jesteś ciocią. Nie obchodzi mnie, że chcesz tych durnych Świąt! 

      -Ty nie jesteś nawet człowiekiem! - wyszeptałam, a z moich oczu puściły się łzy.

       Złapał mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą. Nie miałam siły, ale szłam.

       -Boli - jęknęłam, po przebyciu sporego kawałka. Bolało mnie dosłownie wszystko - Kolano, nogi, ręce, głowa, palce u rąk. Najbardziej jednak bolało mnie serce, gdyż ubolewało nad tym, co się stało. Nie potrafiło wytrzymać tęsknoty, która przeważyła. Chciałam wrócić do domu. Mamusiu, tatusiu pomóżcie mi, proszę... 






Uciec przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz