✬✬✬ 3 ✬✬✬

683 42 18
                                    

          W piwnicy było strasznie zimno. Czułam jak od chłodu bolą mnie palce u stóp. Cała trzęsłam się z zimna. No i ciągle głębiły mnie myśli — Czego ten chłopak ode mnie chce? Nie mam pojęcia, jak długo płakałam, ale czas dłużył mi się nieubłaganie. Wciąż zastanawiałam się, czy rodzice mnie szukają? W myślach odmawiałam modlitwy, by Bóg mi pomógł.

         Gdy zrobiło się późno, opadłam na materac i zasnęłam. W pomieszczeniu byłam sama, nie mam pojęcia, gdzie był tamten chłopak. Co chwilę się budziłam przerażona, nie wiedząc, czy ten koszmar to tylko sen, czy rzeczywistość? Najgorsze jednak było to, że to nie był żaden sen... Po kilku godzinach krótkich snów i przebudzeń postanowiłam wymyślić jakiś sensowny plan, dzięki któremu udałoby mi się uciec. Ale co z tego, jeśli ja nawet nie mam pojęcia, gdzie jestem? Gdzie wtedy biec? Na policję? A co, jeśli on mnie złapie i zrobi mi coś...?

          Drzwi cicho skrzypnęły. Przeraziłam się, kto to?

         -Wstawaj — usłyszałam twardy głos.

          Mimowolnie wstałam i ruszyłam w jego stronę. Czyli już zaczyna świtać? Gdzie teraz?


          -Ubierz to — podał mi moją kurtkę. Dopiero wtedy zauważyłam, że nie miałam jej na sobie.


         -Ciekawe jak? - prychnęłam, wskazując na zawiązane ręce. Chłopak wziął nóż i szybko zaczął przecinać sznur. Mało ze strachu się nie zesrałam, jak widziałam, jak to robi. Myślałam, że mi utnie ręce, ale kto wie, czy właśnie tego nie chciał zrobić? - Ostrożnie! -syknęłam.


          On tylko spojrzał mi tylko w oczy i kontynuował przecinanie. Po chwili poczułam, jak moje nadgarstki się uwalniają. Cóż za wspaniałe uczucie!


          -No i... No bo... - zaczęłam nieśmiało.


          -Co?


          -Ja muszę, no wiesz...


           -O co chodzi?


          -Siku — powiedziałam po chwili — To chyba normalne. Nie jestem robotem.


          -Masz pięć minut — usłyszałam metalowy, bez żadnych uczuć głos. Wskazał mi ręką łazienkę i czym prędzej weszłam do pomieszczenia, ale pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, nie było to, o co prosiłam. Przeszukałam po cichu wszystkie szafki. Znalazłam w końcu jakiś scyzoryk. Czym prędzej włożyłam go do wewnętrznej kieszeni w kurtce, tak żeby nikt nie zauważył tego, a później załatwiłam to, co miałam zrobić. Wciąż jednak było mi mało. W innej szafce znalazłam sznurki i coś jeszcze...


         -Pięć minut minęło — usłyszałam głośne pukanie do drzwi.


         Nagle drzwi szafki, którą zamykałam, głośno trzasnęły. Zacisnęłam zęby.


         -Co ty tam robisz?!


         -Papieru brakło — była to jedyna rzecz, jaka przyszła mi do głowy i muszę przyznać, że była całkiem sensowna.


         -Chodź!


         -Idę... - mruknęłam, otwierając drzwi.


          Na polu było jeszcze jasno. Chłopak jednak nie związał mi rąk, żebym nie budziła żadnych podejrzeń, jak przypuszczałam. Szedł tak szybko, że nie mogłam nadążyć za nim. Dlaczego on taki był? Co ja mu zrobiłam? I co on chce mi zrobić? - to chyba było pytanie, na które nie mogłam sobie odpowiedzieć i bałam się, jak ta odpowiedź by brzmiała? Może lepiej byłoby nie wiedzieć?


         Gdy wyszliśmy z budynku, gdzieś w oddali ujrzałam starszą panią z psem rasy Jack Russell terrier na smyczy, dokładnie taki sam jak my kiedyś mięliśmy. Wabił się Pączek, ale długo nie pożył, bo zachciało mu się wskakiwać pod samochód. Co głupie, to głupie... Od tamtej pory nie chciałam mieć żadnego psa.


        Posłałam staruszce spojrzenie, które wręcz krzyczało „SoS". Chłopak, gdy zobaczył, że wpatruję się w kobietę, uśmiechnął się do niej, potem do mnie i pociągnął mnie za rękę, mówiąc krótko — Nie mamy czasu.


        -Czasu, na co? - nie rozumiałam, ale on już nie odpowiedział.


Po mniej więcej dwudziestu minutach drogi dotarliśmy do lasu. Im dalej się zagłębialiśmy, tym bardziej się bałam, ale i również wzrastała we mnie ochota ucieczki. Chciałam gdzieś niespostrzeżenie wymknąć się, ale to było niemożliwe. Po chwili ujrzałam jakąś chatę w środku lasu i ku moim obawom, właśnie tam weszliśmy.


        -Ręce — powiedział.


        -Co: ręce? -udawałam głupią.


        Chwycił mocno moje nadgarstki i znów zawiązał je sznurkiem. Później kazał mi usiąść i przywiązał mnie do krzesła.


        -Po co takie cyrki?


        -Wracam za piętnaście minut — powiedział i zniknął bez słowa za drzwiami na zewnątrz. A ja tak bardzo byłam głodna...  

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Coraz was więcej. Dziękuję za miłe słowa. Dzisiaj tylko jeden rozdział. Obiecuję, że będzie się działo... :) Zostańcie ze mną 








Uciec przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz