Wychodząc z baru, zastanawiałam się, czy te śniadanie wystarczająco sprawiło, że chłopak mi zaufał? Ile potrzebował mi zaufać, by mnie wypuścić? Czy to w ogóle działało w ten sposób?
Spojrzałam na niego ukradkiem, jak przepuszczał mnie w drzwiach. Był w świetnym humorze, ale to na pewno nie wystarczyło, żeby mnie wypuścił. Z jednej strony chciałam się uwolnić od niego, z drugiej potrzebował mojej pomocy. Wciąż biłam się z myślami, czy poświęciłabym jego życie, aby uciec?
Naprawdę było mi go żal, że tyle przeszedł. Najpierw matka pijaczka, później śmierć ukochanej babci, a następnie dziewczyny. To na pewno musiało być dla niego bardzo trudne, ale do jasnej cholery, dlaczego mnie uprowadził? I dlaczego, tam w tym domku, powiedziałam sobie, że na pewno mu pomogę? Może działam pod wpływem głodu? A może dodał mi coś do tej herbaty, którą wypiłam rano? Nie miałam pojęcia...
Zaczął mnie oprowadzać po mieście. Wszędzie były już choinki, ozdoby świąteczne, Mikołaje i wiele innych rzeczy przypominających święta. Wzdychnęłam ciężko na myśl o Świętach, które mogłam w tym roku spędzić sama, albo z Filipem.
-A tutaj znajduje się, można powiedzieć, centrum miasta. Galeria Rzeszów.
-Wejdziemy?-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Wiesz co... Wolałbym nie.
-No proszę-nie dawałam za wygraną. Miałam ogromną ochotę tam wejść. Nie chodziło o sklepy, bo i we Wrocławiu ich pełno, ale o to, że być może ktoś mnie pozna. Może rodzice rozwiesili jakieś ogłoszenia? Może nawet mówili o mnie w wiadomościach w telewizji, albo jakichś innych programach informacyjnych? Wtedy to policja by mnie "odebrała od niego", a nie ja bym uciekła, więc może akurat by się nie zabił?
-Nie, musimy wracać. Jest już około trzynastej.
Mogłam w tamtej chwili zrobić cokolwiek. Wyrwać mu się, zacząć prosić ludzi o pomoc, krzyczeć... Tyle było tu osób, moje szanse na powrót do domu zwiększyłyby się kilkukrotnie. Ale jak później mogłabym żyć, mając na sumieniu jego śmierć? Nie zniosłabym tego.
-Jaki dziś właściwie mamy dzień?- zapytałam próbując policzyć to sobie w głowie, nie potrafiłam jednak tego przekalkulować. Wydawało mi się, że od czasu, kiedy mnie porwał, minęło wiele czasu.
-Sobota. Muszę pokazać ci jeszcze kilka fajnych miejsc.
-Przed chwilą powiedziałeś, że nie wejdziemy do Galerii, ponieważ musimy wracać- zmrużyłam oczy podejrzliwie.
Staliśmy na chodniku przed ogromnym budynkiem milcząc. Po chwili dopiero zauważyłam, że jakaś mała dziewczynka dziewczynka stoi przed nami i się nam przypatruje. Miała czarne włosy związane w warkoczyki, a na głowie białą czapkę. Wyglądała na jakieś sześć lat, nie więcej.
-Czego ona tak się patrzy?- spytał cicho.
Uśmiechnęłam się do niej i przykucnęłam obok niej.
-Cześć, gdzie twoja mama?- zagadałam, ale ona była oszołomiona i nic nie chciała powiedzieć. Stała przestraszona wpatrując się to we mnie, to w Filipa.
-Jak masz na imię? Ja Kinga.- podałam jej rękę. Mała jednak zrobiła krok do tyłu, jakby się mnie bała. Nie miałam pojęcia, dlaczego?
Gdy Filip zbliżył się do niej, rozpłakała się i pobiegła do jakiejś kobiety rozmawiającej przez telefon. Wtedy zorientowałam się, że to jest jej matka. Dziewczynka przytuliła się do jej nogi i zaczęła mówić coś do niej, ale ona zupełnie jej nie słuchała.
-Mamusiu, to ta dziewczyna, co była w barze. To ta dziewczyna, co... Mamo! Mamo!- dziewczynka próbowała przemówić do niej, ale ona uciszała ją, nie przerywając rozmowy telefonicznej.
Zastanowiłam się, czy ta dziewczynka mnie rozpoznała i przestraszyła się Filipa? Może usłyszała o mnie gdzieś w telewizji, zobaczyła na plakacie albo w internecie?
-Chodźmy już- pociągnął mnie za rękę.
-Lubisz dzieci?
-Staram się do nich raczej nie przywiązywać.
-Dlaczego? Przecież one są takie słodkie. Takie niewinne! No i mają taką bujną wyobraźnię...
-Mam swoje powody-powiedział z zaciśniętymi zębami i przyspieszył kroku.
Nagle jakbym usłyszała głos matki-Uciekaj skarbie, uciekaj! I coś skusiło mnie, by to zrobić. Nagle zobojętniało mi nawet to, że on mógłby się zabić z mojego powodu. To psychopata- normalni ludzie tak się nie zachowują.
-Co się stało?- zapytałam-Jakie są te powody?
Otworzył mi drzwi do samochodu i z trudem wsiadłam. W głowie miałam toczyłam wojnę z myślami, czy mu się nie wyrwać, czy nie uciec. Jednak gdy zobaczyłam, co leży obok jego fotela, podjęłam ostateczną decyzję. Przełknęłam głośno ślinę i spróbowałam zachowywać się tak, jakby się nic nie stało, jakbym niczego nie zobaczyła.
Czarny pistolet leżał obok siedzenia i czekał, aż zostanie użyty. Miałam nadzieję, że Filip nie chciał użyć go.
-Miałem siostrę.
-Miałeś?
-Po urodzeniu, Gosia dostała zapalenia płuc, a wiesz jaka była matka... -zapalił samochód i ruszyliśmy-Nie była ani trochę odpowiedzialna. Nie leczyła jej, a ona... Mówiłem jej, przekonywałem ją, ale ona nie słuchała. Znów zaczęła się upijać... Pamiętam, jak pewnego ranka się obudziłem, a Gosia już nie oddychała... Po co ja ci to mówię? Nie obchodzi cię to, co?
Milczałam. Znów dowiedziałam się o nim czegoś nowego, czegoś tragicznego.
-Przykro mi- szepnęłam i odwróciłam głowę. Całą drogę milczeliśmy. Czasem coś do mnie powiedział, ale nie słuchałam go. Zatęskniłam za rodziną, chciałam wrócić do domu. Tęsknota coraz bardziej mnie ogarniała i musiałam się powstrzymywać, żeby nie puścić łez. Nie mogłam mu też powiedzieć, że chcę wrócić, żeby natychmiast mnie wypuścił, że zmieniłam zdanie, bo miał broń i skąd miałam wiedzieć, czy nie chciał jej użyć? Cała drżałam na myśl, że mógłby mnie postrzelić. Chciałam żyć.
Gdy nie patrzył, narysowałam na szybie napis "SOS" lustrzanym odbiciem, miałam nadzieję, że ktoś może to zauważy, ale tak się nie stało. Nim się obejrzałam, dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i poczekałam na niego. Gdy już ruszyliśmy w stronę lasu, spojrzałam raz ostatni w stronę auta, chcąc upewnić się, czy pistolet został w samochodzie. Myślałam, że za chwilę, chyba dostanę zawału, kiedy spostrzegłam, że nie było już tam broni. Filip musiał ją mieć przy sobie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem, czy ktoś z was przeczytał wcześniej ten rozdział, tylko w innej wersji? Bardzo przepraszam, jeśli tak. Jeśli nie, to wyjaśnię, jak to było:
Opublikowałam rozdział w zmienionej całkiem wersji, ale stwierdziłam, że ta książka nie może mieć takiego zakończenia, więc zmieniłam na całkiem inną wersję i oto rozdział 20 jest taki, jaki jest. Wydaje mi się, że ta wersja jest lepsza :)
CZYTASZ
Uciec przeznaczeniu
Bí ẩn / Giật gânUprowadzenie nastoletniej Kingi dwa tygodni przed Świętami to tragiczna wiadomość dla rodziny. Te święta miały być takie same jak każde inne. Rodzina Kowalewskich znów miała usiąść do Wigilijnego stołu, zjeść dwanaście potraw, a o północy wyruszyć...